[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się widzieć bez żadnych trudności. Podprowadził ją aż do furtki prowadzącej
do lasu, lecz nie otworzył jej, tylko przystanął obok. Kiedy spojrzał na Torę,
wydało jej się, że są w jakimś zaczarowanym świecie, gdzie oprócz nich nie
ma nikogo. Z oddali dobiegała muzyka lokalnej kapeli, a w sercu Tory nadal
dzwięczała melodia profesora o miłości.
Jest pani taka śliczna! odezwał się Mikloa. Tak śliczna, że boję się
pozwolić pani jutro jechać do Maglic.
Będę... zupełnie bezpieczna odparła, zastanawiając się nad praw-
dziwością jego słów.
Zwiatła z okien rzucały jasne refleksy na jej włosy, które zdawały się
płonąć małymi ognikami, a w jej oczach odbijały się gwiazdy.
Musi pani dbać o siebie powiedział miękko i dodał innym już tonem:
A teraz proszę mi powiedzieć, jakie słowa księcia Borysa i jego przyjaciół,
które pani przypadkiem usłyszała, tak panią przestraszyły. Pytanie było tak
nieoczekiwane, że Tora, która podczas tańca zapomniała o strachu, patrzyła
na niego bezmyślnie. Proszę mi powiedzieć, co mówili nalegał.
Zabrzmiało to jak rozkaz i Tora zdołała jedynie wyszeptać:
Skąd pan wie, że to... co mówili, przestraszyło mnie?
Mikloa uśmiechnął się i odparł:
Zostawiła pani szal na ławie pod oknem pokoju, w którym się spotkali.
A to... skąd pan wie?
Kiedy pani uciekła powiedział cicho poszedłem za panią, bo mogło
grozić pani jakieś niebezpieczeństwo. Zobaczyłem jak wita się pani z profe-
sorem. Widziałem też, gdzie pani była, zanim schowała się pani w lesie.
Tora pomyślała, że tok jego rozumowania jest bardzo logiczny, ale bała się
wyznać prawdę. Strach powrócił do niej z całą mocą. Znowu serce jej biło jak
oszalałe, a dłonie drżały. Zrobiła krok do tyłu tak, jakby chciała uciec do
gospody, ale Mikloa chwycił ją za nadgarstki i mocno przytrzymał. Potem,
gdy zaczęła się z nim szamotać, powiedział:
Proszę mi zaufać! Moja słodka, proszę mi zaufać! Przecież pani wie, że
jej pomogę, a nie poradzi sobie pani sama z takim człowiekiem jak książę
Borys.
Skąd pan wie... że muszę sobie z czymś poradzić? zapytała cicho
Tora.
Przyciągnął ją bliżej i odparł:
47
Zapomina pani, że w lesie widziałem, jak bardzo była pani przestra-
szona, kiedy nadjeżdżał książę. Czułem jak pani drży, gdy przejeżdżał, a w
oczach pani zobaczyłem taki strach, jakiego nie widziałem dotąd u żadnej
kobiety. Tora wstrzymała oddech. Czując, że opór na nic się nie zda, po-
łożyła głowę na jego ramieniu. Poczuła jak ją obejmuje i mówi: Proszę mi
powiedzieć!
Pan w to nie uwierzy!
Obiecuję uwierzyć we wszystko, co mi pani powie.
Nie powinien pan o tym wiedzieć, to może być... niebezpieczne!
Nie boję się i nie pozwolę również, aby pani się bała.
Zapadło krótkie milczenie, potem Tora rzekła:
Obawiam się... nie tylko tego, co usłyszałam, ale i tego, że... można
popełnić jakiś błąd.
O tym musi pani pozwolić decydować mnie. Myślę, że ta sprawa do-
tyczy mojego kraju, a nie pani i dlatego ja powinienem się tym zająć.
Brzmiało to rozsądnie, lecz Torą wstrząsnął dreszcz emocji. Jeśli Mikloa
włączy się w tę sprawę, może stać się jednym z ludzi, których książę Borys i
jego współtowarzysze są gotowi zastrzelić bez pardonu. Tora nie zniosłaby,
gdyby coś mu się stało, więc zrobiła ostatni wysiłek, aby uchronić go przed tą
sprawą.
Proszę! błagała proszę o nic więcej nie pytać! Najlepiej będzie, jeśli
nic pan nie będzie wiedział. Ta sprawa... jest bardzo niebezpieczna... i pan też
mógłby się znalezć w niebezpieczeństwie... A ja... nie mogę ponosić za to
odpowiedzialności!
Spojrzała na niego błagalnie, a on przybliżając twarz zapytał:
Dlaczego pani tak się tym przejmuje? Przecież spotkaliśmy się kilka
godzin temu.
Wiem wyszeptała Tora ale tak bardzo różni się pan od ludzi, których
dotąd spotykałam i... był pan dla mnie taki miły... Chcę, aby pan sobie po-
szedł i zapomniał o mnie.
Wiedziała jak ciężko jej będzie rozstać się z Mikloaem. Było to jednak
nieuniknione, a nie chciała się rozstawać ze świadomością, że wysłała go na
pewną śmierć.
Musi pani zrozumieć, że to przeznaczenie nas z sobą połączyło.
Nutka, która pojawiła się w jego głosie, zabrzmiała dla Tory jak prawdziwa
muzyka. Spojrzała na niego, świadoma jego bliskości, siły obejmujących ją
48
TL R
ramion i ust, które były tak blisko niej. Przez chwilę patrzyli na siebie, a
potem powoli, jakby to było częścią pieśni miłosnej, gwiazd i magii tej nocy,
ich usta złączyły się w pocałunku przepełnionym czcią uduchowionym i
nieziemskim, jak światło księżyca, który świecił nad ich głowami.
Usta Tory były miękkie, słodkie i niewinne. Mikloa przyciągnął ją do sie-
bie, całując coraz gwałtowniej. Spełniły się jej marzenia. Zniła o tym od
dawna w samotności, za tym tęskniła i starała się przekazać w swojej mu-
zyce. Bała się, że nigdy tego nie odnajdzie. Przez chwilę nie była sobą lecz
częścią swych fantazji i wzleciała aż do gwiazd, gdzie nie było nic poza boskim
pięknem. Czuła, że Mikloa zabiera jej serce na zawsze.
Pocałunki Mikloaa wywołały u Tory doznania, o jakie nigdy siebie nie
podejrzewała. To dziwne; uczucie zawładnęło jej sercem, a ciałem wstrząsały
dreszcze, wywołane dotykiem Mikloaa. Czuła, że płynie do gwiazd i jednoczy
się z nimi. Wreszcie,, kiedy doznania stały się tak intensywne, że prawie
przekraczające granice wytrzymałości, tak ekstatyczne i pełne uniesienia, że
trudno było w nie uwierzyć, Tora zrozumiała, że to jest miłość. Miłość, której
zawsze szukała, za którą tęskniła, a którą właśnie udało jej się odnalezć.
Mikloa uniósł głowę, a ona patrzyła na niego świadoma swego uniesienia.
Trudno jej było oddychać, atmosferę wokół przepełniała muzyka, lecz nie ta
wykonywana przez ludzi, ale grana przez drzewa, gwiazdy oraz bicie ich serc.
Kocham cię! Tora nawet nie wiedziała, kiedy jej usta wypowiedziały te
słowa.
Mikloa wstrzymał oddech, lecz już po chwili znowu ją całował, powoli,
namiętnie, sprawiając, że drżała w jego ramionach. I znów zabrał ją do nie-
biańskiego świata, gdzie istniała tylko muzyka i zapach kwiatów. Tora wie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]