[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wcale się nie dziwię - odpowiedział major.
- Jeśli nawet zrobilitoludzie z "białego gangu", nie będą przecieżtacy
głupi, aby dzielić się ze swoim szefem siedzącym zakratkami.
Chyba że inaczej nie będą moglipodjąć pieniędzy.
W świecie podziemnymto tak jak w stawie ze szczupakami.
Większy isilniejszy zjada słabszego.
A kto siedzi,ten jest słabszy.
66
- Ale dlaczego wątpisz, że zrobili to ludzie "białego gangu"?
A kto mógł inny zrobić?
Tylkooni!
- Tego nie wiem.
Są przecież różni podejrzani.
Naprzykład Kalinkowski.
- A ty z uporem maniaka ciągle wracasz do tego Kalinkowskiego.
Też przestępca!
Ta sprawa przekreśliłaby jegoprzyszłąkarierę prawniczą.
- Karierę prawniczą niewątpliwie.
Ale nie zamożnośćiniezależność.
Słuchaj, Jerzy, czy ty nigdy nie pomyślałeś,że to nie tylko "dowód
rzeczowy",leczosiem milionówzłotych?
I to płatne w dolarachza granicą.
Zważ, że Kalinkowski miał właściwie najwięcej możliwości
zorganizowania całej afery.
Po prostu wyniósł czek i umówił się, że nadrugi dzień ktoś go lekko
trzaśnie w głowę.
Nawet upoważnienie od Lisowskiego mógł dostać pod pozorem
przesłuchiwania go.
- To wszystko, co mówisz, może byćprawdą, ale niewierzę, że
Zygmunt był bezpośrednim czy nawet pośrednim sprawcą tego
przestępstwa.
-Ja też nie mówię, że bezwzględnie wierzę, lecz nie mogętego nie
brać pod uwagę.
Tym bardziej że mam lukiw jego zeznaniach.
W tej chwili drzwi się otworzyły.
Halinka weszła dopokoju i kładąc na stole teczki zaktami, zwróciła się do
majora.
- Przez pana pogniewałamsię z przyjaciółką!
-Dlaczego?
- Kiedy zapytałam o Zygmunta,Zosia skoczyła, jakbyją kto gorącym
żelazkiemoparzył.
"A dajcie mi spokój -krzyknęła - z tym całym Zygmuntem!
%7łeparę razy domnie przyszedł itrochę pożartowaliśmy, to zaraz po
całymgmachu się rozniosło.
Narzeczony zazdrosny.
Zrobił midziką awanturę.
Groziłzerwaniem, jeżeli jeszcze coś usłyszy o Kalinkowskim.
Nawet prosiłam Zygmunta, żeby tudo mnie nieprzychodził.
To było jeszcze przed wypadkiem.
A po wypadku znowu wszyscy z kondolencjami domnie przychodzą".
- Aleczy widziała się z Zygmuntem w dzień przed napadem?
- zapytał major.
67.
- Powiedziała, że nie.
Chciała nawetprzysiąc, że jestniewinna.
A mnie nazwała szpiclówką- panna Halina ażtrzęsła się z oburzenia.
- Bardzo pani dziękuję, Halinko -major zdawał się byćbardzo
zadowolony z raportu sekretarki.
- Nawetsobiepani nie wyobraża,jaką mioddała przysługę.
Muszę przesłuchać Rękawka, tego, który napadł na Kalinkowskiego.
Jeżelibędę miał coś ciekawego, tojutro do was wpadnę.
Jadę terazna Waliców.
Do pokoju, który porucznik Rajski odstąpił majorowi,wprowadzono
Jana Napiórkowskiego alias Rękawka.
Ukłonił się grzecznie oficerowi milicji i zauważył:
- Widzę, żeteraz pan major będzie ze mną gadał.
Ho!Ho!
Rękawekrośnie wcenie.
Coraz wyższe szarże mają doniegointeres.
- Nie błaznujcie, Rękawek.
Chcę, żebyśmy porozmawiali poważnie.
Możecie nam pomóc, a pomagając nam,na pewno nie zaszkodzicie sobie.
Rękawek milczał.
- Będę mówił z wamiotwarcie i szczerze.
Waszarzecz,jak się do tęgoustosunkujecie.
Napadliście i ogłuszyliścieaplikanta - urzędnika prokuratury, zabraliście
mu teczkęz ważnymi dokumentami.
- Ja nic niewiem, panie majorze.
-Nieprzerywajcie mi.
Dobrze wiecie, że mam dostateczną ilość dowodów,aby was tak położyć,
że na rozprawiedostaniecie najmarniej kilkanaście lat.
Prokuratormożewamzrobić akt oskarżenia z 225 artykułu
kodeksukarnegow połączeniu z artykułem 23paragraf 1 - wiecie,teno
usiłowaniu.
A do tego pasuje jeszcze jak ulał ten"bandycki" artykuł 259.
Razem sprawa prosta i można jąpuścić w dorazniaku.
- Pan porucznik też miprzed paru godzinami groził -odpowiedział
ponuroRękawek.
-Ale ja wam niegrożę.
Ja właśniechcę wam pomóc.
Z jednej stronymacie sąd doraznyi ładny wyrok, z drugiejgotów jestem iść
wam na rękę.
Można to potraktować niejako artykuł 225 - ten o zabójstwo, ale 237, a tu
wyrok
68
może być tylko do dwóch lat.
I sprawa idzie zoskarżeniaprywatnego.
Może udami siępoprosić pana aplikanta Kalinkowskiego, aby takiego
oskarżenia nie składał.
Ostatecznie leżał w szpitalu tylko sześć dni i już jest zdrów.
- Taki pan dobry, panie majorze?
Kapusia chce panz Rękawka zrobić?
- Nie jestem dobry, tylko naprawdę jest mi was żal.
Zrobili z was balona i teraz wy leżycie, aoni śmieją sięw kułak.
Czy wiecie, co byłow tej żółtej teczce?
- Nie wiem nic o żadnej teczce.
-Dobrze.
Możecie nie mówić.
Ja wam sam powiem.
Byłtamjeden papierek, który jest wart osiem milionów.
I terazfacet ma forsę, a wy dorazniaka i widoki na to, co zobaczycie z celi
naMokotowie.
Więc macie wóz albo przewóz.
- Panmajor prawdę mówił o tych ośmiu milionach?
-Daję wam oficerskie słowo honoru, że w całej rozmowie ani razu
nieskłamałem i naprawdę chcę was wyciągnąćz tej kabały.
Rękawek nic nie odpowiedział.
Widać było, jak mu drżą ręce.
Majorpodał mu papierosy.
Chciwie zaciągnął się parę razy dymem.
Jeszczechwilę milczał, aż wreszcie podjął decyzję.
- Z pana majora przyzwoitychłop.
Nie takjak porucznik, co to myśli,że na duś wszystko z człowieka
wyciśnie.
Pan major inteligentnie zczłowiekiem rozmawia.
A Rękawek też swój honor ma i inteligencję u ludzi szanuje.
Powiem wszystko, ale od razu mówię, że niewiele wiem.
I jeden warunek - tam był zemną koleżka.
Tyle żemi pomógłiszedł zaobstawę.
Ale niewinny.
Więc po co go wrabiać?
- Zgoda - zdecydował major - nic o nim nie wiem i niebędę się
dowiadywał.
-To rozumiem.
Tojest człowiek.
Nie to, co porucznik.
Przecieżtyle lat współpracujemy zesobą.
Nawet tę gwiazdkę przeze mnie dostał wtedy, gdy mnie złapał na
tej"bombie" naElektoralnej, co to pięć lat mi dali.
I takmnie,staregoznajomego, potraktować.
Major, choć śmiać mu się chciało z tej całejzłodziejskiej filozofii, nie
przerywał ani słowem,a Rękawek ciągnął dalej:
69.
- Kiedy mnie wzięli, będzie coś ze trzy i pół roku temu,siedziałem w dużej
celi na Mokotowie.
Oddziałowy,którysiędo mnieprzydarł, dał mniena złość do frajerskiejceli.
Więc siedzę, a tu ze mną same dyrektory,kasjery, kierowniki, ani jednego
porządnego złodzieja.
Siedzę tak parę dnii już chciałem oddziałowego jakoś zblatować,a tu
drzwisię otwierają i wpuszczają młodego człowieka.
Wzięligo ze"Słowianki" na Puławskiej.
Tam się nożami porznęli, więcwszystkich z tegotowarzystwa przymkli.
Tenmłody zacząłod razu takiego knajaka odstawiać, że frajerzy w
portkiprzed nim robili.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]