[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do kuchni psa. Pózniej przyszedł do stodoły. Odgiął gwózdz, wyjął deskę. Fredek wysunął się po
garnek. Zobaczyli jaskrawe światło i usłyszeli trzask. Fredek skulił się i zaczął przebierać
nogami. Czyjeś ręce odsunęły Fredka na bok. Zobaczyli pucułowatą twarz obcego chłopca i
znowu światło. Tojwełe poczuł ukłucie w szczęce. Dotknął policzka, był mokry. I jego odsunęły
czyjeś ręce. Kiedy otworzył oczy, zobaczył, mimo ciemności, wujka Jankla. Siedział przy nim na
słomie, szczupły, przygarbiony jak zawsze. Aha, pomyślał Tojwełe, widzę wujka Jankla. Jak się
umiera, widzi się własne dzieciństwo, więc ja teraz umieram. Wiesz, powiedział wujek Jankiel,
przez trzy dni po śmierci rosną człowiekowi włosy i paznokcie. Człowiek słyszy, tylko nie może
mówić. Wiem, powiedział Tojwełe, już mi przecież opowiadałeś. Ja nie żyję, tylko jeszcze słyszę
i rosną mi paznokcie. Słyszał głosy i trzaski, jeden po drugim. Dobijcie go, bo będzie stękał nad
ranem. To mówiła gospodyni, kto wie, czy nie o nim, o Tojwełe. Panowie, dajcie mi żyć, będę
waszym sługą do końca życia. To mówił Szmul. Panowie nie chcieli Szmula za sługę, bo znów
był trzask i Szmul zamilkł. Już sztywnieje. To mówił Marcin B. i na pewno o Tojwełe, bo
dotknął jego ręki. Jest! To był nieznany głos, może chłopca z okrągłą twarzą. Musiał coś znalezć.
Pewnie ich woreczek ze złotem, bo nagle wszyscy zerwali się i pobiegli do kuchni. %7łyjesz? To
był Szmul. Nie, szepnął Tojwełe. Chciał mu opowiedzieć o włosach i paznokciach, ale Szmul
zaczął się czołgać do drzwi. Uniósł się na kolana i poczołgał się za nim. Szmul skręcił w stronę
drzew. Tojwełe miał wrażenie, że nadal idzie za nim, ale kiedy się ocknął, siedział pod drzewem,
na skraju lasu. Wstał i poszedł przed siebie.
8.
Przez tamte okolice płynęła rzeka Wieprz.
Rzeka rozdzielała świat na dwie części - dobrą i złą. Zła część świata była po prawej stronie i tam
znajdowało się Przylesie. Po lewej stronie rzeki były dobre wsie: Janów, Mchy i Ostrzyca.
W dobrych wsiach uratowano wielu ludzi - Staszka Szmajznera, krawca Dawida Berenda,
rymarza Stefana Akermana, handlarzy mięsem Chanę i Szmula, handlarza zbożem Gdala z
Piasków, właścicielkę wiatraka Bajłę Szarf i dzieci młynarza Raba - Esterę i Idełe.
Dzieci młynarza uratował Stefan Marcyniuk.
Dwadzieścia lat wcześniej uciekł z bolszewickiego więzienia z głębi Rosji, w Polsce zamieszkał
na strychu w żydowskim młynie. Gdybym miał worek mąki, powiedział, upiekłbym chleb,
sprzedałbym i byłoby parę groszy... Młynarz dał mu worek mąki i Marcyniuk upiekł chleb.
Zarobił parę groszy, a po latach był jednym z bogatszych gospodarzy w całej okolicy.
Młynarz i jego żona zginęli w getcie, ich córkę, Esterę, posłano do Sobiboru. W przeddzień
planowanej ucieczki Esterze przyśniła się matka. Weszła do baraku i stanęła nad pryczą. Jutro
uciekamy stąd, szepnęła Estera, wiesz o tym? Matka skinęła głową. Boję się, poskarżyła się
Estera. Nie wiem gdzie iść, na pewno wszystkich zabiją... Chodz ze mną, powiedziała matka,
ujęła córkę za rękę i poprowadziła do wyjścia. Wyszły z baraku i minęły bramę obozu. Nikt nie
strzelał. Przecież to jest tylko sen, pomyślała Estera. Jutro będzie naprawdę. Jutro będą strzelać i
wszystkich zabiją... Szły polami i lasem i zatrzymały się przed dużą wiejską zagrodą. Poznajesz?
spytała matka. Estera poznała: stały przed domem Stefana Marcyniuka. Zapamiętaj, powiedziała
matka. Tutaj musisz przyjść...
Uciekli nazajutrz. Po jedenastu dniach Estera, razem z narzeczonym, dotarli do wsi Janów i
stanęli przed domem ze snu.
Był wieczór. Nie chcieli budzić gospodarzy, wsunęli się do stodoły i ułożyli na słomie. Kim
jesteście? Usłyszeli w ciemnościach męski głos i czyjaś ręka pochwyciła dłoń Estery. To ja,
twoja siostra, powiedziała Estera, był to bowiem głos Idełe, jej starszego brata.
To nie matka, to Bóg was przysłał, powiedział Stefan Marcyniuk, kiedy mu opowiedzieli sen.
Zostaniecie u mnie do końca wojny...
Również Tojwełe trafił do dobrych ludzi w dobrej wsi, po lewej stronie Wieprza. Zamieszkał w
Mchach u Franciszka Pętli. Wujek Pętli był lokajem prezydenta Mościckiego. Pojechał z
prezydentem do Rumunii, wrócił i założył na bazarze Różyckiego budę z porcelaną.
Zawiadomiono wieś, że Tojwełe-Tomek jest rodzonym synem lokaja Zięby. Imponowało to
dzieciom na pastwisku, zwłaszcza Kasi Turoń, która była najwyższa, bo wdała się w ojca
kawalerzystę. Dzieci pasły krowy. Ich ulubioną zabawą było łapaj żyda". Wyliczanką ele mele
dudki wyznaczano żyda", żyd" uciekał, a wszyscy go gonili. Złapanemu zadawano pytania:
Jesteś Jude? zabiłeś Chrystusa? to pif paf!
Tomka zatrzymali na polu dwaj Niemcy. Szedł ze Stefanem Akermanem, rymarzem, który
ukrywał się w Ostrzycy. Jeden z Niemców odstawił rower. Jude? W pobliżu siedzieli chłopcy od
krów i Kasia Turoń. Panie Niemiec, krzyknęła Kasia, to nasz chłopak. A ten? Kasia nie znała
Akermana. Pan Niemiec nie wie, co się robi? Spuszcza spodnie i pif paf. Akerman spuścił
spodnie. Niemiec zdjął karabin i wyciągnął w stronę dzieci. Kto chce zrobić pif paf? Dzieci
milczały. Ty chcesz zrobić pif paf? Niemiec wyciągnął karabin w stronę Kasi. Potrząsnęła głową.
Drugi z Niemców poprowadził Akermana do lasu. Usłyszeli strzał. Niemiec wrócił, obaj wsiedli
na rowery i odjechali. W nocy przyszedł do Tomka Akerman. Niemiec dał mu papierosa, strzelił
w powietrze i kazał odejść.
Rano, na łące, Kasia powiedziała: to moja wina, co? Była ładna. Może nie tak ładna jak Małka
Lerner, lecz za to z niebieskimi oczami. Przyjdz Tomek do naszej suszarni, co? Jak tylko się
ściemni. Będziesz mi czytał. Zdziwił się: nie mogę czytać po ciemku. Możesz, możesz,
powiedziała Kasia. Nie mógł czytać, więc położyli się na stercie tytoniu. Aadnie pachniał. Kasi
było nadal przykro z powodu Akermana, więc Tomek ją pocieszał. Potem jemu zrobiło się
przykro, i Kasia go pocieszała. Potem krzyknęła: Tomek, przecież ty jesteś %7łyd! Zerwał się i
zapiał spodnie. Nie bój się, ja nikomu nie powiem, szepnęła pospiesznie. Powiedziała swojemu
bratu, Andrzejowi Zaczął dawać Tomkowi lekcje polskie. Nie mówi się: ojej, co się dzieje!
Krótko mówi się i bez ojej. Andrzej Turoń należał do AL-u. Po wojnie wstąpił do milicji. Dwóch
alowców wstąpiło w Mchach do milicji, Turoń i Tadzio Pętla, bratanek gospodarza. Przyjechali
na pierwsze Boże Narodzenie po wojnie, obaj w mundurach i ktoś pociągnął po nich serię.
Tadzio miał siedemnaście lat, a Andrzej osiemnaście. Nikt nie wiedział, kto pociągnął, jak
wiedział, to nie żyje, mówi Romek, syn Franciszka Pętli. (Chłopiec okrągłą twarzą, którego wziął
do pomocy Marcin B., też zapisał się milicji i ktoś pociągnął serię).
Romek Pętla jest kamasznikiem. Mieszka na Nowym Mieście, w Warszaw Siedzi przy starej
singerowskiej maszynie i szyje cholewki do kozaków. B. i tym razem go odwiedził. Wypili po
kieliszku i zagryzli. Powspominali Mchy, świętej pamięci ojca Romka, %7łydów, Kasię i jeszcze tę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]