[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w szkole. Szybko nauczyli się, że nie wyciągnę ręki po kartkę czy długopis, że trzeba mi je
podać, podsunąć.
Kochani, naprawdÄ™ kochani.
Na koniec od pewnej sympatycznej grupki dostałam kwiaty, a w nich malutkie kopertki z podzi
ękowaniami. Bardzo to było miłe i wzruszające, przyznam szczerze :). Dziękuję, moi drodzy!
Oczywiście mam do siebie tysiąc dwieście uwag i sto pomysłów, co mogłam zrobić inaczej lub
lepiej, ale ogólnie jestem zadowolona.
DZIKUJ:
Paniom z UM za pomysł i świetną organizację, Profesorom - za zaangażowanie, przybycie,
wykłady i uśmiechy :), Uczestnikom za to wszystko, o czym wyżej,
Justynie, że czuwała nad nami cały tydzień i dzielnie uczyła się, jak rozbierać mnie z kurtki,
Tai i Bartoszowi za wsparcie nieustanne, Wszystkim, którzy kibicowali warsztatom, podgl
Ä…dali, trzymali kciuki.
Zasmuciły mnie jedynie prace, które Uczestnicy pisali w ostatni dzień. Temat brzmiał:
Akceptacja, integracja, tolerancja. Niepełnosprawni wokół mnie". To, w jaki sposób młodzież
postrzega chore osoby, jest dla mnie przerażające. 98% prac było o tym, jacy jesteśmy biedni,
wyśmiewani, poniewierani, nieszczęśliwi i jak nam się trudno żyje. Dodawano oczywiście, że
jak już się nieco pozbieramy, to jesteśmy dzielni i godni podziwu. Wszystko to zostało
okraszone smutnymi refleksjami na temat naszego społeczeństwa.
Hm.
Mało kto wpadł na to, że osoba niepełnosprawna jest po prostu nieco inna, ale może normalnie
żyć i zapominać o swoim kalectwie. %7łe nie zawsze choroba nad nami dominuje. %7łe czasami ktoś
jezdzi na wózku, ale jest na tyle samodzielny, że nikt na niego nie patrzy przez pryzmat niepe
łnosprawności. Różnie bywa. A tu biedni, poszkodowani, zapłaczmy nad nimi.
Jednak te prace, które były inne, pozwalają mi mieć nadzieję, że po tych warsztatach chociaż
kilka osób zmieni swe myślenie o niepełnosprawnych. Liczę, że te zajęcia pozostawią w nich co
ś więcej niż tylko informacje o gatunkach dziennikarskich.
Zroda, 10 grudnia 2008
ZMCZENI
Jesteśmy zmęczeni.
W niedzielę podczas TTONu mieliśmy zajęcia z dziećmi, ale nie wyszły najlepiej.
Przede wszystkim czekano na nas półgodziny, bo było opóznienie, a ja musiałam rozdać
nagrody i wręczyć dyplomy uczestnikom warsztatów. Poza tym sala była za mała i duszna, a
dzieci - od 2 do chyba 12 lat. Maluchy miały dosyć czekania, cmokały na Igora i wieszały się na
nim, z trudem zapanowaliśmy nad sytuacją.
Były to najszybsze zajęcia w naszej karierze.
Ale najlepsze jest to, że mój pupil, po przebywaniu w tłumie przy stoiskach, a pózniej ob
ściskiwany przez dzieci, jednak w tych warunkach pracował. Podniósł mi głowę, podał
przedmiot, przyniósł kartkę od Tai, wyrzucił śmieci, przybił żółwika, zdjął skarpetkę. Zrobił
ładny pokaz. A byłam pewna, że psychicznie się wypalił, bo przeżyć miał sporo.
Wtorek, 16 grudnia 2008
POD GÓRK
Stało się to, czego się najbardziej bałam - Igor zjadł coś na dworze i się rozchorował.
Biedaczek, nie spał półtorej doby, nie jadł i nie pił. Dostał antybiotyk i dopiero dzisiaj spokojnie
zasnął. Zpi od 16.00 i nic go nie rusza. Musi odpoczywać, Pożeracz.
Choroba Igora jest tylko dodatkiem do licznych nieprzyjemności, które ostatnio mnie spotkały.
Szpile i szpileczki wbijane mimochodem, firma remontowa,
która wszystko partaczy, bank, który mnie ciąga od oddziału do oddziału, autobusy bez klapek,
niegrzeczny kierowca i w ogóle mało pozytywne fluidy.
PrzeczekujÄ™.
I powtarzam za Kochanowskim:
Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć się kolwiek dzieje:
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
A po ziej chwili pięknu dzień przychodzi.
Jestem tylko człowiekiem.
201 %7łycie nauczyło mnie, że czasami nie da się przeczekać. Czasem ma się ochotę krzyczeć, gry
zć, bić pięściami, bo tak jest zle. Gdy wali się wszystko, trudno zachować spokój. Gdy pod
próg przypełza samotność - ta najgorsza z najgorszych, samotność z napisem: Nikt nie jest w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]