[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powstałem i pociągnąłem lekko oszołomioną dziewczynę. Uciekałem w kierunku pastwiska, bo nie
byłem pewny, czy napastnicy nie będą się czaili za budynkiem stacji. Były tam domostwa, ale
odgrodzone siatkami i wysokimi zaroślami.
- Szybciej - poganiałem Monikę.
- Zadzwońmy na policję - proponowała.
- Telefon zostawiłem w środku, a mam nadzieję, \e go nie zauwa\ą i w obawie przed
alarmem, jaki mo\emy podnieść, zaraz uciekną.
Schroniliśmy się za stogiem siana, sto metrów od dworca i ostro\nie wyglądaliśmy zza niego.
Tak minęło kilka minut.
- Mo\e ju\ sobie pojechali? - zastanawiała się Monika.
58
- Pójdę i sprawdzę, a ty tu czekaj. Jeśli nie dam ci znać za minutę, to biegnij do sąsiadów i
dzwoń po policję.
Zakradłem się do budynku i najpierw obszedłem go z lewej strony. Kiedy zobaczyłem
przebite opony w wehikule, wiedziałem, \e bandyci ju\ odjechali. Zostawili otwarte drzwi do
mieszkania Artura. Wnętrze wyglądało jakby wcale ich nie interesowało. Wyjrzałem przez okno i
pomachałem do Moniki. Wyszła zza stogu w towarzystwie Zielaka.
- Widziałem, \e robicie tu jakieś dziwne zabawy, wyskakujecie przez okno, bawicie się w
chowanego. Musiałem się przyłączyć - Zielak uśmiechał się. - Beze mnie zginiecie...
Kiedy ju\ usiedliśmy w środku, dziadek Artura opowiedział nam, jak to się stało, \e wrócił.
Idąc przez pastwisko zobaczył dwoje ludzi siedzących za stogiem siana. Na wierzch sto\ka
wystawili taki mały parasol, a oboje mieli słuchawki na uszach. Był to mikrofon kierunkowy,
wycelowany w dworzec. Zielak poszedł za zagajnik świerków udając, \e ta para nie zrobiła na nim
wra\enia i zakradł się do skraju lasku, skąd ich obserwował. Po jakimś czasie oboje, mę\czyzna i
kobieta, schowali sprzęt do plecaka, zało\yli kominiarki i pobiegli w stronę dworca. Nim Zielak
zdą\ył dobiec, \eby nas ostrzec, zobaczył, jak wyskakujemy przez okno. Sam schował się w sianie
oczekując, co się będzie dalej działo.
- Nigdzie dziś ju\ nie pojedziesz - stwierdził dziadek Artura mając na myśli przebite opony.
Było dopiero południe, więc mogliśmy spróbować jakoś dotrzeć w upatrzone przeze mnie
miejsce. Wpierw musiałem z Zielakiem pójść do sąsiadów, którzy po\yczyli cegły, \ebym mógł
postawić na nich wehikuł i odkręcić koła. Sąsiad jechał do Zakopanego, więc obiecał, \e zawiezie
opony do wulkanizacji.
Pozostało nam zrobić sobie kanapki, nalać herbatę do termosu i ruszyć pieszo. Zielak dołączył
do nas. Szliśmy na północ, licząc, \e ktoś nas po drodze zabierze stopem. Kiedy okazało się, \e nikt
nie miał trzech wolnych miejsc, wyjąłem z bocznej kieszeni spodni mapę zdjętą ze ściany na
strychu.
- Kiedy pójdziemy starym torowiskiem, to zaoszczędzimy trochę czasu - powiedziałem.
Byliśmy około dwustu metrów za wsią Podczerwone. W lewo biegła droga, z prawej widać
było porośnięty krzakami nasyp kolejowy, za nasypem był tartak.
- Spróbujmy - zgodził się Zielak.
Skręciliśmy między krzaki, na wąską ście\kę. Po około pięćdziesięciu metrach doszliśmy do
metalowej konstrukcji - pozostałości po niewielkim przepuście wodnym. Dół pod nami był szeroki
na cztery metry i głęboki na dwa. Przeszliśmy na drugi brzeg rowu po gęsto nitowanej belce z lewej
strony.
Pokonaliśmy ponad sto metrów i znowu stanęliśmy, tym razem przed metalowym mostem
nad Czarnym Dunajcem. Likwidując tory, zdjęto te\ pomosty, na których le\ały szyny. W tym
miejscu rzeka miała około czterdziestu metrów szerokości. Pod mostem, na jego zachodnim
przyczółku, biegła droga wzdłu\ Czarnego Dunajca. Na lewo były kanały nawadniające pola. Na
przeciwnym brzegu rósł rzadki las, a za nim były tylko łąki.
- Boicie się przejść? - Zielak wszedł na jedną z belek i podpierając się laską o elementy
konstrukcji chciał przejść na drugą stronę.
Wyjąłem mapę i przyjrzałem się, jak przed laty wyglądała okolica, w której byliśmy, i
roześmiałem się.
- To wy boicie się iść, więc co cię tak bawi? - zdziwił się Zielak zatrzymując się na drugiej
poprzecznej belce.
- To tu dokonali zamachu, to idealne miejsce - oznajmiłem. - śeby wykoleić pociąg,
59
wystarczyło wysadzić przepust, a gdyby zdą\yli wyhamować - most na rzece. To odludne miejsce,
będąc po akcji na jednym lub drugim brzegu Czarnego Dunajca mogli być spokojni, \e pogoń tak
szybko nie przekroczy rzeki. Wrócę do wehikułu po wykrywacz metali i przekonamy się, co nam o
tym miejscu opowie ziemia.
Pobiegłem z powrotem do stacji, zabrałem z baga\nika sprzęt i wróciłem do mostu. Minęło
około dwudziestu minut. Rozglądałem się bezradnie, gdzie podziali się Monika i Zielak. Ju\ bałem
się, \e bandyci znowu zaatakowali, ale zobaczyłem, \e Monika macha do mnie z drugiego brzegu,
stojąc około pięćdziesięciu metrów w górę biegu Czarnego Dunajca.
Ostro\nie stawiając kroki przeszedłem przez most i doszedłem do dziewczyny. Pod brzózką
siedział Zielak i palił papierosa.
- Popatrz - wskazał na prawo od siebie.
Zobaczyłem stary, drewniany krzy\ wbity w zbiorową mogiłę. Na krzy\u ktoś wyrył i
wymalował czarną farbą datę: 1914 .
- Naliczyłem siedmiu - powiedział Zielak.
Faktycznie wyraznie widać było tyle wybrzuszeń.
- Mam wra\enie, \e masz cholerną rację. Oni to tu zrobili - Zielak w zamyśleniu kiwał głową.
- Było ich dziewięciu. Jednego konia trzymali na zapas, jakby im któryś wierzchowiec okulał.
Siedmiu zginęło, mój dziadek i Prószyński prze\yli, uciekli i gdzieś coś schowali.
- Pan wie, gdzie oni to schowali - powiedziałem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]