[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Lucien zmierzył Psa gniewnym wzrokiem. - Myślałem, że
jesteśmy kumplami?
- Z jakichś powodów mu się nie podobasz. Może dlatego,
że wyczuwa mój nastrój. No, Kincaid! Wyrzuć to wreszcie
z siebie. Co jeszcze przede mnÄ… ukrywasz?
- To nie ma nic wspólnego z nami. - Nie zwracając uwagi
na Psa wczepionego zębami w nogawkę jego spodni, Lucien
podał ręce Raine i pomógł jej wstać. - Raine, wyjdziesz za
mnie?
Dziewczyna przechyliła głowę na bok i z nutą kpiny w głosie
spytała:
- Dlatego, że to najbardziej rozsądne wyjście?
- A więc tak to wczoraj zabrzmiało? - Lucien parsknął
śmiechem. - I o to się gniewałaś! Raine, przecież wiesz, że
marzę o tobie od wielu lat. Kocham cię do szaleństwa. Nie
wystarczy na mnie spojrzeć, żeby to zrozumieć?
Popatrzyła na niego promiennym wzrokiem.
- A więc pobierzemy się z miłości, a nie dlatego, że to bar
dzo praktyczne rozwiÄ…zanie?
Złapał jej ręce i ścisnął.
- Z miłości. Bez niej umrę. Wyjdz za mnie. Nie ze względu
na dziecko, ale dlatego, że też nie możesz beze mnie żyć!
Będziemy mieli jedno albo tuzin dzieci, to nie ma dla mnie
znaczenia. Bylebyś ty była ich matką. I moją żoną. Wyjdziesz
za mnie?
SMAK CYTRYN
147
W tym momencie Pies rzucił się na Luciena, szarpiąc zębami
koszulÄ™ na jego piersi.
- O co chodzi? - spytała cicho Raine.
- Nie mam pojęcia! Jego zapytaj - odparł Lucien, odsuwa
jÄ…c siÄ™ o krok i mierzÄ…c Psa groznym wzrokiem.
Raine rozchyliła poszarpaną przez Psa koszulę, szukając sze
rokiej blizny, którą widziała na ciele Luciena owej burzliwej
nocy. Wyciągnęła rękę, by jej dotknąć, ale zawahała się.
- Nigdy nie powiedziałeś mi, jak to się stało.
- O Boże, kobieto! Dałabyś spokój. Mówiłem ci, że faceci
nie znoszą opowiadać o swoich słabościach.
- Kiedyś mówiłeś, że to rana zadana przez byka. Myślisz,
że nigdy nie widziałam blizny po ranie postrzałowej? - Potrząs
nęła nim. - Mów! - rozkazała. - Kto to zrobił?
- Raine.
- To stało się tego dnia, kiedy on zginął, prawda? - A gdy
Lucien milczał, ciągnęła: - Strzelał do ciebie?
- Nie.
Raine rozchyliła koszulę i drżącymi rękoma dotknęła blizny.
- Paps do ciebie strzelał, prawda? Tylko nie kłam.
- Daj spokój, Raine.
- Ale dlaczego. - Raine zmarszczyła brwi. - Zaraz. Przecież
nie strzelałby z powodu spornej ziemi. To raczej Buck mógłby
z tobą o to walczyć.
Lucien tylko pokręcił głową.
- A więc o co mu chodziło?! - krzyknęła Raine. Nagle po
jęła i zakryła oczy. - Nie, nie. To niemożliwe!
- Raine, najdroższa, przestań. To już nieważne. - Lucien
poczuł, jak jej ból przeszywa go na wskroś.
Ale Raine nie słyszała jego słów.
- Poszedł za tobą ze strzelbą, bo dowiedział się, że byliśmy
ze sobÄ…, prawda? To wszystko moja wina! ZginÄ…Å‚ przeze mnie!
DAY LECLAIRE
148
- Przestań, Raine! - Oto latami ukrywana prawda wyszła na
jaw. - Twój dziadek zginął, bo był głupcem! Wziął broń, my
śląc, że trzeba będzie zmuszać mnie do małżeństwa z tobą. Nie
wiedział, że zrobiłbym wszystko, żeby się z tobą ożenić. Ale
tego dnia szeryf wypuścił mnie z aresztu po bójce z Busterem.
Jeszcze do końca nie oprzytomniałem, więc pewnie powiedzia
łem coś niejasnego. No i Paps opacznie pojął moje słowa. Coś
sobie uroił! A był w takim amoku, że w ogóle nad sobą nie
panował. Wymachiwał strzelbą jak zabawką. Trudno się dziwić,
że staruszka wypaliła. I trochę mnie zadrasnęła.
Oszołomiona Raine bez słowa kręciła głową.
- Paps nie zamierzał mnie skrzywdzić. Naprawdę. Najgor
sze stało się potem. - Lucien zamknął oczy, by nie widzieć
zbolałej twarzy Raine. - Do końca życia będę tego żałował.
Mogłem się wycofać. Udawać martwego. A ja rzuciłem się na
niego i usiłowałem wyrwać mu strzelbę. No i stało się.
- Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi prawdy? - drżącym
głosem spytała Raine.
- Paps był wspaniałym człowiekiem. Nie mogłem... nie
chciałem szargać jego imienia. Zwłaszcza po śmierci.
- Nie chciałeś zrzucić go z piedestału, na jakim go postawi
łam - szeptem dokończyła Raine. - Więc wziąłeś winę na siebie.
- Zamierzałem kiedyś ci powiedzieć. Ale potem nie chciałaś
mnie już do siebie dopuścić, pamiętasz? - Lucien podszedł do
konia i wyjął z torby swój brulion. - Tutaj wszystko jest opisane.
Raine usiadła na trawie i zaczęła kartkować zeszyt. Z począt
ku wszystkie notatki, datowane na krótko przed śmiercią Papsa,
dotyczyły pracy i codziennych wydarzeń na ranczu. Potem na
stępowała długa przerwa, po czym, pisane drżącą ręką, pojawiły
się listy adresowane do niej. Raine ze łzami w oczach czytała
szczegółowy opis tragicznych wydarzeń. Prośbę o wybaczenie,
słowa miłości, żalu, tęsknoty.
SMAK CYTRYN
149
- Nigdy nie wysłałeś tych listów - szepnęła.
- Nie mogłem - odparł z prostotą.
Raine czytała dalej. Strona po stronie dowiadywała się, co przez
te wszystkie lata rozłąki przeżywał Lucien. W pewnym momencie
ton zapisków zaczął się zmieniać. W miejsce rozpaczy pojawiło się
poczucie winy i chęć uchronienia ukochanej przed prawdą.
Kiedy skończyła czytać, długo siedziała skulona, starając się
opanować targające nią emocje. Wreszcie wstała i podeszła do
Luciena. Rzuciła mu się w ramiona.
- Czy teraz nie ma już między nami żadnych tajemnic?
- szepnęła.
- Nie. Przysięgam.
Odsunęła się i z gniewem zawołała:
- Kocham cię, Kincaid, ale jeśli kiedykolwiek znów bę
dziesz chciał grać rycerza w lśniącej zbroi, jeśli jeszcze kiedyś
przyjdzie ci do głowy, żeby mnie chronić, to, daję słowo, nie
będziesz w stanie chodzić o własnych siłach przez miesiąc! Ro
zumiesz? - Zaśmiała się przez łzy.
- Dobrze, od dzisiaj to ty będziesz mnie ochraniać - zgodził
siÄ™ Lucien i wziÄ…Å‚ jÄ… w ramiona.
Po chwili leżeli na trawie, złączeni czułym uściskiem. Cało
wali się długo. W końcu Lucien oderwał usta od jej warg i uno
sząc głowę, szepnął:
- Nie odpowiedziałaś na moje pytanie, Raine. Wyjdziesz za
mnie?
- Oczywiście, że tak - powiedziała Raine ze łzami w oczach
i położyła jego dłoń na swoim brzuchu.
- Zgadzasz się dlatego, że mnie kochasz, czy też dlatego, że
to najbardziej rozsądne rozwiązanie? - zaśmiał się Lucien.
- Szczerze mówiąc, małżeństwo z tobą to prawdopodobnie
najmniej rozsądna decyzja w moim życiu. Ale jak można mówić
o rozsądku w przypadku kobiety zakochanej do szaleństwa?
150 DAY LECLAIRE
Lucien przytulił ją mocno i całował z radością człowieka,
który przez wiele, wiele lat żył w ciemności, aż wreszcie wy
szedł na światło. Człowieka, któremu w ostatniej chwili daro
wano życie.
- %7łegnajcie mury i płoty! - radośnie zawołała Raine.
- Obiecuję, że już nigdy nic nas nie rozdzieli - zawtórował
jej Lucien.
Przez niekończącą się chwilę leżeli w ciszy, tuląc się do
siebie. Odwieczni kochankowie, którzy omal nie rozminęli się
ze swoim szczęściem i przeznaczeniem.
W końcu Lucien wsparł się na łokciu i powiedział:
- Wiesz, że jeszcze nie wybraliśmy imienia dla dziecka?
- Zawahał się na moment, po czym z udaną obojętnością zapro
ponował: - Co byś powiedziała, gdybyśmy je nazwali Nanna?
Raine zaśmiała się cicho.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]