[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nad dzieckiem.
- A ty, młoda damo, pójdziesz ze mną - oświadczył chłodno.
Dziewczyna niczego nie rozumiała, kiedy niemal siłą wyprowadzał ją poza wioskę do
gęstego lasu.
Wreszcie się zatrzymał.
- Wiedziałem, że coś mi się z tobą nie zgadza! Co to właściwie za gra? - spytał
przygnębiony.
Bianka pokręciła tylko głową, nie mogła odpowiedzieć.
- Skąd Fulco mógł wiedzieć, że będziemy tędy przejeżdżać?
- Fulco? Dlaczego boisz się Fulca? Czyż on nie jest..? Niczego nie pojmuję, Zoltanie!
- O, z pewnością wszystko rozumiesz - oświadczył zmęczonym nagle głosem. - Idz tam,
na krawędz urwiska, i popatrz z góry na zajazd!
Dziewczyna spojrzała nań pytająco, ale po chwili odwróciła się i zaczęła piąć się pod
górę. Uszła zaledwie parę kroków, kiedy Zoltan zawołał ostrym głosem:
- Bianko!
- Tak? - odwróciła się odruchowo.
Zbyt pózno odkryła katastrofę. Zoltan cicho powiedział:
- A więc ty jesteś Bianka! Ty wyrachowana diablico!
52
Błyskawicznym ruchem sięgnął po zawieszony u pasa nóż. Bianka z krzykiem uskoczyła
w bok. Poczuła palący ból w ramieniu i zobaczyła drżący jeszcze nóż, który wbił się w
pień drzewa.
Las zamarł.
Bianka jak zaklęta wpatrywała się w krew ściekającą na dłoń, potem wolno podniosła
głowę i spojrzała na Zoltana nic nie rozumiejąc, jak zranione zwierzę.
- Chciałeś mnie zabić - szepnęła pobielałymi wargami - A to znaczy, że nie mam już
nikogo, żadnego przyjaciela.
Zdawała sobie sprawę, że zwykle Zoltan rzuca celnie, lecz tym razem za wiele wypił.
W jednej chwili ocknęła się i błyskawicznie rzuciła do ucieczki, bez planu, wzdłuż
krawędzi urwiska ponad wioską. Słysząc za sobą kroki goniącego ją mężczyzny, wbiegła
w las i próbowała schować się między pniami drzew. Od rany w ramieniu jednak
ogarnęła ją słabość, w końcu musiała się czołgać po ziemi, byle tylko uciec od
prześladowcy jak najdalej.
Dopadł jej niczym wielki kot i mocno przytrzymał. Oczy świeciły mu szalonym gniewem.
- Przez cały czas z nas drwiłaś, dobrze wiedziałaś, co robisz, zdawałaś sobie sprawę,
czyje to dziecko, wiedziałaś o wszystkim, diablico! Przyznaj to!
Bianka zamknęła oczy. Targał nią gwałtowny szloch.
- Przyznaję, że jestem Bianka - wydusiła z siebie wreszcie. - Ale nie chciałam tego. Puść
mnie, ramię tak bardzo boli!
- Podpisałaś na siebie wyrok śmierci! - zawołał zduszonym głosem. Z oczu sypały mu się
iskry. - Ale najpierw muszę poznać całą prawdę o waszym oszustwie. Nie
przypuszczałem, że Warin może się okazać takim łajdakiem!
Bianka popatrzyła błagalnie na jego rozwścieczoną twarz.
- Proszę, puść mnie, zaraz zemdleję z bólu.
Wargi Zoltana drżały, blade i napięte, odsłaniając zęby niczym u rozwścieczonego
drapieżnika. Bianka zrozumiała nagle, iż jego wściekłość w dużym stopniu płynie z
rozczarowania, że tak się na niej zawiódł.
- Zoltanie - szepnęła błagalnie. - Zaczęłam cię lubić, rozumieć...
- A ja? - parsknął. - Prawie mi cię było żal, miałem do ciebie słabość...
53
Spostrzegła, że jego wzrok kieruje się na jej usta. Dłonie na jej ramionach zacisnęły się
mocniej, potem się otworzyły i znów zacisnęły. Bianka odwróciła twarz, zdumiona i
wstrząśnięta tym, co wyczytała w jego oczach.
Nagły ruch dziewczyny wrócił mu przytomność.
- Nie! - zaprotestował gwałtownie. - Nie chcę się brukać.
Nic bardziej nie mogło dotknąć Bianki. Ledwie zdolna wydusić z siebie słowa z bólu i
poniżenia, wykrzyknęła głośno:
- Można się tego było spodziewać po lokaju Isenbranda!
Twarz Zoltana zastygła, las wstrzymał oddech.
- Coś ty powiedziała? - padły wreszcie złowieszcze słowa.
Bianka wybuchnęła rozdzierającym płaczem.
- I tak mnie zabijesz, równie dobrze możesz więc usłyszeć całą prawdę o sobie. Z całego
serca pragnęłam was zwalczyć, ciebie, Isenbranda i Fulca, i całą gromadę nikczemników
z Tannenburga. Ojciec mnie wysłał, abym spróbowała wydostać Fabiana spod władzy
Isenbranda, miałam przy tym udawać Berengarię, bo zażyczyli sobie dla niego
bezmyślnej dziewczyny. Ale nie udało mi się nawet dotrzeć na miejsce, tak zle się
postarałam. A teraz mnie zabij, byle szybko!
Ujrzała jeszcze niedowierzanie malujące się na twarzy Zoltana, a potem świat zawirował
jej przed oczami i pogrążył się w całkowitej ciemności.
Bianka z wolna wydostawała się z głębokiej, mrocznej studni; wracała jej przytomność.
Uświadomiwszy sobie swą straszną sytuację, zdrętwiała.
Dlaczego Zoltan nie zabił jej, kiedy leżała nieprzytomna? Nie chciał okazać jej nawet tej
odrobiny litości? Jakże musiał jej nienawidzić!
Otworzyła oczy. Na jej twarz padł jakiś cień. To Zoltan klęczał tuż przy niej i opatrywał jej
ramię kawałkiem materiału oderwanym od własnej koszuli.
Bianka przerażona usiłowała się wyrwać.
- Spokojnie - poprosił z łagodnością w głosie i uśmiechem, który całkiem ją oszołomił. W
nagim opalonym torsie, pełnym blizn po walkach, i pod skórą ramion grały mięśnie, kiedy
delikatnie ją przytrzymywał, nie pozwalając wstać z ziemi.
54
- Bianko, Bianko - rzekł łagodnie. - Tyle nieporozumień, tyle niepotrzebnej nienawiści i
pogardy. Sądziłem, że to ty jesteś po stronie Isenbranda. Ja także jestem jego
przeciwnikiem, nie zrozumiałaś tego?
Zdumiała się, zaszlochała, ale już odczuła nieśmiałą ulgę.
- Czy wybaczysz mi moją podejrzliwość? - spytał.
Bianka kiwnęła głową. Próbowała się uśmiechnąć, ale na twarz wypełzł jej zaledwie
sztywny grymas. Strach, rozczarowanie i ból wciąż nie dawały o sobie zapomnieć. Nie
bardzo potrafiła uwierzyć w to, co słyszy.
- Naprawdę byłaś gotowa poświęcić całe życie, by uratować Tannen? - pytał z
niedowierzaniem. - Jako żona Fabiana?
Odwróciła głowę. Myśl o istnieniu Fabiana bardzo ją teraz zabolała.
- Być może wcale nie będzie to konieczne - rzekł cicho.
Popatrzyła na niego pytająco. Nareszcie mogła coś powiedzieć.
- Dziecko? Zrozumiałam, że ono jest ważne.
- Właśnie.
Zastanowiła się.
- To musi być syn księcia Maksymiliana.
- Tak też i jest. Nie ma wątpliwości, są do siebie podobni jak dwie krople wody.
- Pozamałżeński?
- Nie. Księżna Elisabeth zmarła tuż po jego urodzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl