[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tym, co ujrzał, wpadając do kuchni. Nogi Laury, kopiące zaciekle, gdy
ciągnięto ją na zewnątrz, prosto w ciemność. Sposób, w jaki zaczepiła
stopą o framugę. Stuknięcie kapcia, który upadł na podłogę.
Marcus zauważył to wszystko w mgnieniu oka. Zobaczył też
mężczyznę. Potężnie zbudowanego i zupełnie łysego, od którego
czaszki odbijało się światło. Ubranego na czarno. Chyba nie
ous
l
a
d
an
sc
uzbrojonego. Obie ręce miał zajęte szarpaniną z broniącą się ofiarą.
Jedną dłonią zasłaniał Laurze usta, toteż było słychać tylko jej
stłumione jęki. Patrzył tylko na nią. Nie zwracał uwagi na to, co dzieje
się w domu. Cóż za nieostrożność, pomyślał Marcus. Wręcz głupota.
Bezszelestnie wycofał się do saloniku i przycisnął palec do ust
Casey, gdy wciągnęła oddech, aby zaprotestować. Zniknął z pola
widzenia napastnika i odwrócił się do niej.
- Zamknij drzwi, zgaś światła, schowaj się i wezwij policję -
polecił jej cicho.
- Próbowałam. Telefon jest odcięty. Marcus nie był tym
zaskoczony.
- Więc ukryj się gdzieś i nie wychodz.
Przygryzła wargę. Oczy miała pełne łez. Skinęła głową, a on
musiał wierzyć, że go posłucha. Nie miał czasu na wątpliwości.
Wymknął się na zewnątrz frontowymi drzwiami i siłą woli narzucił
sobie wolne tempo. Z plecami przyklejonymi do ściany dotarł do
wąskiego przejścia między domem a garażem. Bezszelestnie pokonał
trawiastą przestrzeń, poruszając się lekko jak tancerz.
Zjawił się na trawniku od tyłu prawie w tym samym momencie,
w którym napastnik wywlókł Laurę z kuchni. Mężczyzna był potężny i
niezbyt szybki. A Laura walczyła jak lwica. Oboje znajdowali się
zaledwie parę metrów od drzwi, napastnik był odwrócony plecami do
Marcusa. Doskonale. Marcus rzucił się do przodu. Cios okazał się sku-
teczny. Bandzior odwrócił się i uniósł potężne pięści, lecz Marcus nie
czekał. Wykonał przewrót, błyskawicznie się zerwał i uderzył tamtego
ous
l
a
d
an
sc
prosto w łuk brwiowy.
Trysnęła krew, mężczyzna wydał zduszony okrzyk i znów
zamachnął się na Marcusa, ale on chwycił potężne ramię, obrócił je i
lekko wygiął, po czym błyskawicznie wyprostował. Mężczyzna
przeleciał nad jego plecami i upadł na trawę.
Marcus usłyszał za sobą głos Casey, która wybiegła na zewnątrz.
- Lauro, wstawaj i chodz do środka. Boże, nic ci nie jest?
Marcus odwrócił się, choć nie powinien tego robić. Laura kuliła
się na ziemi i trzęsła jak liść, a jej siostra usiłowała ją podnieść.
Niech licho porwie tę kobietę. Przecież kazał jej się schować.
Odgłos oddalających się kroków uświadomił mu popełniony
błąd. Napastnik uciekał.
- Marcus, biegnij! - wrzasnęła Casey. - Aap go, do cholery!
- I zostawić was dwie dla jego partnera? - zapytał Marcus,
uważnie obserwując otoczenie. Mężczyzna zniknął z pola widzenia.
Zaraz potem usłyszeli trzaśnięcie drzwiczek auta, ryk silnika i chrzęst
wyrzucanego spod opon żwiru.
- Myślisz, że... jest jeszcze jeden?
