[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawa chronią posiadaczy, a on nic już nie miał. Oskubali go do cna albo prawie do cna. Co
najważniejsze, pozbawili go nawet lęku.
Odwrócił się plecami do owej ulicy i domu, w którym spędził cztery lata. Czuł jakby ulgę;
był szczęśliwy, że zabrano mu cale to rozlazłe życie. Przynajmniej tyle zyskał.
W dwie godziny i wiele mil pózniej sprawdził zawartość swoich kieszeni. Miał przy sobie
kartę kredytową, niecałe sto funtów gotówką, pliczek fotografii - na niektórych byli jego rodzice i
siostry, na większości on sam - zegarek, pierścionek i złoty łańcuszek. Korzystanie z
karty kredytowej mogło być niebezpieczne - z pewnością zdążyli już powiadomić banki.
Pozostawało jedynie zastawić pierścionek i łańcuszek i ruszyć stopem na północ. Miał w Aberdeen
przyjaciół, gotowych ukryć go na jakiś czas.
Ale najpierw - Reynolds.
Odnalezienie domu, w którym mieszkał Ken Reynolds, zajęło Gavi nowi godzinę. Od
ostatniego posiłku minęło już sporo czasu i kiedy chłopak stanął przed Livingstone Mansions,
żołądek przypomniał o swoich prawach. Gavin zwalczył głód i wśliznął się do budynku. Za dnia
wnętrze robiło mniejsze wrażenie. Chodnik na schodach był wytarty, a farba na poręczy brudna od
częstego dotykania. Nie tracąc czasu, wspiął się na trzecie piętro i zastukał do drzwi Reynoldsa.
Nikt nie odpowiedział, z wnętrza nie dobiegł nawet najsłabszy szelest. Oczywiście,
Reynolds powiedział: "Nie wracaj, już mnie tu nie zastaniesz". Czyżby wiedział, co przyniesie
wypuszczenie tego potwora?
Gavin znów zabębnił w drzwi. Tym razem był pewien, że usłyszał czyjś oddech.
- Reynolds... - powiedział, przysuwając usta do drzwi. - Słyszę cię.
I znów nikt nie odpowiedział, ale Gavin wiedział już, że mieszkanie nie stoi puste. Uderzył
dłonią w drzwi.
- No już, otwieraj. Otwieraj, draniu. Chwila ciszy, a potem stłumiony głos:
- Odejdz.
- Chcę z tobą porozmawiać.
- Odejdz, powtarzam ci, odejdz. Nie mam ci nic do powiedzenia.
- Na litość boską, jesteś mi winien wyjaśnienie. Jeśli nie otworzysz tych pieprzonych drzwi,
ściągnę kogoś, kto to załatwi.
Pusta grozba, a jednak trafiła do Reynoldsa.
- Nie! Zaczekaj. Czekaj.
Klucz szczęknął w zamku i drzwi uchyliły się o kilka marnych cali. Z panującego w
mieszkaniu mroku zerknęła na Gavina jakaś twarz. Tak, to był Reynolds, ale nie ogolony i
zmarnowany. Nawet przez szczelinę w drzwiach wionęło od niego nie mytym ciałem. Miał na sobie
poplamioną koszulę i portki, podtrzymywane przez zawiązany na węzeł pasek.
- Nie potrafię ci pomóc. Odejdz.
- Zaraz wszystko wyjaśnię... - Gavin naparł na drzwi. Reynolds był zbyt słaby, by temu
zapobiec. Zatoczył się w głąb ciemnego przedpokoju.
- Co tu się dzieje, do cholery?
Mieszkanie cuchnęło zepsutym żarciem. Reynolds pozwolił, by Gavin zatrzasnął za sobą
drzwi, po czym wyciągnął z kieszeni poplamionych spodni nóż.
- Nie nabierzesz mnie - zaśmiał się. - Wiem, co zrobiłeś. Pięknie. Bardzo sprytnie.
- Chodzi ci o te zabójstwa? To nie ja. Reynolds dzgnął nożem powietrze.
- Ile krwawych kąpieli zaliczyłeś? - zapytał ze łzami w oczach. - Sześć? Dziesięć?
- Nikogo nie zabiłem.
-...Potworze.
Reynolds miał w ręku ten sam nóż do papieru, który Gavin zostawił w umywalce. Archeolog
podszedł bliżej. Niewątpliwie zamierzał go użyć. Gavin cofnął się, a jego lęk dodał otuchy
Reynoldsowi.
- Już zapomniałeś, jak to jest, kiedy się ma ciało i krew?
"Facet dostał świra."
- Słuchaj... Przyszedłem porozmawiać.
- Przyszedłeś mnie zabić. Mógłbym cię zdemaskować... a więc przyszedłeś mnie zabić.
- Czy wiesz, kim jestem? - spytał Gavin.
- Nie jesteś tamtym pedziem. - Reynolds uśmiechnął się szyderczo. - Wyglądasz jak on, ale
nim nie jesteś.
- O rany... jestem Gavin... Gavin... - Nie przychodziło mu do głowy nic, co mogłoby
uchronić go przed nożem. - Jestem Gavin, pamiętasz? - Na więcej nie potrafił się zdobyć.
Reynolds zawahał się. Przyjrzał mu się uważnie.
- Pocisz się - stwierdził. Z jego oczu zniknął grozny błysk.
Ga vi nowi tak zaschło w ustach, że mógł jedynie skinąć głową.
- Widzę. Pocisz się - powtórzył Reynolds. Opuścił ostrze. - Tamten się nie poci - powiedział.
- Nigdy się nie pocił i już się nie nauczy, tępak. Jesteś tym chłopaczkiem... nie tamtym potworem.
Chłopaczkiem. - Mięśnie jego twarzy zwiotczały, skóra przypominała pusty worek.
- Potrzebuję pomocy - wychrypiał Gavin. - Musisz mi powiedzieć, co tu jest grane.
- Szukasz wyjaśnień? - odparł Reynolds. - Bierz, co chcesz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl