[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niej, dopóki ich serca biły w szaleńczym rytmie, a krew szumiała.
Wtulił twarz w rozkoszne gorące miejsce, w którym jej szyja łączyła
się z ramieniem. Serca biły im wspólnym rytmem i wiedział, że powinien
się ruszyć, ale nie był w stanie. Byli tak blisko. Zbyt blisko.
Dlatego kiedy jej usta dotknęły jego twarzy z czułością, jakiej chciał
uniknąć, odnalazł w sobie siłę. Zerwał się i znalazł się w łazience, nim jej
pocałunek zdołał ostygnąć na płonącym policzku.
Włączył natrysk na maksimum i pozwolił lodowatej wodzie studzić
swoje namiętności. Wprawdzie czuł się usatysfakcjonowany seksem, ale
gdzieś z tyłu głowy snuła mu się myśl, że nie wszystkie jego potrzeby
zostały zaspokojone.
Nawet jednak po dziesięciu i więcej minutach tej męczarni nadal nie
wiedział, o co mu chodziło. Nie mógł już dłużej stać pod tym lodowatym
strumieniem, więc ocieplił nieco wodę i ogrzał twarz. Potem zakręcił kran
i sięgnął po ręcznik. Powlókł się do sypialni.
Angie zgasiła lampkę, ale przenikające przez okno światła miasta
oświetlały zarys zwiniętej na łóżku nieruchomej postaci. Zpiącej.
Odetchnął głęboko. Nie będzie potrzebna czuła rozmowa ani
przytulanie. Zostawiła dla niego sporo miejsca w łóżku, więc mógł się
ułożyć, nie dotykając jej. Jednak to nie pozwoliło mu się rozluznić.
Minuty mijały, a on leżał, wciąż spięty, wsłuchując się w ciszę, i
przysiągłby, że słyszał tykanie bezgłośnego zegara przy łóżku. Może
dlatego, że tak bardzo chciał się skoncentrować na czymś innym niż
delikatny dzwięk oddechu Angie?
Do diabła, jak mogła być taka zrelaksowana? Czy to, co zrobili, było
tak wyczerpujące, czy też dla niej bez znaczenia, że mogła zasnąć w ciągu
kilku minut? On kręcił się niespokojnie na łóżku, po czym odrzucił kołdrę.
Zgoda, nie było go trochę więcej niż kilka minut, ale mimo wszystko...
Co ona sobie wyobraża? %7łe udało się za pierwszym razem? A co z jej
propozycją: Czy chciałbyś mnie spróbować"? Jego ciało zareagowało
natychmiast, jak gdyby w tej chwili szeptała mu do ucha tę nieprzyzwoitą
propozycję.
Mieli tylko tę jedną noc. Jaka to strata czasu, żeby patrzeć, jak ona śpi.
Odgarnął jej włosy z szyi, pocałował ją tam, a potem w ramię i szepnął:
- Obudz się, Angie.
Poruszyła się niespokojnie i obróciła na bok. Mógł całować jej plecy z
góry na dół i odkrywać po drodze wszystkie krzywizny i doliny składające
się na to cudowne ciało. A kiedy się przeciągnęła, zaspana, nie mógł nie
objąć dłońmi jej piersi i nie obudzić jej pocałunkiem.
Mruknęła Już?" i wtedy wziął ją powoli, leniwie, w ciszy przed
świtem i miał czas uświadomić sobie, czego się obawiał. Nie bał się, że się
nie sprawdzi, i nie chodziło też o poczucie lojalności w stosunku do
zmarłej żony. Obawiał się, że seks z Angie będzie tak cudowny, że będzie
chciał jeszcze i jeszcze, i nigdy nie kończyć.
Gdy Angie się obudziła, przez okno świeciło jasno poranne słońce, a z
pokoju obok dochodził szmer rozmowy. Uniosła się na łokciach i
nastawiła uszu. Nie był to telewizor, tylko autentyczne głosy. Nim zdołała
zidentyfikować słowa, jej uwagę zwrócił zapach jedzenia. Nie jadła
kolacji, więc teraz umierała z głodu.
Wysunęła nogi z łóżka i przeciągnęła się. Noc była bardzo intensywna
i na swój sposób satysfakcjonująca i obiecująca, mimo że denerwowało ją
to, że wiele razy Tomas unikał jej wzroku lub wolał ciemność
przymkniętych powiek niż czułe zespolenie. Fakt, że musiał od razu zmyć
z siebie zapach ich uniesień, zranił jej serce.
Teraz ona ruszyła do łazienki. Zauważyła, że głosy umilkły, a kiedy
usłyszała zamykanie drzwi, przystanęła. Trochę niepewna szła dalej, ale
jakiś szósty zmysł kazał jej się obrócić. Tomas stał w drzwiach między
sypialnią a salonem i obserwował ją.
Zauważyła natychmiast, że był ubrany. Zmieszne, że po wspólnie
spędzonej nocy czuła się niepewnie, będąc naga. W końcu widział ją całą
ze znacznie mniejszej odległości.
- Zamówiłem śniadanie - powiedział spokojnie.
Dobry początek, pomyślała, właściwie wspaniały, bo spodziewała się
jakiejś niewyraznej atmosfery dziś rano.
- Umieram z głodu, ale muszę wziąć szybki prysznic, zanim coś zjem.
- Uśmiechnęła się szeroko. Miło, że zamówił śniadanie i został jeszcze,
żeby z nią zjeść. - Zostaw trochę dla mnie.
- Już jadłem. Z Rafe'em.
Angie zesztywniała. Teraz rozumiała, skąd te głosy.
- Zaprosiłeś brata na śniadanie?
- Sam się zaprosił.
- Czy on wie? - Pokazała ręką na niego i na siebie, nie wiedząc, jak to
wyrazić.
- Nie i wolałbym, żeby tak zostało. Słuchaj... właśnie zadzwoniłem na
lotnisko. Mój pilot jest gotowy. Muszę jechać.
- Cóż, wezmę prysznic, zjem śniadanie i chyba pójdę prosto do pracy.
Udało jej się wzruszyć od niechcenia ramionami, ale nie mogła się
zdobyć na to, żeby nago, w pełnym słońcu, podejść i pocałować go na
pożegnanie. Chciałaby tak zrobić, żeby sobie udowodnić, że chociaż jej
serce doznało teraz dużego zawodu, potrafi sobie z tym poradzić.
Uprzedzał, żeby się zbyt wiele nie spodziewała. Wiedziała, że Tomas
musi pokonać długą drogę, zanim zapomni o swoim bólu i znów będzie
takim człowiekiem jak kiedyś. Ostatniej nocy zrobiła pierwszy krok, ale to
dopiero początek.
Mimo że zapowiedział, że musi iść, na razie się nie ruszał. Angie
czuła, że chce jeszcze coś powiedzieć. Uniosła pytająco brwi, żeby mu
ułatwić,
- Zadzwoń do mnie - odezwał się w końcu - jak będziesz coś
wiedziała.
- Na pewno będziesz pierwszy, który się dowie. - Angie nie mogła się
powstrzymać. Słowa same popłynęły. - Myślisz, że będę musiała dzwonić?
Uważasz, że ostatniej nocy odnieśliśmy sukces?
Było to oczywiście głupie pytanie. Czytała przecież literaturę. Mimo
właściwego dnia w miesiącu, sprzyjającego połączeniu planet i czego tam
jeszcze, pewien procent kobiet nie zachodził w ciążę.
Nigdy przedtem nie próbowała, więc nie mogła być pewna, czy jest
taką doskonałą kandydatką, jak się reklamowała.
Jej głupie pytania wpędziły go w zakłopotanie. Spojrzał w okno z tak
nieprzeniknionym wyrazem twarzy, że miała ochotę znalezć się w jego
głowie.
- Jeżeli... - Znów na nią spojrzał. - Czy nadal będziesz pracowała?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]