Marcus przesunął wzrokiem po zacienionym terenie i wytężył
słuch, starając się wykryć obecność drugiego napastnika. Nikogo nie
zauważył, toteż z westchnieniem wrócił do kobiet. Obie już stały.
Casey obejmowała Laurę. Czarne włosy przylgnęły do mokrej od łez
twarzy dziewczyny, oczy były wielkie jak spodki. Marcus odruchowo
odgarnął z nich jeden ciemny kosmyk. Laura wysunęła się z objęć
siostry, ale słaniała się na nogach. Wyglądało na to, że się przewróci,
ous
l
a
d
an
sc
jeśli nie usiądzie.
- Nie sądzę - odparł Marcus. - Ale mogło być ich dwóch, więc
wolałem nie ryzykować. Poza tym nie zdołałbym go złapać. Przecież w
pobliżu zostawił samochód.
Laura na moment zamknęła oczy.
- Dzię... dziękuję ci, Marcus. On pewnie... - Chlipnęła i nagle
znalazła się w jego ramionach.
Jej głowa spoczęła na jego piersi, łzy moczyły mu koszulę. A w
jego sercu coś drgnęło. Odezwały się wspomnienia. Przypomniał sobie
Sarę płaczącą w jego objęciach. Miał wtedy dziewięć lat, a ona trzy i
właśnie zginął jej kotek. Dla niej było to jak koniec świata. Co prawda,
Marcus sądził, że rozpacz z powodu kota to straszna dziecinada, ale
obejmował swoją siostrzyczkę. Obiecał jej nawet, że wszystko będzie
dobrze, a ona mu uwierzyła. Nazajutrz skrzyknął bandę chłopaków i
wspólnie przewrócili do góry nogami całą okolicę, choć akurat lało jak
z cebra. Znalezli tego kociaka na pustej działce w pobliżu domu.
Marcus na zawsze zapamiętał wyraz oczu Sary, gdy przyniósł jej tego
zwierzaka. Kiciuś wyglądał jak przytopiony szczur, ale można by
pomyśleć, że Marcus obdarzył Sarę skarbem. Rozpromieniła się, jej
oczy lśniły, a uśmiech...
Właśnie wtedy po raz pierwszy Marcus poczuł się jak bohater.
A teraz musiał mocno zacisnąć powieki, aby powstrzymać
zbierającą się piekącą wilgoć. Przytulił Laurę, która wyglądała, jakby
miała za chwilę zemdleć, i napotkał spojrzenie pełnych łez oczu Casey.
- Wejdzmy do środka - powiedział.
ous
l
a
d
an
sc
Wziął Laurę na ręce i skinął głową do Casey, która poszła
przodem, aby otworzyć im drzwi. Gdy wniósł Laurę, Casey
przemawiała do niej łagodnie i gładziła ją po twarzy, jednocześnie
usiłując zapanować nad swoim przerażeniem.
W sypialni Marcus położył Laurę na łóżku i się cofnął. Casey
usiadła na brzegu łóżka. Poprawiła poduszkę, otuliła Laurę,
bezustannie zapewniając, że już nic jej nie grozi.
- Pójdę na dół - oświadczył Marcus. Musiał się odseparować od
tego rodzinnego ciepła. On też kiedyś je miał, potem utracił i
zapomniał, a teraz wcale nie chciał go sobie przypominać. - Upewnię
się, że dom jest całkowicie bezpieczny. - Sprawdził zamek okna i rzucił
okiem na podwórze. - Wątpię, czy on znów dzisiaj spróbuje. Nie spo-
dziewał się tutaj nikogo oprócz was. Musi wziąć pod uwagę moją
obecność, planując dalsze działania. A to zajmie mu trochę czasu.
Laura zamrugała, jak gdyby budziła się z drzemki. Spojrzała na
niego, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka.
- Nie jesteś tylko nowym chłopakiem Casey, prawda, Marcus?
Nie odpowiedział, więc Laura spojrzała na siostrę.
- Casey...? Casey westchnęła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]