[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do swego towarzysza niedoli. - Przykro mi, Max. To moja wina.
Mówiła wprost w ucho współwięznia, gdyż sznury tak mocno spętały oba ciała, że
stanowili coś w rodzaju nowej grupy Laokona.
- Musimy się uwolnić - odparł, nie przestając szarpać więzów.
- Niech pan da spokój... - powiedziała rzeczowym tonem - W ten sposób można
jedynie mocniej zacisnąć tę pętlę. Mam wrażenie, że tylko dobrym słowem zdołamy coś
wskórać.
Max usłuchał jej rady, gdyż ostre sznury boleśnie wrzynały się w ciało.
Centaur podszedł bliżej, aby przyjrzeć się im dokładniej. Przekonali się, że jego
szeroka twarz była jeszcze bardziej pomarszczona, niż mogli to sobie wyobrazić, lecz duże,
brązowe oczy zdradzały coś w rodzaju lekkiego zdumienia. yrebię podeszło z drugiej strony,
także obrzuciło ich ciekawskim spojrzeniem, po czym zabeczało cienkim głosem. Starszy
odpowiedział mu basem. Obaj zaczęli beczeć jednocześnie, po czym dzikim galopem rzucili
się w stronę stada,
- Mech pan tylko zachowa spokój... - wyszeptała Ellie - ...Przypuszczam, że obawiali
się, abyśmy nie uczynili temu małemu czegoś złego. Być może potrzymają nas jeszcze
chwilę, po czym puszczą.
- Całkiem możliwe. %7łałuję jednak, że nie mogę sięgnąć po nóż.
- Na litość Boską... W takich przypadkach tylko dyplomacja może coś zdziałać.
Teraz całe stado przygnało na górę. Otoczyli ich kołem i spoglądali ze zdumieniem,
wydając przy tym dzwięki podobne do trąbienia, rżenia i pokasływania zarazem. Max
nasłuchiwał.
- To chyba ich mowa...
- Z pewnością. Szkoda, że miss Mimsey nie uczyła mnie czegoś podobnego.
Większy centaur zbliżył się do więzniów i szarpnął za sznury. Więzy nieco puściły,
lecz ciągle nie mieli swobody ruchu.
- Wydaje mi się, że chcą nas rozwiązać - szepnął Max - Jeśli mam rację, zwiewamy
natychmiast do domu.
- Tak jest, szefie!
Tymczasem jakiś inny centaur sięgnął do swego worka i wyciągnął nowe lasso. Ugiął
przednie kończyny, przykląkł obok Maxa, po czym zasupłał sznur wokół przegubu lewej
dłoni. Węzeł był tak mocny, że tylko marynarz mógłby zrobić coś podobnego. W ten sam
sposób postąpiono z Ellie. Starszy centaur uderzył w więzy, które splatały ich wokół bioder.
Sznury opadły na ziemię. Ten, który założył im pęta na nogi, przepasał się sznurem wokół
tułowia, zaś koniec wsadził do worka.
Porozumiał się z przywódcą, a pózniej pociągnął za liny. Sznury napięły się, niczym
gumki, stawały się coraz cieńsze, aż osiągnęły długość około sześciu metrów. Max przycisnął
nóż do ciała Ellie.
- Niech pani przetnie swoje pęta, a pózniej gna, ile sił w nogach. Jeśli będzie trzeba,
potrafię ich powstrzymać.
- Nie.
- Do diabła, jeszcze pani mało?
- W porządku.
Chwyciła nóż i usiłowała przeciąć dziwne tworzywo, z którego wykonano sznury.
Centaury widziały te manewry, jednak niczego nie przedsięwzięły, aby ją powstrzymać, tylko
spoglądały z tą samą miną, jak poprzednio. Sprawiały wrażenie, jakby nigdy w życiu nie
widziały noża i nie miały pojęcia, do czego zmierzają usiłowania Ellie. W końcu dziewczyna
skapitulowała.
- Nic z tego. To tak mocne, jak durplastik.
- Przecież tym nożem można się golić! - szepnął oniemiały Max - Niech pani
pozwoli...
Także i on nie miał szczęścia. Tymczasem stado ruszyło z kopyta. Musieli biec za
zwierzętami, albo dać się wlec. Podskakując na jednej nodze schował nóż do buta.
Przez kilka metrów stado biegło lekkim kłusem, pózniej zwiększyło tempo,
przypominając oddział galopującej kawalerii. W tej samej chwili Ellie potknęła się i runęła na
ziemię. Max kucnął, naprężył sznur, po czym krzyknął co sił w płucach.
- Ejże! Prrry... Zatrzymać się! Centaur, który ich ciągnął, przystanął.
Zwrócił ku nim swą twarz, na której malowała się niema prośba o wybaczenie.
- Posłuchaj, idioto... - parsknął wściekle Max - Nie jesteśmy końmi. Nie możemy
pędzić galopem. Mówiąc to pomagał Ellie powstać.
- Jest pani ranna?
- Chyba nie - odparła, powstrzymując łzy, błyszczące w oczach - Ręka jest paskudnie
podrapana...
- Nieważne. Proszę mu tylko powiedzieć, żeby tak nie pędził. Centaur, widząc, że
dziewczyna już powstała, ponownie ruszył przed siebie ostrym kłusem. Tym razem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]