[ Pobierz całość w formacie PDF ]

westchnął, i kiedy zaczął wędrować wargami po jej
szyi, poczuła, że jej pożąda. Wyprężyła ciało w łuk.
Cole jęknął, stoczył się na piasek i usiadł. Ukryw-
szy twarz w dłoniach, ze wszystkich sił usiłował się
opanować. Mało brakowało, a zapomniałby się bez
reszty.
 >oj Boże!  wymamrotał i przypomniał sobie
o leżącej obok Debbie. Wziął ją na ręce, posadził
między kolanami plecami do siebie i poprawiał na
nich ubranie.  Przepraszam...  wyjąkał.  Nie
miałem zamiaru...
 No wiesz!  warknęła.  Jeśli chcesz, żebym
w ogóle odzywała się do ciebie, to przynajmniej nie
przepraszaj.
Objął ją mocno, zastanawiając się, czy jest w stanie
wypuścić ją z rąk i pozwolić odejść. Srebrna wstęga
poświaty księżycowej zapraszała i kusiła, obiecując
bogactwo wrażeń.
Zagubieni w otaczających ciemnościach, Debbie
i Cole wpatrywali się w okrytą srebrem wodę, wie-
dząc, że gdyby tylko odważyli się wstąpić na księży-
cowy szlak, znalezliby się wświecie magii.
%7ładne z nich jednak nawet się nie poruszyło.
Droga powrotna do domu trwała długo. Debbie
milczała. Było to tak do niej niepodobne, że Cole
poczuł się nieswojo. Nie miał pojęcia, czym ją aż tak
zirytował. Pocałunkiem czy przerwaniem pieszczot?
W każdym bądz razie zachowywała się bardzo niety-
powo, to znaczy spokojnie, co z kolei irytowało jego.
Dopiero dzisiejszego wieczoru zdał sobie sprawę
z jednej ważnej rzeczy  po raz pierwszy w życiu
rozważał możliwość zerwania z kawalerskim stanem.
Po raz pierwszy wyobrażał sobie ewentualność bycia
na co dzień z drugą osobą. Ale wtedy jego spokój
ducha, zdolność do logicznego rozumowania i samo-
poczucie przestałyby od niego zależeć. Obracałyby się
wokół drugiej osoby, jej szczęścia, samopoczucia
i spokoju ducha.
Oznaczałoby to, że nie panowałby nad sytuacją.
Stwierdzenie tego faktu mocno go poruszyło.
 Jesteśmy w domu  oznajmiła spokojnie Debbie,
odrywając towarzysza podróży od niewesołych myśli.
 Wezmę torbę, a ty zabierz resztę rzeczy. I wrzuć je
do pokoju za kuchnią. Jutro zrobię z tym porządek, bo
dziś jestem zbyt zmęczona.
Cole zaparkował, otworzył drzwi i zaczął okrążać
samochód, żeby pomóc Debbie. Odgadła jego zamiary
i sama szybko wysiadła. Westchnął rozczarowany,
odwrócił się i z kluczami w ręku skierował się w stronę
tylnych drzwi domu.
Debbie minęła go w półmroku i wprost z holu
ruszyła w stronę swego pokoju.
 Debbie!  zawołał Cole.
 Słucham  rzekła obojętnie.
 Dobrze się czujesz?
Wzruszyła ramionami. Mimo że w ciemności była
ledwie widoczna, Cole dostrzegł, a raczej wyczuł jej
reakcję.
 Oczywiście.
 Wobec tego czemu... tak się spieszysz? Sądzi-
łem, że może masz ochotę czegoś się napić, żeby
odprężyć się przed snem...
 Idę wziąć prysznic  odparła spokojnie.  Muszę
z włosów wypłukać piasek.
Cole zaniemówił. Przed oczami stanęła mu scena
na plaży. Ujrzał przed sobą delikatne, zapraszające
ciało Debbie i natychmiast poczuł ból pożądania.
Odeszła, a on jej nie zatrzymał.
Dopiero znacznie pózniej, leżąc bezsennie i wpat-
rując się w księżycową poświatę srebrzącą fałdy
zasłon na oknach, przypomniała sobie, że nie powie-
działa Cole owi o tym, że widziała twarz złodzieja.
Morgan był przekonany, że między Debbie a Co-
le em coś się zmieniło. Od dnia, który spędzili razem
na plaży, zaczęli traktować się chłodno i trzymać na
dystans.
Starszy pan zauważył także częste milczenie syna
i niepokój malujący się na jego twarzy. Kiedy w poko-
ju zjawiała się Debbie, wychodził pod byle preteks-
tem. A kiedy czegoś potrzebowała, pierwszy spełniał
jej życzenie, ale unikając zawsze zbliżenia, a tym
bardziej patrzenia w oczy.
Co oni wyprawiają? Morgan miał ochotę porządnie
nimi potrząsnąć. Nawet ślepy i głuchy wiedziałby, że
Debbie i Cole robią wszystko, ale nie to, na co mają
ochotę... to znaczy nie wpadają sobie w objęcia.
Starszego syna już trzeci dzień nie było w domu.
Zgłosił się na ochotnika do prowadzenia szeroko
zakrojonego dochodzenia w nadzwyczaj niebezpiecz-
nej sprawie. Morgan wiedział, dlaczego to zrobił. Cole
chciał mieć po prostu pretekst, by nie stawać twarzą
w twarz z tym, co usiłował ignorować.
Natomiast Debbie chodziła uśmiechnięta. Gotowa-
ła i sprzątała mieszkanie, zaganiała pana domu do
basenu, podczas zajęć fizykoterapii żartowała sobie
z niego. Zmusiła ponadto Buddy ego do jedzenia
wspólnych posiłków, tak aby podczas nieobecności
w domu Cole a Morgan nie czuł się samotny.
Nikomu nie przyznałaby się za żadne skarby do
tego, że ona i Cole mają problem. Wystarczy, że sama
się tym zamartwia.
Cole jest uparty, i już. Tym zdaniem odpowiadała
sobie na wszystkie bolesne pytania, i to powstrzymy-
wało ją od spakowania rzeczy i znalezienia się na
pokładzie najbliższego samolotu lecącego do Okla-
homy.
Powtarzała sobie, że może być tak samo uparta jak
Cole. Dzięki temu udawało się jej nie umierać z niepo-
koju na dzwięk każdej usłyszanej syreny policyjnego
wozu. I kiedy w lokalnych wieczornych wiadomoś-
ciach usłyszała, że podczas ostatniej obławy na hand-
larzy narkotyków zginęły dwie osoby, pozwoliła sobie
tylko na gwałtowny, głośny oddech. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl