[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jomych zaniepokojonego Daugego, zachmurzonego Krajuchina
i bladego z wSciekÅ‚oSci Jurkowskiego. Jurkowski dotkn¹Å‚ nosa
palcami i pokazał je zakrwawione Aleksiejowi.
Idiota! krzykn¹Å‚ gÅ‚oSno. BaÅ‚wan! Czy macie kapustê za-
miast głowy?
Uspokójcie siê... pohamowaÅ‚ go Krajuchin. Czy nie wi-
dzicie, ¿e on nie ma pojêcia, co siê staÅ‚o?
A, to wy... wybełkotał Aleksiej.
Nie, nie my! Rycerze krzy¿owi! Delegacja Ligi Kobiet!
57
ProsiÅ‚em, uspokójcie siê, towarzyszu Jurkowski!
A wy, towarzyszu Bykow, szybciutko wyprowadzajcie st¹d
wasz wózek... Dauge, zamknijcie luk i drzwi i krzyknijcie tam, ¿e
odje¿d¿amy.
Rozkaz! odpowiedziaÅ‚ Dauge, naÅ‚o¿yÅ‚ dziwaczny heÅ‚m
i wyszedł zza rufy Malca .
Bykow usiadł w transporterze, a za nim Krajuchin i Jurkow-
ski, który nie przestawaÅ‚ kl¹æ.
Wyje¿d¿ajcie za ogrodzenie i zatrzymajcie siê! poleciÅ‚ Kra-
juchin.
Malec ruszył wstecznym biegiem.
DoSæ! Stop! Teraz poczekamy na Daugego.
Bykow zerkn¹Å‚ na Jurkowskiego, który ostro¿nie obmacywaÅ‚
swój opuchniêty nos.
Boli? ze współczuciem spytał Krajuchin. Jurkow tylko wy-
krzywiÅ‚ siê z wSciekÅ‚oSci¹. Po zewnêtrznej stronie kadÅ‚uba zadud-
niÅ‚y czyjeS kroki. Dauge zsun¹Å‚ siê do wÅ‚azu.
Rozkaz wykonany zameldował Krajuchinowi.
Jedziemy!
Bykow zbli¿yÅ‚ palce do klawiszów sterowania, lecz zatrzymaÅ‚
siê w pół ruchu, zastanowiÅ‚ chwilê, pstrykn¹Å‚ kilkoma przeÅ‚¹czni-
kami, wÅ‚¹czyÅ‚ silnik i opuSciÅ‚ miejsce kierowcy. Malec lekko
ruszył naprzód.
Co ty robisz? zawoÅ‚aÅ‚ przestraszony Dauge A kto bê-
dzie kierowaæ?
Automat skromnie odpowiedziaÅ‚ Bykow. Nie pamiêtam
drogi, nie potrafiÅ‚bym wróciæ. B¹dxcie spokojni, Malec jest wy-
posa¿ony w aparaturê elektronow¹ sprzê¿on¹ z ¿yrokompasem.
Przez pewien czas jechali w milczeniu. Malec powtarzał te
same manewry, jakie przed pół godzin¹ wykonywaÅ‚ Bykow, tyle
¿e w odwrotnym porz¹dku.
Czy macie ze sob¹ licznik radiacji? spytaÅ‚ Krajuchin Dau-
gego.
Mam! Nie bêdzie nam potrzebny. ZapomniaÅ‚em wam po-
wiedzieæ, ¿e kiedy Bykow zbli¿yÅ‚ siê do zbiornika, ju¿ zd¹¿yliSmy
go zamkn¹æ. Wszystko zatem jest w porz¹dku.
Krajuchin odetchn¹l z ulg¹.
Niewiele brakowaÅ‚o, a narazilibyScie siê na du¿e nieprzy-
jemnoSci zwróciÅ‚ siê do Bykowa, wycieraj¹c pot z Å‚ysiny. Czy
wiecie, gdzie was zatrzymaliSmy?
58
Nie mam pojêcia... Bykow czuÅ‚ siê wielce nieswojo.
Za tymi zasiekami znajduje siê pod ziemi¹ potê¿ny reaktor
wytwarzaj¹cy tryt paliwo dla naszego Hiusa . Betonowa bu-
dowla, do której chcieliScie tak nieostro¿nie zajrzeæ, to cmentarzy-
sko radioaktywnych odpadków pozostaj¹cych przy oczyszczaniu
uranu. Akurat dziS przerzuciliSmy tam komplet uranowych prêtów
przeznaczonych do przeróbki. GdybyScie wsunêli tam czubek
nosa...
ZrozumiaÅ‚by to nawet je¿! zdenerwowanym gÅ‚osem do-
rzuciÅ‚ Jurkowski. Je¿eli coS ogrodzone jest kolczastym drutem,
to znaczy, ¿e wejScie wzbronione. Ale oczywiScie s¹ ludzie, co
musz¹ wszystko przeÅ‚amaæ... g¹sienicami... Nie mog¹ spokojnie
patrzeæ na ogrodzenie i rzucaj¹ siê na nie odwa¿nie jak lwy!
Słowa Jurkowskiego były niesprawiedliwe, ale Bykow tylko
westchn¹Å‚ ze skruch¹. Krajuchin mówiÅ‚ dalej:
Pierwszy zauwa¿yÅ‚ was Jurkowski, w chwili gdy zbli¿ali-
Scie siê do bunkra. RzuciÅ‚ siê na was, aby odci¹gn¹æ od niebez-
piecznego miejsca. SpóxniÅ‚ siê nieco. ByliSmy przekonani, ¿e nie
uniknêliScie nieszczêScia.
GnaliSmy na zÅ‚amanie karku odezwaÅ‚ siê Dauge. MySla-
Å‚em, ¿e mi serce wyskoczy...
Bykow spojrzaÅ‚ na Jurkowsklego i wyj¹kaÅ‚:
Ja... mnie... naprawdê jest mi bardzo przykro... nie chcia-
Å‚em... zrezygnowany machn¹Å‚ rêk¹. Diabli wiedz¹, jak to siê
staÅ‚o! Musicie zrozumieæ, ¿e siê was przestraszyÅ‚em...
Jurkowski wykrzywił wargi w ironicznym uSmiechu.
Dauge zachichotał. AleS ładnie go przywitał! Wspaniale!
O Bo¿e, co to byÅ‚a za walka!
Biæ umiecie siê dobrze wesoÅ‚o chwaliÅ‚ Bykowa Krajuchin
lecz na przyszÅ‚oSæ przyda siê nieco ostro¿noSci. Przy naszej pracy
nie wolno niczego dotykaæ goÅ‚ymi rêkami, tym bardziej bez pyta-
nia. PrzypomniaÅ‚em sobie wa¿n¹ rzecz dziS wieczorem Dauge
wybierze dla was skafander i nauczy, jak siê z nim obchodziæ.
O, Bo¿e, ale to byÅ‚a draka! powtarzaÅ‚ Dauge, wycieraj¹c oczy.
Bykow szybko usiadÅ‚ na miejscu kierowcy i wyÅ‚¹czyÅ‚ automat.
W lekkiej mgieÅ‚ce zauwa¿yÅ‚ ju¿ sylwetkê gara¿u.
Jeszcze jedno mówiÅ‚ Krajuchin. Musimy poddaæ praw-
dziwej próbie was i waszego,,Malca . JesteScie przygotowani?
W tym terenie nie mo¿na przeprowadziæ prawdziwych prób.
Wszêdzie tundra, równo jak na stole.
59
Nie martwcie siê! Znajdziemy wam, mój drogi, wspaniaÅ‚e
miejsce! W półmroku bÅ‚ysnêÅ‚y zÅ‚ote zêby Krajuchina.
Próba ognia
Bykow odprowadził Krajuchina i geologów do wezwanej z mia-
sta terenówki, a sam powróciÅ‚ do gara¿u. Malec staÅ‚ o dwa kroki
od bramy. Po jego obÅ‚ych bokach spÅ‚ywaÅ‚y stru¿ki deszczu.
Próby! powiedziaÅ‚ na gÅ‚os Bykow. No có¿, jak próby, to
wypróbuj¹!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]