[ Pobierz całość w formacie PDF ]
urodę za okularami, których nie potrzebuje, czesze się jak więzniarka, a przy tym
próbuje odwrócić uwagę od swej figury, która, o ile dobrze pamiętam, jest rozkosznie
doskonała w kształcie i proporcjach?
Leith na ułamek sekundy zapomniała, gdzie jest i znów poczuła dotyk jego rąk na
swoim ciele. Odpędziła od siebie to wspomnienie i pomyślała, \e rozmowa przybiera
zbyt osobisty charakter.
- Potrzebuję tych okularów - zdecydowała się bronić tego, co w jego oskar\eniach
wydawało się najmniej osobiste.
- A po co? - zapytał wyzywająco.
- Z całą pewnością nie po to, \eby przez nie patrzeć! - rzuciła bez ogródek.
- Czytałaś bez trudu, kiedy ci przyniosłem tę teczkę do domu... i nie miałaś
okularów!
Niech cię cholera wezmie - pomyślała. Nagle znienawidziła go z całego serca.
Przyglądał jej się tamtej nocy, kiedy czytała dokumentację. Nie miała pojęcia, \e
zapomniała o okularach...
- Nieraz... - zaczęła, gotowa kłamać jak najęta, ale przerwał jej.
- Twoje usta zaprzeczają, \e jesteś taką zimną kobietą, za jaką chcesz uchodzić...
mam zresztą na to tak\e inne dowody - przyciął jej złośliwie.
- A jakie\ to dowody? - odparowała i, niestety, zbyt pózno pojęła, \e w tym okrzyku
było więcej agresji ni\ sensu.
- Nie licząc oczu ciskających błyskawice i namiętnego temperamentu - nie odmówił
sobie przypomnienia jej tego - wcale nie byłaś lodowata, kiedy się do mnie tuliłaś
tamtego wieczoru!
- Tu... tuliłam się? - prychnęła. Po namyśle jednak- a wspomnienia były zbyt \ywe,
\eby zajęło jej to więcej ni\ sekundę - uznała, \e tulenie" było odpowiednim
określeniem.
- Nie mam ochoty mówić o tym! - rzuciła cokolwiek arogancko. Właściwie nie miała
innego wyjścia.
Je\eli jednak spodziewała się, \e ujdzie jej to na sucho, bardzo szybko przekonała
się, \e Massingham jeszcze niejedno ma w zanadrzu.
- Niezle! - syknął wściekle. - Ja tu rządzę i skoro płacę za twój czas, mogę
dyskutować o tym, co uznam za stosowne!
To wystarczyło, \eby zatrzęsła się ze złości, ale on jeszcze nie skończył.
- Na początek zatem powiesz mi, dlaczego, skoro wiem, \e gościsz u siebie na
przemian przynajmniej dwóch panów, tutaj starasz się uchodzić za Pannę
Lodowatą. Okulary, uczesanie starej panny... dlaczego tak ci zale\y na tej opinii?
- Jeśli ju\ musi pan wiedzieć - wybuchnęła Leith, czując, \e na wzmiankę o
przynajmniej dwóch panach na przemian jej gniew przeradza się w furię - miałam
nieprzyjemne doświadczenia z ostatniego miejsca pracy.
- Ardis&Co.? - zapytał z nagłym zainteresowaniem.
Najwidoczniej rozpracował ją bardzo dokładnie. Có\, nale\ało się tego spodziewać.
- Jakie doświadczenia? - nalegał.
- Ktoś mnie... napastował... zaczął obmacywać...
- Masz na myśli napaść seksualną? - zapytał z powa\ną miną.
- Właśnie tak - odparła, czując, \e spora część jej agresji ulotniła się nagle. - Trochę
to mną wstrząsnęło.
- Sprawiło, \e boisz się mę\czyzn? - zapytał, ale sam widocznie w to nie wierzył,
skoro sądził, \e ju\ po opuszczeniu Ardisa była w łó\ku z jego kuzynem.
- Bać się? Nie... - odrzekła zupełnie uczciwie. - Nie... raczej jestem ostro\na.
- Rozumiem - skomentował to spokojnie, ale z jego miny Leith mogła wnioskować, \e
wcale mu się to nie podoba.
- Wiec zło\yłaś Ardisowi wymówienie i zdecydowałaś się ukryć swoją kobie...
- Nie składałam wymówienia - wpadła mu w słowo Leith, nadal starając się być
uczciwą.
- Zostałaś zwolniona? - zapytał.
Leith zorientowała się, \e powiedziała du\o więcej ni\ trzeba. .
- To oznacza... - snuł swe rozwa\ania Naylor Massingham, nie czekając nawet na jej
odpowiedz - \e osoba, która cię napastowała, musiała być dość wysoko postawiona.
Jego zdolność dedukcji jest doprawdy zadziwiająca -pomyślała Leith. Odkryła
jednak coś jeszcze bardziej zadziwiającego.
- Pan mi wierzy? - zapytała. - Myślałam...
- Mam przed sobą cały materiał dowodowy, czy\ nie? - zauwa\ył i wyjaśnił swój tok
rozumowania: -Personalny zwrócił się do Ardisa o referencje... dostał je bez trudu.
Nie wspomnieli jednak o sposobie, w jaki została zerwana umowa. Poniewa\ nie
miało to nic wspólnego z twoją pracą, nale\ało sądzić, \e ktoś u Ardisa jest mocno
zakłopotany tym, co ci się przydarzyło... i chce zachować milczenie. - Massingham
zerknął na nią i ciągnął dalej: - Opuściłaś Ardisa i przyszłaś tutaj, świadomie
ukrywając pod strojami swoją sylwetkę i twarz, mimo i\ nie czułaś \adnych
szczególnych zahamowań seksualnych. Zgadza się?
Leith czując się zobowiązana do odpowiedzi wyznała z absolutną szczerością:
- Cię\ko pracowałam nad zdobyciem kwalifikacji. Chcę być traktowana serio. To
bardzo irytujące, kiedy wiem, \e mam rozum, a niektórzy mę\czyzni uwa\ają mnie
za pustogłowego kociaka, który... - urwała nagle. - To przez pana Paul Fisher dostał
po nosie w zeszły piątek?
Kąciki ust Naylora Massinghama leciutko uniosły się w górę.
- Ty naprawdę myślisz - stwierdził.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]