[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Mamy zakaz przewalania się po meblach - szepnął Ben do ucha Dylanowi.
- Jasne. - Dylan wyswobodził się z plątaniny rąk i nóg i spojrzał uważnie na
Abby. - Powinnaś leżeć.
- Czuję się zupełnie dobrze, dzięki. - Czemu kiedy traktował ją ostro, wydawał jej
się jeszcze bardziej pociągający? Czy zawsze będą jej się podobać mężczyzni, którzy
7
tak niewiele mają w sobie czułości?
- Idę zrobić kawę.
- Jest gotowa.
- O... - Abby zawahała się. Nie miała serca odrywać chłopców od zabawy. - Ben,
Chris, jak tylko się skończy film, przyjdzcie na śniadanie, a potem pomożecie mi
nakarmić zwierzęta.
- Już to zrobiliśmy - oznajmił Ben, szczęśliwy, że ominął ich wykład na temat
braku szacunku dla mebli.
- Nakarmiliście już inwentarz?
- I zjedliśmy śniadanie. Omlety - wyjaśnił Chris.
- Dylan robi pyszne omlety.
- Och. - Abby wsunęła ręce do kieszeni. Czuła się głupio i, co gorsza,
bezużytecznie. - No to podgrzeję kawę.
- Opowiecie mi potem, co było dalej - rzucił do chłopców Dylan i poszedł za nią do
kuchni. - Coś nie tak?
- Nie. - Wszystko nie tak, odpowiedziała w myślach i odwróciła się, by zapalić gaz.
Jak ma dotrzymać danych sobie obietnic, kiedy patrzy, jak Dylan bawi się z jej dziećmi?
Czym ma zająć myśli, skoro wszystkie obowiązki już wykonano, zanim nawet zdążyła
zacząć? Nie, nie ma w nim ani trochę czułości, serdeczności. Musi to sobie powtarzać,
musi w to zwierzyć, żeby nie...
Kiedy wziął ją za ramiona, zesztywniała. Zignorował to i obrócił ją ku sobie.
Patrząc jej prosto w oczy, przyłożył jej rękę do czoła.
- Nadal masz gorączkę. - Czuję się dużo lepiej.
- Czujesz się strasznie - zawyrokował. Wziął ją za ramię i podprowadził do stołka.
- Usiądz.
- Dylan, ja panuję nad swoim życiem.
- W porządku. Zaczniesz znowu od poniedziałku.
- A co niby mam robić do tego czasu? - Abby opadła na stołek. - Męczy mnie
leżenie w łóżku i jedzenie zupy. Mam dość termometru wpychanego mi do ust i aspiryny
8
wlewanej do gardła.
- Jednym z pierwszych symptomów zdrowienia jest marudność. - Dylan postawił
przed nią szklankę soku. - Wypij.
- Dobry jesteś w wydawaniu rozkazów.
- A ty kiepska w ich słuchaniu.
Abby skrzywiła się, wzięła jednak sok i wypiła.
- Proszę. Zadowolony?
Nie był pewien, czy rozbawiło go to, czy rozzłościło. Okrążył stół i podszedł do
niej.
- Co cię gryzie?
- Już ci mówiłam. Ja... - Zamilkła, gdy ujął ją pod brodę.
- Nie powiedziałaś mi nawet połowy. Ale zrobisz to. - Nie mogąc się oprzeć, gładził
kciukiem jej policzek.
- Przestań. - Uniosła rękę, by odepchnąć jego dłoń, ale nie mogła się na to
zdobyć.
- Ludzie to moja specjalność - szepnął. - Do tej pory jeszcze nie odkryłem, co jest
motorem twojego działania. Lubisz wyzwania, Abby?
- Nie - odrzekła z jakąś głuchą rozpaczą. - Nie lubię.
- A ja tak. - Drugą rękę zanurzył w jej włosy, wciąż jeszcze wilgotne po kąpieli. -
Są bardzo intrygujące, a w niektórych przypadkach podniecające. Myślał o niej
całą noc. Myślał o niej i o tym, czego chce on sam. Im dłużej myślał, tym bardziej był
przekonany, że te dwie rzeczy to jedno i to samo. Dotknął wargami jej ust. - Podniecasz
mnie, Abby. Co my, do cholery, z tym zrobimy?
- Przestań. - Próbowała jeszcze z nim walczyć.
- Dzieci...
- Jeśli do tej nie pory nie widziały swojej mamy całującej się z mężczyzną, to
najwyższy czas.
Tym razem nie było to już muśnięcie, lecz prawdziwy pocałunek. Długi i zaborczy.
Czy tak mężczyzna całuje kobietę, której pragnie, na której mu zależy? Czy to
9
tego brakowało w jej życiu, czy tego pragnęła, nawet o tym nie wiedząc? Jeśli tak, to nie
będzie w stanie długo się opierać. Delikatność rozbroiła ją dużo szybciej niż jakiekolwiek
żądania. Wolno, ostrożnie poddała się jego ustom. W głowie jej się kręciło, ale to na
pewno z powodu gorączki. Jeszcze potrzebowała tej wymówki.
A on? Nie obchodziło go w tej chwili, jaką Abby prowadzi grę, jakie mówi mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl