[ Pobierz całość w formacie PDF ]

szerokimi liśćmi. Srebrna poświata kładła się na upiętych włosach i powłóczystej szacie, biel
jej skóry lśniła w ciemności. Dzięki pięknu i delikatności wszędzie poza surową, pustynną
krainą zostałaby wzięta za wodną nimfę.
Podszedłszy do zwisającej nad sadzawką gałęzi oliwnego drzewa; kobieta usiadła na
kamiennym obrzeżu. Zanurzywszy w zamyśleniu dłoń w wodzie, rozglądała się wokół i od
czasu do czasu wzdychała.
Ciemność w koronie drzewa nad wyczekującą dziewczyną jakby nagle zgęstniała.
Czarna plama w absolutnej ciszy zaczęła zsuwać się w dół. Wreszcie mroczna sylwetka
zeskoczyła bezszelestnie na płytki dziedzińca tuż obok dziewczyny. Przybysz powstrzymał
dziewczynę przed paniczną ucieczką, położywszy jej dłoń na ramieniu.
 Nie krzycz, Afriandro! Nie jestem lubieżnym podglądaczem!
 Conanie, jak& jak się tu dostałeś?  zapytała księżniczka, otrząsając się z
zaskoczenia i obejmując go serdecznie na powitanie.
 Zakradłem się tutaj przed wschodem księżyca, by nie wypatrzyli mnie strażnicy
przy bramach  odpowiedział i przysiadł na chłodnych kamieniach obok Afriandry. 
Niełatwo jest chodzić nocą po waszym mieście, nie wzbudzając podejrzeń.
 Widzę, że zabrałeś ze sobą broń.  Zwinnie przesunęła dłonią po rękojeści jego
ilbarsyjskiego noża.  Obawiasz się pułapki?
 Raczej nie, ale nie mam ochoty stawać przed waszym świątynnym trybunałem. 
Wzruszył ramionami i poklepał broń.  W razie konieczności najpierw użyłbym noża.
 Czy dlatego mieszkasz poza miejskimi murami?  spytała, patrząc mu w oczy. 
Nie chcesz, by świątynni strażnicy odebrali ci broń?
 Również dlatego. I tak nie zamierzam zostać długo w Qjarze  odparł, wodząc
czujnym wzrokiem po dziedzińcu.  Czekam na pierwszą karawanę, wędrującą na północ do
Zamory. Liczyłem, że zdołam nie władować się w żadną kabałę w waszym mieście, lecz
wszystko wróży, że nie zdołam się tego ustrzec.  Przeniósł wzrok na dłoń Afriandry na jego
ramieniu.
 Och, nie obawiaj się, Conanie, nie chcę cię usidlić, byś nie mógł dołączyć do
karawany  odparła, pieszcząc bark Cymmerianina. Przysunęła się bliżej niego.  Brakuje
mi po prostu kontaktu z podróżnikami i cudzoziemcami. Człowiek o doświadczeniu tak
bogatym jak twoje na pewno zdoła mi& mm, doradzić, co mam uczynić, lepiej niż
ktokolwiek z tak małego, zaściankowego miasta jak Qjara.
 Czyżbyś chciała, bym kogoś zamordował?  zapytał, nieznacznie się od niej
odsuwając.  Któregoś z krewniaków z panującego rodu, czy też jakąś spiskującą kapłankę?
Przyznaję, że imałem się różnych zajęć, a w razie potrzeby nie wzdragam się przed
zabijaniem, lecz nie wynajmuję się do załatwiania dworskich porachunków, jak być może
myślałaś.
 Och, nie, Conanie!  Księżniczka zaśmiała się pogodnie, opierając się o
Cymmerianina niemal całym ciężarem ciała.  Chciałam cię jedynie wypytać o pewne
ogólne aspekty władania miastem& oraz wiary.
 Wiary?  mruknął z powątpiewaniem.  Jeżeli pragniesz mnie nawracać&
 Nie, nie!  zapewniła barbarzyńcę ze śmiechem i złożyła czubki palców na jego
wargach, by go uciszyć.  Powiedz mi, co sądzisz o religii Jedynej Prawdziwej Bogini?
Wiem, że boginie rzadko są czczone w tej części Szemu&  zawiesiła głos, zdejmując dłoń
z ust Conana.
 Tak jest prawie wszędzie  zapewnił ją.  W wielkich królestwach Hyborii
miejsce bogiń jest u boku bogów  ich mężów, chociaż czasami, rzadko, one mają większą
władzę.  Po namyśle dodał:  Tam czci się różnych bogów, wyznawanych pierwotnie w
kolejno podbijanych prowincjach. W szemickich miastach  państwach wierzą przeważnie
tylko w jedno bóstwo, przeważnie męskiego rodzaju, zwierzę o wybitnie męskich cechach lub
też istotę mieszanego, zwierzęco ludzkiego charakteru, obdarzoną rogami i kopytami.
Dlaczego w ogóle o to pytasz?
Afriandra ponownie złożyła mu dłoń na ustach i pokręciła głową.
 Powiedz mi jedno, Conanie, jak reguły wiary w Saditę prezentują się w
porównaniu z innymi szemickimi miastami?
 Mówiąc prawdę, uważam życie w Qjarze za znośne.  Conan odchrząknął. 
Dlatego właśnie, że szanuję wasze zwyczaje, staram się postępować tu ostrożnie. W wielu
szemickich miastach królowie są równocześnie głowami kościołów; zazwyczaj obydwa
urzędy sprawują równie twardą ręką. Ustanawiają bez liku praw, wymierzają surowe kary, a
ich bogowie to najczęściej gnijący ze starości tyrani o temperamencie rogatego byka i
nienasyconym apetycie na niemowlęta lub młode dziewice.  W głosie Conana pojawiła się
gorycz. Potrząsnął głową ze zniechęceniem.  Crom, bóg mojej ojczyzny, jest zupełnie inny:
pozwala człowiekowi swobodnie dożyć swoich dni, dopiero pózniej odbywa osąd! Czczony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl