[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jaką krótką i dziwną podróżą byłeś. Zrobiłem więcej niż przeciętny pies, byłem czymś więcej
niż przeciętny pies. Spojrzał czule na Akile.  Zupełnie jak Ty moja piękności, moja królowo.
Pokazałaś najszlachetniejsze cechy.
Przekonałam się że miałam wystarczająco energii aby przewrócić oczami.
 A teraz doszło do tego. Gestykulował Total w naszej malutkiej, ciemnej jamie.  Miałem
takie marzenia, takie nadzieje! Gdzieś tam jest cały świat&  Zwiesił głowę.  Zawsze chciałem
być astronautom. Teraz nie będę miał nawet okazji wypróbować moich skrzydeł. skrzydeł
przyćmionym świetle, widziałam jak jego malutkie skrzydełka trzepotały delikatnie, i z
jakiegoś powodu miałam gule w gardle.
Zwaliłam to na hipotermie i świadomość bliskiej śmierci.
 Ilu rodzajów win nie miałem okazji spróbować. Westchnął.  Ilu widoków nie było dane mi
zobaczyć. Piramid w Egipcie. Wielkiego Muru w Chinach. Tych urzekających Białych Klifów z
Dover. Przepadło, wszystko przepadło dla mnie na wieki!
 Błagam powiedz mi, że koniec jest blisko Westchnął Kieł.
Nagle zaświtała mi myśl: tlen. To miejsce jest szczelne. Czy zużyliśmy cały tlen? Czy to,
dlatego jesteśmy tacy ogłupiali? Obróciłam się gwałtownie i uderzyłam pięścią z całych sił w
ścianę. Moja dłoń była tak zesztywniałą, że czułam się jakbym używała jakiegoś kija. Powiew
chłodnego, świeżego powietrza wpadł do środka, i wszyscy się nim zaciągnęliśmy i
mrugnęliśmy.
 Czy burza się skończyła? Wymamrotała Angela.
 Nie Usłyszeliśmy głęboki, dziwny głos z zewnątrz.
Moje oczy otwarły się szeroko tak samo jak Kła. Normalnie moje ciało natychmiast zostało by
zalane falą adrenaliny i postawione w stan gotowości, ale w takich warunkach ledwo mogłam
podnieść rękę.
 Burza dopiero się zaczyna Głęboki głos się zaśmiał i wtedy ściany się na nas zawaliły.
Rozdział 57
TO BYAY DUCHY, lodowe duchy, pomyślałam flegmatycznie.
Z tym wyjątkiem, że duchy nie mogłyby nas wytargać na lodowate powietrze. Pomijając fakt
bycia w połowie martwym z powodu hipotermii, Kieł i ja ciągle mieliśmy wystarczająco siły
żeby natychmiast wyskoczyć w powietrze, każde z nas trzymało jedną z dłoni Angeli.
 AGH! Rozpłakałam się, czując metalową sieć uderzająca w moją twarz. Sieć rzuciła nami o
lód z taką siłą, że uleciało ze mnie powietrze.
 Max! Zapłakała Angela.
Podnosząc się na moich odrętwiałych dłoniach, zaczęłam gorączkowo szukać jakiejś drogi
ucieczki, jednocześnie starając się zidentyfikować naszych wrogów. Burza odrobinę osłabła,
więc mogłam przynajmniej zobaczyć kilka par stóp naprzeciw mnie. Starałam się zobaczyć
coś więcej przez szalejący śnieg i ujrzałam, że nasi oprawcy byli jakimś rodzajem robotów,
trochę z rodzaju Latających Chłopców, ale bez skrzydeł. Tyle, że oni nie zadawali sobie trudu
żeby wyglądać nawet w połowie jak ludzie.
Po prostu nie mogliśmy mieć ani chwili przerwy.
Furia rozgrzała moją krew, i starałam się podnieść warcząc, ale sieć zacisnęła się tylko
ciaśniej powalając mnie z powrotem na ziemię.
Usłyszałam śmiech, i starałam się obrócić głowę żeby zidentyfikować jego zródło. Wiatr
ciągle wył mi w uszach, co utrudniało zlokalizowanie osoby.
Jedna z tych rzeczy była dużo większa od reszty, która mierzyła koło 4 stóp.
 Nie zrańcie ich Powiedział swoim głębokim, chropowatym głosem, który usłyszeliśmy na
początku.  Pamiętajcie, że musimy ich dostarczyć w jednym kawałku.
 Mała wiadomość Powiedziałam, próbując się znów podnieść.  Twoje ratowanie nas
właściwie nas zabija! Wypuść nas!
Znów się zaśmiał, lecz jego twarz nie zmieniła wyrazu, co było dość przerażające. Zerknęłam
starając się o lepszy widok.  O boże Jęknęłam z obrzydzenia. Zgaduje, że zgarnęli tego
gościa prosto z filmu Frankenstein. Po pierwsze był ogromny  może z 7 stóp wzrostu. I
szeroki, i ciężki. Jedno ramie było jak strączek fasoli: o dużo za długie w porównaniu z resztą
ciała. Ledwo zdołałam wyłapać metalowe szpikulce, które wydawały się osadzone w jego
skórze. Ochyda. Przywodził na myśl wrażenie jakbym patrzyła na jakieś paskudztwo
poskładane z różnych dziwnych gatunków obcych, i jakimś cudem wyglądało to gorzej niż
okropne skrzydła Ari ego przytwierdzone do jego pleców.
 Nie ratujemy was z tej burzy, mutancie Powiedział.  Inne plany mamy wobec was w
przyszłości.
Jego głos był dziwnie zniekształcony i metaliczny, jakby mówiła do nas automatyczna
sekretarka.
 Oh świetnie. Porwał nas Yoda. Westchnął Kieł.
Coś pociągnęło sieć do góry z nami w środku, i zawisnęliśmy dobrą stopę od ziemi. Kieł
próbował wszelkich sposobów żeby się wydostać. Angela ciągle wyglądała na zszkowaną i
zmarzniętą, zagubioną i przerażoną. Total starał się walczyć z siecią, a Akila nie mogła się
podnieść, ale warczała.
 Jestem Gozen Powiedziała duża puszka.  Nie chce żebyście zamarznęli na śmierć. Chce
patrzeć jak umieracie w innych okolicznościach.
 Musisz sobie znalezć jakieś inne hobby parsknęłam.
 To zawsze coś  wymamrotał Total ciągle walcząc.
 Zabijanie rzeczy to nie hobby Powiedział Gozen, brzmiąc jakby chciał się uśmiechnąć gdyby
tylko mógł.  To moje życie. To jest to, do czego zostałem stworzony. Jestem stworzony do
zabijania rzeczy na wiele, wiele różnych sposobów. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl