[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rękach Marikę, której twarz była zaczerwieniona i mokra od płaczu. -
Obudziłyśmy cię? Najmocniej przepraszam!
- Nie ma sprawy - odparł. - Daj mi ją. Rozpostarł ramiona, a Marika
wystawiła maleńkie rączki. Najwyrazniej chciała, by ją potrzymał, a nawet
jakby uśmiechnęła się przez łzy. Garth przytulił ją do piersi i poczuł
prawdziwą magię. Tym razem wiedział już, jak ją trzymać. Idealnie
pasowała do jego ramion. Czy była...?
Spojrzał na Tiannę. Z braku snu miała pod oczyma fioletowe cienie,
ale wyglądała piękniej niż kiedykolwiek, gdy tak stała przed nim w
koronkowej koszulce nocnej owinięta miękkim, błękitnym szlafrokiem.
95
RS
- Połóż się do łóżka - powiedział. - Musisz się przespać. Zajmę się
Mariką.
- Słucham? - Obawiała się, że zle go zrozumiała.
- Poradzę sobie - zapewnił. - Pospacerujemy sobie, polulamy, a gdy
zaśnie, położę ją w kołysce i wrócę do siebie.
- A jeżeli...?
- Wtedy cię obudzę. - Wskazał na łóżko. - A teraz idz spać! Musisz
umierać ze zmęczenia.
Tianna uśmiechnęła się szeroko.
- Od kiedy tak troszczysz się o mnie? - spytała, ale ruszyła w stronę
łóżka, zdejmując po drodze szlafrok. Nakryła się kołdrą, lecz wciąż czuła
się spięta. - Nie wiem, czy to na coś się zda - wyznała. -I tak nie zasnę.
Trzymając Marikę w ramionach, zaczaj spacerować po pokoju
miarowym krokiem. Dziewczynka położyła mu głowę na ramieniu, ale
wiedział, że nie śpi. Zresztą tak samo jak Tianna.
- Może porozmawiamy? - zaproponował. - Może to pomoże ci
zasnąć.
Wtuliła głowę w poduszkę.
- O czym?
- Sam nie wiem. - Pocałował maleńką główkę Mariki i spojrzał w
stronę łóżka, gdzie piękne włosy Tianny rozpostarte były na poduszkach. -
Opowiedz mi o swoim ulubionym filmie albo o książce, którą niedawno
przeczytałaś. Albo... Albo dlaczego tak szybko przywiązałaś się do tego
dziecka? Mam wrażenie, że musi się za tym coś kryć.
- No dobrze. - Zaczerpnęła powietrza. - Podczas Wielkiej Ucieczki
miałam pięć lat. Na skutek chaosu zostałam rozdzielona z rodzicami. Moja
96
RS
niania przemierzyła ze mną całą Europę do umówionego miejsca, gdzie
miałam się spotkać z resztą rodziny, ale ktoś się pomylił i umieszczono
mnie na niewłaściwym statku. Od tamtej pory zajmowali się mną obcy
ludzie. Byli bardzo mili i uprzejmi, ale czułam się bardzo osamotniona.
Bałam się, pragnęłam ciepła ramion mamy, lecz nie wiedziałam, gdzie jej
szukać. Przekazywano mnie od jednej nabotawiańskiej rodziny do
następnej, a ja byłam coraz bardziej zdezorientowana i zalękniona. Minęło
pół roku, nim moi rodzice przybyli do Stanów Zjednoczonych i drugie
tyle, nim udało się im mnie odnalezć. - Mówiła coraz ciszej. - Bardzo
mocno to wszystko przeżyłam. Zamknęłam się w sobie, przestałam
mówić... Nawet gdy już na powrót zamieszkałam z rodzicami, minęły całe
miesiące, nim znów zaczęłam się odzywać.
- Bardzo mi przykro, że musiałaś przez to wszystko przejść.
Westchnęła.
- Każdego z nas spotkało coś podobnego. Wiele osób los
doświadczył dużo gorzej. Ty przecież straciłeś rodziców, a kraj mądrego
króla i piękną, szlachetną królową. .. Niepowetowana strata. Mimo to
tamte doświadczenia wciąż wracają do mnie i kiedy patrzę na to
porzucone przez matkę maleństwo... - Jej głos lekko zadrżał. - Muszę
zrobić wszystko, by nie stała się jej krzywda.
Choć Marika wciąż nie spała, usiadł w fotelu. Zdawała się być
zadowolona, gdy zaczął się delikatnie w nim bujać. Doskonale rozumiał
Tiannę. On również wciąż pamiętał koszmar ucieczki z Nabotawii. Zmierć
rodziców na zawsze wywarła ogromny wpływ na jego życie.
- A ty? - spytała, ziewnąwszy. - Powiedziałeś, że to Janus cię
uratował. Co się stało, gdy przybyliście do Stanów?
97
RS
- Przewożono nas z miejsca na miejsce, ale mieszkaliśmy z ludzmi,
których znaliśmy, więc nie było tak zle. Marco był najstarszy, a jako
następcę tronu traktowano go niemal jak dorosłego. Uczęszczał na
zebrania i spotykał się z zagranicznymi wysłannikami, co moim zdaniem
go przerastało. Kari natomiast była jeszcze niemowlęciem. Opiekowałem
się nią. Razem ukrywaliśmy się, by nie kazano nam jeść owsianki. -
Uśmiechnął się do tych wspomnień. - W końcu przyrodni brat naszego taty
i jego żona przygarnęli Kari. Zamieszkała w Beverly Hills, a nasz wuj
Kenneth przywiózł mnie i Marca tutaj.
- Właśnie, dawno nie słyszałam o księciu Kennecie. - Ziewnęła. -
Gdzie teraz przebywa?
- Rok temu wrócił razem ze mną do Nabotawii i już tam został.
Nie odpowiedziała, więc Garth zerknął w jej stronę. Oddychała
równo i spokojnie. Wreszcie zasnęła. Został na swoim miejscu,
przyglądając się, jak śpi i miarowo oddycha. Co było w niej tak
magicznego, że tak szybko zawładnęła jego sercem i umysłem?! Znał ją
zaledwie od kilku dni, a mimo to nie potrafił już bez niej żyć.
Może miało to coś wspólnego z jego powrotem do Nabotawii? Może
po prostu dorósł? Nie był pewien, ale wiedział, że nie chce jej stracić. Lecz
co był gotów w tym celu uczynić? Na to pytanie nie znał odpowiedzi.
Marika zasnęła, ale nie wstał, by położyć ją do kołyski. Nie chciał
ryzykować, że się obudzi i ponownie zacznie płakać. Zamiast tego oparł
się wygodnie w fotelu i po chwili również zasnął, tuląc w ramionach
niemowlę.
Tianna obudziła się o świcie i od razu zauważyła śpiącego w fotelu
Gartha z Mariką na rękach. Wstała z łóżka i pocałowała księcia delikatnie
98
RS
w policzek, nim zabrała od niego dziecko i położyła je w kołysce. Gdy się
odwróciła, Garth był już na nogach i szykował się do wyjścia.
- Wszystko w porządku? - spytał, mrużąc oczy. Skinęła głową.
Patrzyła na niego z miłością. Uśmiechnął się i dotknął jej policzka.
- Jak sądzisz? - spytał niemal szeptem. - Myślisz, że jest moją córką?
Jej spojrzenie pociemniało.
- To nie moja sprawa - odparła.
- Wciąż uważam, że nie jest to możliwe, ale wszystko zdaje się na to
wskazywać.
Tianna odetchnęła głęboko, po czym zadała pytanie, którego, o czym
dobrze wiedziała, nie miała prawa zadawać.
- Czy istnieje szansa, że jest dzieckiem Marca? Garth zdumiał się
ogromnie.
- Nie rozśmieszaj mnie. Marco jest najbardziej odpowiedzialnym
człowiekiem, jakiego znam. Jest moim całkowitym przeciwieństwem.
- Wcale nie jesteś zły... Serdeczność w jej głosie zaskoczyła go.
- To śmieszne, ale zawsze wydawało mi się, że muszę chronić Marca
- przyznał w końcu. - Chroniłem go przed brutalnym światem. Zawsze był
taki dobry i uczciwy.
- Ty też taki jesteś. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl