[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kluczyki! - warknął Batura. - Szybko, bo nacisnę spust! Nie żartuję. Spytaj tego,
który leży w trawie, że nie umiem żartować.
- Nie mogę go zapytać, bo mi nie odpowie - grał na zwłokę Pryszczaty. - Załatwiłem
go na cacy. Kim jesteś? Wiesz, z kim zadarłeś?
- Koledzy ze Wschodu okradają nasz kraj wespół z naszymi rodakami. A ja nie lubię
konkurencji, koleś. Zledziłem was już od Osowca, potem w Szafrankach, aż wreszcie
spotykamy się tutaj. Dokąd się tak śpieszysz z tym towarem?
Batura kątem oka zerknął do wnętrza ładowni i cmokając wyraził swój podziw dla
operatywności Przemytników.
- Kluczyki! - krzyknął. - Szybko.
Pryszczaty znalazł kluczyki w trawie i rzucił Baturze. Ten złapał je sprawnie i zawołał
Dominikę. Dziewczyna wyszła bojazliwie z BMW i podeszła bliżej Batury.
- Masz! - rzucił jej kluczyki, a pistoletem ponaglił Pryszczatego do odwrotu. - A ty do
wagonu. No, ruszaj się!
Paweł jak przez mgłę widział Dominikę i mężczyzn. Ból i zamroczenie utrudniały
działanie, nie miał szans ani z Pryszczatym, ani z Baturą. Przegrał. Widział przechodzącego
obok niego Pryszczatego, a za nim Jerzego, który pozdrowił go słodkim:  Cześć, Pawełku".
Szli po zrośniętym torowisku. Pryszczaty otworzył drzwi wagonu, wlazł do niego, a potem
Batura poszedł w jego ślady. Nie wychodził przez pewien czas.
Paweł zaczął przywoływać Dominikę, najpierw niezgrabnym ruchem ręki, a następnie
załamującym się głosem. Ale dziewczyna wcale nie patrzyła na niego. Nie słuchała go. Na
klęczkach majstrowała coś przy BMW, zdaje się, że zasyczało spuszczane z koła powietrze i
dziewczyna wsiadła za kierownicę forda. Ona chciała porwać cały ładunek!
Z wagonu wyszedł w końcu Batura i zamknął drzwi na zasuwę. Gdy tylko posłyszał
pracujący silnik forda, natychmiast rzucił się biegiem w stronę pojazdu. Wtedy Paweł zdobył
się na heroiczny czyn. Wstał i w kilka sekund pokonał krótki dystans dzielący go od ładowni
forda. Kiedy ford ruszył, Paweł uczepił się otwartych drzwi i przez kilka sekund sunął butami
po trawie. Wreszcie odbił się od ziemi prawą nogą i wtoczył się cudem do wnętrza ładowni.
Samochód sięgnął już przednimi kołami asfaltu i szybko wykręcał w lewo. Paweł widział
wsiadającego w pośpiechu do BMW Baturę, który majstrował nerwowo przy stacyjce, az
wreszcie wyskoczył na zewnątrz, kipiąc cały ze złości.
- Zabrała kluczyki! - krzyczał wygrażając pięścią w stronę oddalającego się forda. - Ja
ci pokażę! I jeszcze spuściła powietrze z kół.
Nie wiedzieć dlaczego Paweł zaczął się śmiać. Już nie słyszał, co wykrzykiwał
wściekły Batura. Ford prowadzony przez Dominikę skręcił bowiem na południe, w  carską
drogę". Zamknął drzwi ładowni i czekał na dalszy rozwój wypadków.
Po kwadransie szaleńczej jazdy - podczas której rzucało Pawłem po całej ładowni, a
kolano doprowadzało go do rozpaczy z powodu bólu - nastąpiło coś wyjątkowego.
Wpierw zapiszczały koła samochodu, Paweł poleciał do przodu i uderzył głową w
blachę przegrody dzielącej ładownię od kabiny, potem pojazd przechyli się na bok jak łajba
na rozszalałym jeziorze i nastąpił silny wstrząs. Uderzyli w coś. A potem trwała cisza. Jedna
ze skrzyń o mało nie zmiażdżyła Pawłowi lewej nogi, ale w porę ją cofnął przezornie
wskoczywszy na skrzynię. Ford znajdował się na poboczu, przechylony niebezpiecznie na
lewy bok. Wreszcie usłyszał chrobot dochodzący z kabiny, dzwięk otwieranych drzwi i jęk
dziewczyny. Wygramolił się z głębi ładowni i podczołgał do drzwi; jedną ręką otworzył je i
wyjrzał na zewnątrz.
Szosa biegła na wysokości jego głowy, może nieco wyżej; była pusta, a za nią ciągnął
się podmokły las. W tyle, dwadzieścia metrów od niego, widział kuśtykającego i
wystraszonego łosia, który zaraz znikł w lesie po drugiej stronie asfaltu.
Dopiero gdy wyszedł z kabiny, stwierdził, że Dominika zjechała z drogi na pobocze.
Ale nie było to zwykłe pobocze. Ugrzęzli w podmokłym, bagiennym borze przesłaniającym
cały widok po lewej, wschodniej stronie wąskiej szosy. Podwozie pojazdu powoli grzęzło w
szarym, podmokłym dywanie.
Dominika opuszczała kabinę i aby dostać się na szosę, musiała przejść po grząskim
podłożu podtapiającym hektarami nieruchome i nieczułe na ludzkie dramaty skupiska
brzeziny i wierzby. Paweł musiał pomóc dziewczynie, gdyż ta lekkomyślnie weszła w bagno
po kolana i nie mogła się z niego wydostać. Trzymała się kurczowo klamki drzwi pojazdu, ale
ten przecież powoli opadał w dół.
-- Ratunku! - krzyczała przerażona Dominika. - Pawełku! Ratuj!
- Poczekaj! - zawołał. - Pomogę ci! Tylko spokojnie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl