[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A zimno ci?
Janna otworzyła usta, zastanowiła się i powiedziała:
- Nic z tego.
Kruk spojrzał na nią z ukosa.
- Nic z czego?
- Nie wciągniesz mnie w kolejną tego typu dyskusję.
Kruk przykucnął z uśmiechem i ostrożnie dotknął palcem tenisówek. Uniósł głowę i
oświadczył z powagą:
- Trzeba dać im jeszcze dziesięć minut. Zjedzmy ostrygi. Podeszwy powinny do tego
czasu zmięknąć. - Zwietny pomysł.
Nie zwracając uwagi na jego zdumione spojrzenie, podniosła buty i wrzuciła je do
piekarnika, włączyła palnik na pełną moc i zatrzasnęła drzwiczki. Odwróciła się jak gdyby
nigdy nic i zaczęła mieszać sos do ostryg. Kruk czekał.
Nagle jego głęboki, ciepły śmiech wypełnił kajutę. Pochylił się, zgasił palnik i
wyciągnął buty.
- Zrobiłabyś to, prawda? - zapytał, wciąż roześmiany.
- Jasne - zapewniła go, walcząc z uśmiechem, który mimowolnie pojawił się na jej
wargach. - Pierwszą rzeczą, jakiej bardzo szybko uczy się młodsza siostra, jest to, jak
przewyższać uporem braci, którzy są więksi, silniejsi i twardsi niż ona.
- Mały wojownik - mruknął. Dotknął jedwabistego pasma jej włosów tak delikatnie, że
nawet tego nie poczuła. - Dręczyli cię?
Janna już miała przytaknąć, ale uświadomiła sobie, że nie zawsze tak było.
- Czasami, ale kochali mnie na swój sposób. A ja zachowywałam się jak wiedzma.
Czasami.
- Ale i tak ich kochałaś - dokończył Kruk, obserwując delikatny uśmiech, jaki na
twarzy Janny wywołały wspomnienia.
- Tak - szepnęła. - zawsze byli gotowi mnie bronić. Doprowadzali mnie do szału,
kontrolując moje randki. Niektórych chłopców tak postraszyli, że ci biedacy ostrzegali
innych, a tamci po takich przestrogach bali się nawet wziąć mnie za rękę. Jedynym, którego
tolerowali, był chłopak z sąsiedztwa. Lubili Marka. Nigdy się nie narzucał.
Uśmiech Janny znikł. Gdyby tylko wiedzieli, dlaczego Mark nie podrywał ich
dorastającej młodszej siostry. Ale nie mogła mieć do nich pretensji. Mark też właściwie nie
wiedział. Nie całkiem.
- Mark? Twój mąż?
- Mój były mąż.
- Dlaczego się rozstaliście?
Dłonie Janny znieruchomiały. Po chwili zdecydowanymi ruchami przelała sos do
niewielkiej miseczki.
- Nie pasowaliśmy do siebie.
- Co to znaczy? - spytał Kruk, wyczuwając coś innego niż typowe przyczyny rozpadu
małżeństwa.
Zawahała się i wreszcie wzruszyła ramionami.
- Mark widział we mnie przyjaciółkę, towarzyszkę, siostrę, czasem nawet matkę. Ale
nie kochankę - mówiła spokojnie. - Wycisnąć cytrynę do sosu czy wolisz zjeść ją osobno?
Kruk przyglądał się jej przez dłuższą chwilę. Chciał wiedzieć więcej o niej i
mężczyznie, którego kiedyś kochała i poślubiła. Mężczyznie, który najwyrazniej jej nie
kochał.
- Osobno - odparł w końcu.
Nie zadał tych pytań, ponieważ oczy Janny były teraz jasnozielone i puste. Nie można
z nich było niczego wyczytać. Nie mówiły, czy była smutna, szczęśliwa czy obojętna, gdy
nastąpił koniec ich małżeństwa.
Towarzyszkę, siostrę, matkę, ale nie kochankę.
Kruk skrzywił się. Nic dziwnego, że tak zareagowała, gdy wychwalał jej delikatne
ręce i uśmiech. Ciekawe, czy pragnęła widzieć w swym mężu raczej kochanka, czy dziecko..
Gdy tylko o tym pomyślał, znalazł odpowiedz. Chciała kochanka, a dostała dziecko.
- Twój mąż musiał być chyba ślepy - stwierdził rzeczowo.
- .Cieszę się, że tak sądzisz - odparła. Jej pełne wargi ułożyły się w uśmiech równie
pozbawiony emocji jak oczy. - Ale, niestety, to nieprawda. Mark jest pilotem. Ma doskonały
wzrok. Podaj mi korkociąg.
- Kochałaś go?
- Oczywiście, że nie, - odparła. - Wychodzę za każdego mężczyznę, który zaprosił
mnie na randkę więcej niż dwa razy.
- Janno... - zaczął Kruk.
- Korkociąg - przypomniała i poczęstowała go uśmiechem równie chłodnym jak głos.
- Bracia pokazali mi kiedyś jak usunąć korek, uderzając ręką o dno butelki, ale nie jestem tak
silna jak oni. Za każdym razem nabijałam sobie siniaka. Ty byłbyś w tym dobry. Silny i
zawzięty. Jak oni.
- Czy wciąż go kochasz?
- Czy ktoś ci kiedyś powiedział, żebyś pilnował własnych spraw?
- Tak. Czy wciąż go kochasz?
- A dlaczego to cię interesuje? - zapytała przez zaciśnięte zęby, czując, jak rozpada się
z trudem wzniesiona bariera obojętności.
- Nie mogę pozwolić, żebyś marnowała życie oglądając się za siebie - wyjaśnił cicho.
- Ty mi nie pozwolisz... - Janna pokręciła głową i spojrzała na stojącego przed nią
potężnego, nieruchomego mężczyznę. - Nie ty odpowiadasz za moje życie.
Mam już ojca i trzech starszych braci, którzy są prawie tak samo wielcy i tak samo
aroganccy jak ty.
- Czy wciąż kochasz Marka? - nie ustępował Kruk.
- Nie! Nie kocham go, odkąd zasnął spłakany w moich ramionach, ponieważ nie
potrafił się zmusić, by się ze mną kochać !
- Co? - zawołał z niedowierzaniem Kruk.
- Ożenił się ze mną, ponieważ zawsze mnie lubił, chciał mieć dzieci i myślał, że będę
wspaniałą matką. Sądził, że jeśli jakakolwiek kobieta zdoła go pobudzić, to będę nią ja. Nie
miał racji. Nawet palnikiem nie mogłabym go rozgrzać! Był homoseksualistą i nie potrafił się
do tego przyznać!
Janna słyszała w kajucie echo własnych słów i była przerażona. Nigdy nikomu nie
powiedziała o tej strasznej nocy, gdy ona i jej mąż uświadomili sobie, dlaczego nie mogą żyć
ze sobą. Teraz też by o tym nie mówiła, gdyby Kruk tak nie nalegał. Odetchnęła głębiej i
miała ochotę wcisnąć się pod blat, by uniknąć spojrzenia ciemnych, pełnych współczucia
oczu Kruka.
- I co? Ulżyło ci? - spytała drżącym głosem?
- Miałem zamiar zapytać ciebie o to samo.
- W życiu nie czułam się gorzej. Następnym razem zostaw mnie na dnie zatoki. Zbyt
wysoką cenę płacę za ratunek.
Kruk wydał niski dzwięk, jakby mimowolne stęknięcie po uderzeniu.
- To zabawne - odparł w końcu. - To samo powiedziała mi Angel.
Wykrzywił wargi w smutnym uśmiechu, który rozdzierał Jannie serce i świadczył, że
w jakiś sposób zraniła go głębiej, niż wydawało jej się to możliwe. O wiele bardziej niż on ją
zranił swymi pytaniami. I nagle poczuła, że jej gniew mija.
- Przepraszam - szepnęła. - Nie chciałam&
- W porządku - przerwał i odwrócił się. - Nie wiedziałaś. A nawet gdyby... sam się o
to prosiłem.
- Gdybym wiedziała, nie mówiłabym tego. Nie jestem aż tak okrutna.
- Mały wojownik - powiedział, odwracając się znowu do niej. Lekko uśmiechnięty,
pogładził twardą dłonią jej policzek. - Niczego się nie nauczyłaś? Czasem delikatność nie
pomaga. - Otworzył szufladę i wyjął korkociąg. Kilkoma ruchami wyciągnął korek z butelki
wina. - Kieliszki są w szafce po lewej stronie.
Janna niezgrabnie sięgnęła do drzwiczek. Wyjęła z uchwytów i postawiła przed
Krukiem dwa kieliszki. Gdy je napełniał, dostrzegła, jak rozszerzają mu się nozdrza, gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]