[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Miło się z tobą robi interesy - powiedział na odchod
nym Patrick.
Craig odwrócił się do obserwującej całe zajście rodziny
DeLeon. Przez chwilę wydawało mu się, że tym razem smoła
i pierze rzeczywiście zostaną użyte. A jednak Hektor się do
niego uśmiechnął.
- Dziękuję ci, synu. - Z uznaniem uścisnął Craigowi rękę.
- Ile cię to kosztowało? - zapytał szeptem.
- Pięćset.
- Trzeba było najpierw ze mną pogadać. - Hector posmut
niał. - Zniknięcie Patricka można było kupić za dwieście.
Może wpadniesz do nas na obiad, co?
Craig marzył w tej chwili tylko o tym, żeby wrócić do
domu i w spokoju zastanowić się nad wszystkim, co go tego
dnia spotkało. Przedtem musiał sobie jednak wyjaśnić pewien
nurtujÄ…cy go problem.
- Czy Patrick jest waszym rodzonym synem? - zapytał
rodziców Isabel.
- Nie bardzo mamy ochotę się do niego przyznawać, ale
to nasz syn - powiedział Hector.
- I wychowywaliście go tak samo jak inne dzieci?
- Patrick miał takie samo dzieciństwo jak reszta rodzeń
stwa, tyle że on sam był inny - powiedziała Patsy. - Czasami
sama się zastanawiam, jaki błąd popełniliśmy...
Angie, która stała dość blisko, żeby słyszeć ich rozmowę,
otoczyła matkę ramieniem.
- Nie martw się mamo. Jedno zgniłe jabłko na sześć to wcale
nie jest zły wynik. My ci przecież nie przynosimy wstydu.
Patsy spojrzała nią krzywo.
- No, może czasami - poprawiła się Angie.
Corey, którego Angie trzymała na rękach, wyciągnął do
babci łapki. Patsy uśmiechnęła się do niego i wzięła dziecko
od swej młodszej córki. Najwyrazniej dzieci miały dar gojenia
najgłębszych nawet ran.
Craig znów poczuł się w tej rodzinie nieswojo. Pożegnał
się więc szybko i wsiadł do samochodu. Czuł się w tej chwili
bardzo samotny.
W drodze do Blue Waters myślał o rodzinie Isabel. Dotąd
uważał ich za chodzące ideały i dopiero teraz zrozumiał, że
oni też mają problemy. Dokładnie tak samo jak cała reszta
ludzi na świecie. Nieślubne dziecko Angie musiało być dla tej
katolickiej rodziny prawdziwym szokiem, a Bóg jeden wie,
ile wycierpieli przez tego okropnego Patricka.
Craig zatrzymał samochód przed domem. Nie wszedł jed
nak do środka, tylko poszedł na plażę. Wpatrywał się w bez
kres oceanu. Słońce zachodziło, cienie się wydłużyły...
Isabel kilka razy wspominała mu o Patricku, ale Craig nie
zwracał na te napomknienia uwagi. Teraz bardzo tego żało
wał. Gdyby nie to, pewnie wcześniej by zrozumiał, że niektó
rzy ludzie po prostu rodzÄ… siÄ™ zepsuci. Patricka wychowywali
przecież ci sami troskliwi rodzice, którzy opiekowali się resztą
rodzeństwa. No i proszę, co z niego wyrosło.
Może rzeczywiście nikt oprócz samego Toma nie był wi
nien jego śmierci? myślał Craig. Może na nic by się nie zdały
wysiłki Sinclaira, gdyby nawet był troskliwym ojcem? I pew
nie ja też nie mogłem uratować Tomowi życia. Choćbym
sobie wypruł żyły. Ale dzieci i tak nie chcę mieć. Bo jeśli
człowiek je posiada, to zawsze także może któreś stracić. A ja
siÄ™ tego bojÄ™. Nie chcÄ™, bo to bardzo boli.
Isabel zapukała do mieszkania Craiga. Naprawdę była na
niego wściekła. Miała prawo do zdenerwowania. Pojawienie
się Marii i odwołany ślub mocniejszego od niej zwaliłyby
z nóg. A Craig tymczasem zwiał, zostawił ją na pastwę ko
chającej wprawdzie, ale męczącej rodziny. Isabel uważała, że
rezygnacja z małżeństwa nie powinna jednocześnie oznaczać,
że ona i Craig przestali się o siebie troszczyć.
Zdawało jej się, że czeka wieki. Craig wreszcie otworzył
drzwi. Na widok jego markotnej miny od razu przestała się
złościć. Zapragnęła się do niego przytulić, ale wcale nie była
pewna, czy jeszcze ma do tego prawo. Przecież nie byli już
narzeczonymi i obowiązywały ich całkiem inne reguły gry.
- Isabel? zdziwił się Craig.
- Czy mogę wejść? - zapytała. Pytanie zabrzmiało tak
oficjalnie, aż Isabel musiała sobie przypomnieć, że nie zwraca
siÄ™ do obcego, tylko do Craiga.
- Oczywiście. Tylko że nie bardzo jest na czym usiąść.
- Otworzył szeroko drzwi. Oprócz kilku pudeł i materaca
w mieszkaniu nie było niczego. - Oddałem wszystkie meble,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]