[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednak obserwowałem Monikę, zastanawiając się już nie wiem po raz który, ja-
ką rolę spełnia ona w Referacie do Zadań Specjalnych. Do tej pory dość rzadko
błądziłem w ocenie ludzi ale przecież każdy z nas jest omylny i tym razem mo-
ja początkowa ocena Moniki mogła okazać się fałszywa. Sądziłem dotąd, że jest
ona po prostu trochę zbyt pewna siebie. Ale co do jej uczciwości nie tliły się
we mnie żadne podejrzenia. Teraz jednak coraz więcej faktów świadczyło prze-
ciw niej i niejasne wątpliwości, które jak ziarno zasiał we mnie Waldemar Batura,
powoli zaczynały kiełkować.
Być może Monika z kobiecą intuicją wyczuła mój nastrój, bo raptem się ode-
zwała:
Od powrotu z Frankfurtu bardzo się pan zmienił, szefie.
Naprawdę?
Stał się pan bardzo podejrzliwy. I to szczególnie wobec mnie.
Hm chrząknąłem z zakłopotaniem.
Jakiś wariat wydał o panu opinię, że jest pan wrażliwy na kobiece wdzię-
ki i od tej pory w stosunku do każdej ładniejszej kobiety staje się pan nieufny.
Natychmiast pan podejrzewa, że ta osoba chce pana usidlić, wyciągnąć od pana
jakieś tajemnice, oszukać, wyprowadzić w pole.
Tak myślę przytaknąłem nieszczerze. A poza tym to nie wariat wydał
o mnie taką opinię, ale człowiek, który mnie dobrze zna. Rzeczywiście jestem
wrażliwy na urodę kobiecą.
To nieprawda. Przysięgam panu, że to nieprawda gorąco zaprzeczyła
Monika.
Nie musiałem na szczęście roztrząsać dalej tego tematu. Od pewnego czasu
widziałem w lusterku wstecznym jadącego za nami, wciąż w tej samej odległości,
czerwonego volkswagena.
Czy nie wydaje się pani, że ktoś nas śledzi? zmieniłem temat rozmowy.
Obejrzała się za siebie i przecząco pokręciła głową.
Myślę, że to znowu objawia się tylko pańska podejrzliwość. Któż by nas
śledził i w jakim celu?
Ten czerwony volkswagen pozostaje w tej samej odległości. . .
Jest pan przewrażliwiony powiedziała lekceważąco.
Zwolniłem celowo bieg wehikułu i volkswagen również zwolnił.
No, widzi pani triumfowałem.
128
Zdaje mi się, że widziałam ten samochód w Rucianem, gdy pan był na
poczcie. Siedział w nim jakiś młody człowiek i zobaczywszy mnie w samochodzie
posłał mi całusa. Zapewne jedzie za nami, bo chce mnie poznać.
Ani się zająknęła recytując te kłamstwa.
A może mu to umożliwimy? zaproponowałem. Zatrzymam się, pani
wysiądzie i wyjaśni mu, że jesteśmy małżeństwem.
Też pomysł, szefie zachichotała. Nikt nie uwierzy, że jestem pańską
żoną. Swoje starokawalerstwo ma pan wypisane na twarzy.
Nikt nie ma wypisanego na twarzy swego starokawalerstwa stwierdzi-
łem i zjechałem na pobocze szosy, zatrzymując wehikuł.
Zaskoczyło to kierowcę volkswagena. Zwolnił, ale nie zjechał na pobocze.
No, proszę, niech pani odegra swoją komedię zaproponowałem dwu-
znacznie. Lecz Monika pojęła jedynie, że ma odegrać rolę żony zazdrosnego mę-
ża, gdy ja miałem na myśli komedię z udawaniem, że ona i ten młody człowiek
zupełnie się nie znają.
Odsunęła boczną szybę w wehikule i dała kierowcy volkswagena znak ręką,
aby się zatrzymał. A gdy zjechał na pobocze i stanął, wysiadła z samochodu i uj-
mując się pod boki oświadczyła z oburzeniem.
Dlaczego pan wciąż jedzie za nami? Nie lubimy, gdy nas ktoś śledzi.
Przystojny, młody blondynek o kędzierzawej czuprynie wysunął głowę przez
boczne okienko i uśmiechając się od ucha do ucha powiedział:
Jadę za państwem, bo nie mogę oderwać oczu od pani. Nigdy w życiu nie
widziałem tak interesującej dziewczyny.
Co takiego? udała oburzenie Monika. A czy pan wie, że jestem mę-
żatką? Tu obok siedzi mój mąż.
Pani jest żoną tego pana w samochodzie? zaśmiał się głośno kędzierza-
wy blondynek. On ma starokawalerstwo wypisane na twarzy. Niech pani mnie
nie buja, tylko ewentualnie przesiądzie się do mojego samochodu. To wstyd, żeby
taka piękna kobieta jechała w takim odrapanym wraku.
Monika udała, że oburzenie na chwilę odebrało jej mowę. Pochyliła się ku
mnie i zapytała szeptem:
Słyszy pan, co on mówi? Puści mu pan to płazem?
Podrapałem się w głowę.
A co powinienem zrobić? Może mi pani coś doradzi?
Niech pan go zboksuje. Jest pan przecież zazdrosnym mężem.
Ale nie aż do tego stopnia. Proszę wsiadać do samochodu. Dość tych żar-
tów.
Dziewczyna pogroziła pięścią blondynowi i posłusznie usiadła w wehikule.
Ruszyłem z miejsca, blondynek chwilę odczekał, a potem znowu powlókł się za
nami.
129
Nie przypuszczałam, że jest pan tchórzem, szefie stwierdziła Monika.
Myślałam, że zna pan przeróżne chwyty dżudo i chłopaka rozłoży na obie łopatki.
Na pana oczach zaczepiają porządną kobietę, a pan ani drgnie.
Wzruszyłem ramionami i nic się nie odezwałem.
Poczytała to za przyznanie się do winy i znowu mnie zaatakowała:
Mimo wszystko ten młodzieniec nie jest głupi. Powiedział o panu, że ma
pan starokawalerstwo wypisane na twarzy. Jakby pana znał.
Albo jakby o mnie wszystko wiedział.
Co pan ma na myśli? zapytała podejrzliwie.
Ale ja nie udzieliłem jej żadnych wyjaśnień, bo tak prawdę mówiąc słowa tego
blondynka bardzo mnie poirytowały. Szczególnie dotknęło mnie, że wehikuł na-
zwał wrakiem. Docisnąłem więc pedał gazu i silnik Ferrari 410 Super Amerika
zaczął okazywać swoją potęgę.
Proszę zapiąć dokładnie pas bezpieczeństwa rozkazałem Monice.
Strzałka szybkościomierza zaczęła powoli pełznąć w prawo. Osiemdziesiąt,
sto, sto dwadzieścia kilometrów na godzinę.
W Ukcie jednak zwolniłem, gdyż nie wolno z dużą szybkością przejeżdżać
przez miasteczka i wsie. I znowu zobaczyłem z tyłu czerwonego volkswagena.
Niech pan będzie ostrożny, bo to pańskie pudło gotowe się rozsypać
ostrzegała mnie Monika.
Przełknąłem w milczeniu tę uwagę. Za Uktą nie skręciłem na Mikołajki, tylko
pojechałem na Mrągowo. Szosa była pusta i biegła bez ostrych zakrętów. Znowu
więc dodałem gazu. Dwanaście cylindrów mojego silnika zaczęło napędzać koła
wehikułu, dwa gazniki tłoczyły benzynę. Sto czterdzieści, sto sześćdziesiąt, sto
osiemdziesiąt kilometrów na godzinę. Strzałka szybkościomierza wciąż pomaleń-
ku przesuwała się w prawo. . .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]