[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu, w którym widzę wspaniałą scenę. Małe, może roczne dzieciątko Jezus leży w kołysce. Przy nim
siedzą Maria i Józef. Kilku pasterzy i dwaj inni mędrcy, którzy przybyli przede mną, klęczą przed
dzieckiem w pokornym uwielbieniu. Od dziecka nieustannie biją piękne i jasne promienie światła.
Pospiesznie zsiadam z wielbłąda i klękam zajmując miejsce obok innych.
Nagle czuję wewnątrz siebie ogromny przypływ emocji, tryskających w górę z okolicy żołądka i
piersi tak silnie, że wybucham niekontrolowanym płaczem. Płaczę, płaczę i płacze przez długi czas,
wyrzucając z siebie wszystkie uczucia powstałe podczas podróży: wielką radość, ulgę, smutek z
powodu Heroda, odwagę, determinację i wiele innych uczuć. Oczami pełnymi łez spoglądam na
Marię, na Józefa, i znowu na Marię. W jednym momencie przepływa pomiędzy nami wiele głębokich i
ciepłych uczuć. Wszystko to odbywa się telepatycznie. Każde uczucie wysyłane i odbierane jest
wyraznie, z prędkością myśli. Nie pada ani jedno słowo i nie ma potrzeby, by je wypowiadać. Czuję
taką ulgę. Ona mnie tak dobrze rozumie.
Sięgam do torby po dar dla dziecka. Płacząc bezustannie, w potokach łez spływających mi po
policzkach pytam: "Czy przyjmiesz czyste złoto?" Dziecko lekko uśmiecha się i po prostu promienieje
w ciszy. Pytam jeszcze kilka razy: "Czy przyjmiesz czyste złoto?... Czyste złoto?... Czyste złoto?...
Przyjmiesz czyste złoto?" Wciąż łkam i drżę na całym ciele, myśli zaczynają biegać mi po głowie jak
opętane. Zdaję sobie sprawę, że czyste złoto jest najlepszą rzeczą, jaką świat może zaoferować, ale i
tak dzieciątko i Zwiatło są cenniejsze ponad wszystko. Jestem bardzo przejęty.
Przez długi czas klęczę cicho obok dwóch pozostałych mędrców patrząc na dziecko z przejęciem.
Jestem zachwycony oślepiającym, pięknym światłem emanującym bez przerwy z całego jego ciała, a
zwłaszcza z kochających oczu, które po prostu patrzą na mnie, tak spokojnie i nieprzerwanie. Czuję,
że mógłbym tu pozostać klęcząc tak na zawsze.
Teraz czuję, jak Charłene porusza się na łóżku i obejmuje ramieniem moje ciało fizyczne. Ma w
stosunku do mnie jednoznaczne, seksualne zamiary. Jestem zupełnie pewien, że dotyka mojego ciała
fizycznego z nadzieją, że obudzi mnie ze snu. Wciąż świadomy, całkowicie pochłonięty snem,
wpatruję się w dzieciątko Jezus podziwiając piękne promienne światło, które nieustannie od niego
bije. Czuję się tak bardzo zakorzeniony w stanie świadomego snu i tak unieruchomiony przez te wizję,
że wiem, iż dotknięcia Charlene nie mogą wytrącić mnie ani ze stanu świadomego śnienia, ani z
samego snu. Czuje, że jestem w pełni skoncentrowany i skupiony na świetle. Gdy podniecona
Charlene nadal próbuje mnie obudzić, nie mam wątpliwości ani chwili wahania, co wybrać w danym
momencie. Wiem, że nigdy nie wyrzeknę się tego doznania pogrążenia w Zwietle dla przyjemności
seksualnej, ani dla jakiejkolwiek innej znanej mi przyjemności. Uświadamiam sobie, że odmówienie
sobie przyjemności seksualnej jest dla mnie rzadką rzeczą, lecz czynię to bez wahania. Wolę skupiać
uwagę na jaśniejącym dzieciątku Jezus. Uzmysławiam sobie, że w porównaniu z tym Zwiatłem bledną
wszystkie przyjemności życia, jakie kiedykolwiek znałem. Jestem pełen radości, zachwytu, spokoju, a
zarazem ożywienia.
Po jakimś czasie światło otaczające dzieciątko zaczyna powoli zanikać. Jestem nadal świadomy,
że śnię i wciąż czuję, jak Charlene uparcie pieści moje ciało fizyczne. Zamierzam wyjść ze snu,
ponieważ czuję, że ta cudowna scena w naturalny sposób zbliża się ku końcowi. Jeszcze przez parę
chwil patrzę, jak światło powoli blednie wokół dzieciątka Jezus, aż sen niemal zupełnie zanika. Potem
świadomym aktem woli, choć z głębokim oporem, postanawiam opuścić świadomy sen. Natychmiast
budzę się i powracam do świata fizycznego, czując olbrzymi przypływ energii i emocji, zarówno w
ciele, jak i w umyśle. Jestem w stanie absolutnej ekstazy. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie
doznałem.
Z początku przez parę chwil po prostu leżałem w łóżku, kąpiąc się w poświacie tych trzech snów,
oszołomiony i pełen zachwytu. W nagłym przebłysku intuicji nazwałem ten trzeci sen "Darem Mędrca"
i zanotowałem to w myśli. Potem powiedziałem Charlene, że miałem właśnie najbardziej niesamowity
sen i opowiedziałem jej trzeci sen w całości. Gdy skończyłem, ona również była nim oszołomiona i
pełnym przekonania głosem powiedziała: "Tytuł tego snu to Dar Mędrca". Ta telepatyczna
komunikacja jeszcze bardziej wzmogła intensywność mojego przeżycia, ponieważ Charlene podała
dokładnie taki sam tytuł, jak uczyniłem to ja parę minut wcześniej w cichej, niewypowiedzianej
refleksji.
Wstałem z łóżka, zszedłem po schodach do mojego gabinetu i zapisałem wszystkie trzy świadome
sny w dzienniku. Jednak tym razem pojawił się problem, z jakim nigdy wcześniej się nie spotkałem.
Pisząc czułem się chwilami porażony i przytłoczony, gdyż moc i jaskrawość tych trzech snów nadal
przeze mnie przepływała. Uczucia te uniemożliwiały mi pisanie, wstawałem więc od biurka kilka razy i
przez pięć do dziesięciu minut przechadzałem się szybkim krokiem tam i z powrotem. Technika
szybkich kroków pomagała uspokoić przepływające przeze mnie potężne energie. Gdy tylko czułem,
że jestem zrównoważony, powracałem do biurka, aby pisać dalej. Zapisanie wszystkich trzech snów
zajęło mi około dwóch godzin, a gdy skończyłem, czułem się zarówno wyczerpany jak i ożywiony.
Około godziny 8:00 wszedłem do góry na śniadanie. Niesamowity blask i podnosząca na duchu
energia trzeciego snu pozostawały ze mną przez cały dzień. Właściwie obrazy ze snu przez parę
następnych tygodni powracały do mnie z olbrzymią żywością. Obraz światła często powracał w mojej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]