[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie było jednak pewne, że tutaj wreszcie znalazły bezpieczeństwo. W ich
zwisających w dół łodygach i liściach roiło się od pająkowatych stworzeń,
które spędzając życie wysoko nad powierzchnią globu, kontynuowały na
swych samotnych napowietrznych wyspach wszechobecną bitwę o
przetrwanie. Rośliny te musiały prawdopodobnie kontaktować się od czasu
do czasu z powierzchnią planety; Alvin dostrzegł nagle, jak jeden z wielkich
balonów pęka i wali się w dół, rozwijając jak spadochron swoją rozdartą
powłokę. Ciekawe, czy był to wypadek, czy część cyklu życiowego tych
zadziwiających tworów.
Podczas przelotu do następnej planety Hilvar przespał się trochę. Z jakiegoś
powodu, którego robot nie potrafił im wyjaśnić, statek, w porównaniu do
szybkości, jaką rozwinął w drodze z Ziemi do formacji Siedmiu Słońc, leciał
teraz wolno. Dotarcie do świata, który Alvin wybrał na trzeci przystanek,
zajęło im niemal dwie godziny i Alvin zdziwił się, że zwykła podróż
międzyplanetarna może trwać tak długo.
Obudził Hilvara, kiedy weszli w atmosferę planety.
— Co o tym myślisz? — spytał wskazując na ekran.
Pod nimi roztaczał się ponury krajobraz czerni i szarości nie wykazujący
śladu roślinności czy innego, bezpośredniego dowodu istnienia życia. Ale
znajdował się tam dowód pośredni. Niskie wzgórza i płytkie doliny usiane
były kropkami idealnie uformowanych półkul. Niektóre z nich tworzyły
skomplikowane, symetryczne wzory.
Poprzednia planeta nauczyła ich ostrożności i po dokładnym rozważeniu
wszystkich możliwości pozostali wysoko w atmosferze, a na rekonesans
wysłali robota. Poprzez jego oczy widzieli, jak zbliża się do jednej z półkul i
zatrzymuje w odległości pięciu stóp od jej idealnie gładkiej powierzchni.
Nie dostrzegli na niej niczego, co mogło służyć jako wyjście albo wyjaśnić
przeznaczenie budowli. Półkula, przed którą unosił się robot, była dosyć
spora i mierzyła sobie sto stóp wysokości, ale w zasięgu wzroku wznosiły się
półkule jeszcze większe. Jeśli był to budynek mieszkalny, to nie miał ani
okien, ani drzwi.
Po chwili wahania Alvin wydał robotowi rozkaz zbliżenia się do kopuły i
dotknięcia jej. Ku jego zupełnemu zaskoczeniu robot nie wykonał polecenia.
To był bunt lub tak to na pierwszy rzut oka wyglądało.
— Dlaczego nie robisz, co ci każę? — spytał Alvin, gdy otrząsnął się ze
zdumienia.
— To jest zabronione — padła odpowiedź.
— Przez kogo?
— Nie wiem.
— Skąd zatem... nie, skasuj to. Czy jest to twój wewnętrzny zakaz?
— Nie.
To eliminowało jedną z ewentualności. Budowniczowie tych kopuł mogli być
przecież rasą, która stworzyła robota włączając to tabu do oryginalnego
zestawu instrukcji maszyny.
— Kiedy odebrałeś ten rozkaz? — spytał Alvin.
— Odebrałem go po wylądowaniu. Alvin spojrzał na Hilvara. W jego oczach
zapaliła się iskierka nowej nadziei.
— Tu jest inteligencja! Nie wyczuwasz jej obecności?
— Nie — odparł Hilvar. — To miejsce wydaje mi się tak samo martwe jak
świat, który odwiedziliśmy na samym początku.
— Wychodzę na zewnątrz i idę do robota. Cokolwiek przemawiało do niego,
może też przemówić do mnie.
Hilvar nie wnosił sprzeciwu, chociaż nie wyglądał na uszczęśliwionego
decyzją przyjaciela. Wylądowali sto stóp od kopuły, niedaleko czekającego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]