[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cia na bok i zasiadł z bratem do zapasów. Wsparci na ło
kciach, złączyli swoje dłonie i rozpoczęli zmagania.
- Co oni robią? - zaciekawiła się Freddie.
- Wygłupiają się - wyjaśniła Natasza, obejmując
170 KSI%7Å‚NICZKA I CZAROWNICA
dziewczynkę ramieniem. - Sydney, to moja najstarsza cór
ka, Freddie, to jest panna Hayward, przyjaciółka Michaela.
Sydney uśmiechnęła się.
- Witaj, my się przecież znamy, widziałyśmy się, kiedy
byłaś malutką dziewczynką.
- Naprawdę? - Freddie nie wiedziała, czy wpatrywać
się w Sydney, czy śledzić zmagania mężczyzn.
Napięte mięśnie i zacięty wyraz ich twarzy świadczy
ły, że obaj traktują ten sprawdzian siły niezmiernie po
ważnie.
- Tak, to było dawno i... - Sydney zaplątała się. Przez
chwilę czuła na sobie spojrzenie Michaela. - Znałam two
jego tatę, kiedy mieszkaliście w Nowym Jorku.
W drugim rogu stołu pozostali członkowie rodziny bie
siadowali dalej.
- Możesz mi podać sok? - odezwała się Rachel znad
talerza. Michael wolną ręką przysunął jej butelkę. - Mamo,
chcesz się przejechać do miasta, jak skończymy? - zwróci
Å‚a siÄ™ do Nadii.
- Z przyjemnością - odparła Nadia, nie zwracając uwa
gi na synów - możemy zabrać Katię, oczywiście jeśli Na
tasza siÄ™ zgodzi.
- Sama z wami pojadę - Natasza wytarła ręce - rzucę
okiem na sklep. Mam taki sklepik z zabawkami - wyjaśni
ła Sydney, zapatrzonej w męską część stołu. Była tak zafa
scynowana zmaganiami Michaela i Alexa, że mogłaby
równie dobrze usłyszeć, że Natasza zamierza wydzierża
wić poligon wojskowy, a i to nie zrobiłoby pewnie na niej
wrażenia.
Trzy panie Stanisławskie wymieniły znaczące spojrzę-
KSI%7Å‚NICZKA I CZAROWNICA 1 7 1
nia. Nadia zaś oczyma duszy wyobraziła sobie swojego
pierworodnego na ślubnym kobiercu.
- Może kawy, Sydney?
- Ja... co takiego? O Boże...
Zadzwięczało szkło, brzęknęły sztućce, Michael z trza
skiem powalił dłoń brata na stół. Freddie klasnęła w ręce,
a maleńka Katie próbowała pójść w jej ślady.
Alex pochuchał w zmaltretowane palce.
- Niewiele brakowało.
- Radzę ci, znajdz sobie inną dziewczynę - poradził mu
Michael i zanim Sydney zdążyła się zorientować, objął ją,
mocno pocałował w usta, a potem pociągnął za sobą i wy
prowadził z kuchni.
- Mogłeś przecież przegrać...
Michael, rozbawiony wyrzutem brzmiącym w jej gło
sie, objął ją i przytulił. Szli w rodzinnym gronie mokrym
chodnikiem w stronę głównej ulicy miasta.
- Nie mogłem.
- Przecież... - zaczęła i przerwała. Od godziny próbo
wała zrozumieć, co takiego lęgło się w słowiańskich gło
wach braci Stanisławskich. - Potraktowaliście mnie jak...
no, nie wiem... jak puszkÄ™ piwa.
Porównanie wywołało w nim zrozumiałe pragnienie.
Z przyjemnością przypomniał sobie jej oczy wpatrzone
w jego mięśnie, napięte w czasie zmagań z Alexem. Cóż,
każdy mężczyzna jest w gruncie rzeczy trochę próżny.
- A do tego - Sydney mówiła na pozór spokojnie, sta
rając się, aby nie usłyszeli jej pozostali członkowie rodziny
- skompromitowałeś mnie w obecności swojej matki.
- Skompromitowałem? Nie sprawiło ci to chyba przy
krości. Wyglądałaś raczej na zadowoloną - powiedział,
przypominając sobie, w jaki sposób jej usta odpowiedziały
na jego pocałunek, - Ja zresztą też.
Sydney próbowała zachować powagę.
KSI%7Å‚NICZKA I CZAROWNICA 1 7 3
- Może byłoby lepiej, żeby zwyciężył Alex, jest taki
miły, zupełnie jak wasz ojciec... - powiedziała, żeby go
sprowokować.
- Wszyscy Stanisławscy mają w sobie coś wyjątkowe
go - Michael uśmiechnął się tylko, pochylił i zerwał sto
krotkę z trawnika -ja też jestem uroczy, prawda?
Roześmiała się i przez chwilę w milczeniu bawiła się
kwiatem. Może lepiej zmienić temat, pomyślała.
- Wiesz, z radością znowu zobaczyłam Spence'a. Pod-
kochiwałam się w nim, kiedy miałam piętnaście lat. - Tym
razem udało się go rozdrażnić. Michael nieprzyjaznie spoj
rzał na szwagra. - Twoja siostra ma szczęście - dodała.
- To raczej on ma szczęście - poprawił ją tonem urażo
nej dumy.
Znów wybuchnęła śmiechem.
- Powiedzmy, że oboje mamy rację.
- Macie się ze mną bawić! - Brandon z krzykiem
wtargnął pomiędzy nich. - Tak jak tatuś. - Błyskawicznie
zaczął się wdrapywać po nodze Michaela.
- No, to się bawimy. ~ Michael złapał malca i podrzucił
go do góry.
- Uważaj! Zaraz zwróci śniadanie - dobiegł ich z tyłu
głos Nadii.
- Da mu siÄ™ drugie.
Michael przez chwilę trzymał małca na rękach, a potem
posadził go sobie na barana. Brandon z wysokości spojrzał
na Sydney.
- Mam już trzy lata - oświadczył - umiem się sam
ubrać.
- Całkiem niezle ci to idzie - dotknęła małej stopki
1 7 4 KSI%7Å‚NICZKA I CZAROWNICA
obutej w tenisówkę - a kim chcesz być, jak dorośniesz?
Kompozytorem, jak tata?
- Nie, będę wieżą, taka wieża jest najwyższa w okolicy.
- Rozumiem - powiedziała Sydney, zdumiona jego
ambicjami.
- A ty mieszkasz z wujkiem Michaelem? - dobiegło ją
z góry.
- Nie - odparła spokojnie.
- Jeszcze nie - mruknął Michael, znacząco mrużąc oko,
- Całowałaś' się z nim - stwierdził Brandon. - A dlacze
go nie macie dzieci?
- No, mały, dość tych pytań - przerwała przesłuchanie
Natasza, zdejmując syna z ramion śmiejącego się brata.
- Chciałem tylko wiedzieć...
- Zawsze chcesz wiedzieć wszystko - pocałowała
chłopca w policzek - ale teraz może lepiej zastanów się
nad tym, jaki chciałbyś mieć samochód.
Brandon natychmiast zapomniał o dzieciach. Jego czar
ne oczy rozbłysły.
- Kupisz mi każdy, jaki zechcę?
- Każdy, byle był mały.
Sydney i Michael pozwolili im spokojnie poświęcić się
rozważaniom na temat tego, co znaczy słowo mały" w od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]