[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i owsa pod dostatkiem, Abby wróciła do samochodu.
Właśnie miała otworzyć drzwi do części mieszkalnej,
gdy nadjechał Russ.
Wysiadłszy, odczekał, aż półciężarówka podjedzie do
stojącego nieopodal samochodu przewożącego konie.
Następnie, z jedną ręką za plecami, zbliżył się do Abby.
- Załatwiłeś już swoje sprawy - cokolwiek to jest? -
zapytała.
- Jasne. - Uśmiechając się do niej w taki sposób, że
Anula & Irena
przeszedł ją dreszcz, wydobył zza pleców czerwoną różę
w wazonie z kryształu. - Najlepsze życzenia walentyn-
kowe, kochanie.
Ujęta tym gestem poczuła łzy w oczach i drżącą ręką
odebrała różę.
- Jaka ona piękna, Russ!
Objął ją i przytulił.
- Dlatego płaczesz?
Abby oparła policzek na jego szerokiej piersi.
- To jedna z najpiękniejszych chwil w moim życiu.
Dziękuję, Russ.
- A więc to łzy szczęścia, tak?
Abby skinęła głową.
Jego klatka piersiowa zafalowała i Abby wiedziała, że
Russ poczuł ulgę.
- Chciałem kupić tuzin róż, ale kwiaciarka właśnie
zamykała. Kupiliśmy dwie ostatnie.
- Wspaniale - powiedziała z przekonaniem Abby.
- Cieszę się, że ci się podoba. - Russ pocałował ją we
włosy. - A teraz chodźmy do auta, żebym mógł wziąć
prysznic i zmienić ubranie, zanim pójdziemy na kola­
cję i na tańce.
- Gdzie odbywają się tańce? - spytała Abby, gdy wy­
chodzili już z restauracji.
Kiedy tam weszli, Russ powiedział coś do kelnerki,
która uśmiechnęła się i zaprowadziła ich do przytul-
Anula & Irena
nego, tonącego w blasku świec stolika w rogu zatło­
czonej sali. Po drodze minęli kilku przyjaciół Russa
z ich dziewczynami. Ci jednak nie zwrócili na prze­
chodzących uwagi i Abby pomyślała, że zapewne rów­
nież i oni świętują walentynki.
- Paru kumpli próbowało wynająć pomieszczenie na
tyłach restauracji, ale wszystko już było zarezerwowa­
ne. To dlatego tańczymy w centrum rekreacyjnym kem­
pingu - powiedział Russ, pomagając Abby wsiąść do
półciężarówki. - Właściciel zamierza wynieść przegro­
dę i otworzyć dla nas dwa pokoje. - Russ zaśmiał się.
- W przeciwnym razie będziemy tańczyć między base­
nem a stołem do ping-ponga.
- Czułabym się jak u siebie - uśmiechnęła się Abby.
- Żartujesz.
- Ani trochę.
Russ zamknął drzwi od strony pasażera, następnie
sam zajął miejsce za kierownicą.
- Jak duże jest Crawley?
- Powinieneś raczej spytać, jak małe jest Crawley? -
powiedziała ze śmiechem. - Liczy pięciuset czy sześciu­
set mieszkańców.
- Tylko tyle? - Russ wyglądał na zdziwionego.
Właśnie wyjeżdżali z parkingu restauracji.
- Mówiłaś co prawda, że pochodzisz z małego mia­
sta, nie przypuszczałem jednak, że jest tak małe.
- Mówimy tylko o ludziach. Pogłowie bydła to
Anula & Irena
zupełnie co innego. Zdaje się, że w ostatnim rapor­
cie ministerstwa rolnictwa jest mowa o około pięciu
tysiącach sztuk bydła na farmach i ranczach w okoli­
cach Crawley.
- Musi tam być sporo przestrzeni - stwierdził Russ,
kiedy wjechali na teren kempingu.
- Musisz odwiedzić kiedyś Crawley, a wszystko ci po­
każę - powiedziała, zanim zdążyła ugryźć się w język.
Kiedy półciężarówka zatrzymała się koło ich przyczepy
kempingowej, Russ spojrzał na Abby i uśmiechnął się.
- Któregoś dnia skorzystam z propozycji.
- Mówisz serio?
Wiedziała, że w jej głosie zabrzmiała nadzieja i że to
głupie - ale zupełnie jej to nie obchodziło. Bez wzglę­
du na to, co mówiła do Mercedes: że nie ma w jej życiu
miejsca dla mężczyzny ani czasu na trwałe związki z fa­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl