[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mniej tak jak Ran, na widok Sylvie schodzÄ…cej po schodach,
u stóp których na nią czekał.
Nawykła widzieć go w stroju roboczym. I może właśnie dla
tego, że taki obraz utrwalił się w jej głowie - dżinsy i rozpięta
kraciasta koszula z podwiniętymi rękawami - Sylvie zapomnia
ła, jak męski może być Ran w eleganckim stroju.
73
I mimo że nie posunął się tak daleko, by włożyć garnitur, miał
na sobie dobrze skrojone, ciemne spodnie i śnieżnobiałą koszulę.
Przebrał się, żeby zjeść z nią kolację!
Czemu? Bo dobrze wiedział, jak jego wygląd może zadziałać
na tak uległą mu kobietę i dlatego, że zamierzał wykorzystać
ten fakt, żeby rozproszyć jej uwagę, zmylić ją, odciągnąć czuj
ność Sylvie od dociekania prawdy na temat rachunków? A może
to po prostu wina jej rozszalałej wyobraznia? Być może ubrał
siÄ™ tak elegancko nie dla niej, lecz...?
Może po kolacji wybierał się na spotkanie z inną kobietą?
- Wystarczy nam czasu na drinka przed kolacją, jeśli masz
na to ochotę - powiedział spokojnie, lecz Sylvie zauważyła, że
jego spojrzenie zatrzymało się na chwilę na miękkiej wypukłości
jej piersi, zanim przeniósł je na twarz. Jej serce załomotało
gwałtownie.
- Nie... Dziękuję - odmówiła, uśmiechając się słabo i do
dała: - Generalnie rzecz biorąc, uważam, że alkohol i interesy
to niedobra mieszanka.
Ran wzruszył ramionami, otworzył przed nią drzwi do jadal
ni i przepuścił przed sobą. Gdy go mijała, do jej nozdrzy dotarł
zapach świeżo umytego ciała, a w reakcji na to jej łomoczące
serce nabrało takiego tempa, że poczuła ból w piersi.
- Ja... przyniosłam ze sobą kosztorysy - powiedziała szyb
ko, unosząc papiery, ale Ran pokręcił głową.
- Po kolacji - mruknął i dodał, parodiując Sylvie: - Ja, ge
neralnie rzecz biorąc, uważam, że dobre jedzenie i kiepskie
porozumienie to niedobra mieszanka.
Kiepskie porozumienie? Sylvie posłała mu karcące spojrze
nie i zajęła krzesło, które dla niej odsunął.
74
Aosoś był dokładnie tak pyszny, jak sobie wyobrażała. Po
dobnie jak pudding domowej roboty podany ze świeżą śmietaną.
Ser, który zjedli na końcu, pochodził z miejscowej mleczarni,
o czym poinformował ją Ran. Dodał też, że zastanawiał się, czy
nie zająć się produkcją serów, ale uznał, że koszty takiego przed
sięwzięcia są za duże.
Taka kolacja sam na sam z Ranem kiedyÅ› bardzo by jÄ… pod
nieciła. Oczywiście, wtedy nie doceniłaby samego posiłku, bo
jej wyobraznię nękałyby obrazy tego, bo będą robić razem po
kolacji...
- Poprosiłem panią Elliott, żeby podała kawę w bibliotece...
Konkretny, oficjalny ton głosu Rana wdarł się w jej myśli.
Sylvie odsunęła je na bok, przypominając sobie, po co tu jest.
- To jest oddzielny kosztorys prac na plebanii, a to rachu
nek, jaki mi za nie wystawiono.
Sylvie zacisnęła usta. Pragnęła, żeby jej dłoń nie trzęsła się
tak zdradziecko, gdy brała od Rana dokumenty i je studiowała.
Była wściekła na siebie, że sama mu się podłożyła.
Spojrzała na datę na górze rachunku. Nie zamierzała się
jeszcze poddawać. Wstała i oddała papiery Ranowi.
- To, co widzÄ™, to po prosu podpisany rachunek, Ran.
- Z niego wynika, że faktura została zapłacona kilka tygodni
temu... - wyjaśnił Ran.
- Wynika, że wystawiono ją kilka tygodni temu - upierała
się. - Z mojego doświadczenia wiem, że data mogła być wpisana
w zeszłym tygodniu... albo... - Zamilkła znacząco, po czym
dodała z triumfalnym uśmiechem: - Albo nawet dzisiaj.
Już miała odejść, gdy Ran ją zatrzymał, chwycił za rękę
i zmusił do obrócenia się do niego twarzą. Po czym zawołał:
75
- Czy ty naprawdę próbujesz mnie oskarżać o sfałszowanie
tego rachunku? Na litość boską, Sylvie, za kogo ty mnie masz?
Zignorowała jego pytanie i spojrzała na dłoń zaciśniętą na
jej ramieniu.
- Puść mnie, Ran - zażądała lodowatym tonem.
- Puścić cię...? Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, co mó
wisz, o co mnie oskarżasz? Nie jesteś już nastolatką, Sylvie, jeśli
to jest jakaś naiwna próba...
- Nie jestem - przerwała mu z wściekłością. - Jestem
przedstawicielkÄ… trustu Lloyda Kelmera w Haverton Hall i mo
im zadaniem jest ochrona jego interesów i inwestycji. Jeśli mi
się wydaje, że ktoś, ktokolwiek, próbuje oszukać trust czy na
dużyć jego pieniędzy, to moim zadaniem jest...
- Twoim zadaniem... - Ran zaśmiał się okrutnie. - Bardzo
jesteś szlachetna jak na kogoś, kto dochrapał się swojego stano
wiska przez łóżko szefa...
Chwila pauzy i zaraz potem czysta wściekłość i urażona ko
bieca duma uderzyły w Sylvie z siłą pioruna. Zareagowała na
tychmiast w jedyny, znany kobiecemu instynktowi sposób.
Uniosła rękę i wymierzyła Ranowi policzek.
Sylvie nie wiedziała, które z nich było bardziej wstrząśnięte
- ona czy Ran. Przez chwilÄ™ oboje stali nieruchomo i patrzyli
sobie w oczy. Sylvie czuła, jak szybko bije jej serce. Na sma
głym policzku Rana widziała biały, z wolna nabiegający krwią
ślad swojej dłoni. W jego oczach zaś dostrzegła mściwą, męską
wściekłość. Za pózno, by żałować swojego zachowania albo
odwrócić się na pięcie i uciec. Ran nadal trzymał ją za ramię,
a gdy próbowała się wyszarpnąć, pociągnął ją do siebie. W jego
oczach lśniła ślepa furia.
Zanim to nastąpiło, Sylvie wiedziała, co się zaraz stanie. Już
76
zamykała oczy i szeptała bezradne nie", gdy poczuła na swoich
wargach jego twarde, żarłoczne usta.
Taki pocałunek, wymierzony jako kara, z męskiej potrzeby
dominacji, to było coś, co zdecydowanie nie mieściło się w jej
doświadczeniach. Jej ciało nie wypracowało sobie odruchów
obronnych przeciw czemuś takiemu, nie wiedziała, jak sobie
z tym radzić. Przeszył jej dreszcz paniki i gniewu. Ale w końcu
była nowoczesną kobietą. Gwałtownie oddała gniewny pocału
nek Rana. A on już domagał się dostępu do jej ust nie delikatną
pieszczotą kochanka, lecz siłą wojownika, zwycięzcy. Sylvie
próbowała się uchylić, ale trzymał ją mocno. Każda próba uwol
nienia się powodowała, że była jeszcze bliżej Rana. Nie prze
stawała jednak walczyć. Pięściami okładała jego tors, a potem,
gdy to nie przyniosło żadnego rezultatu, zatopiła paznokcie
w jego barkach.
- Ty mała jędzo - usłyszała szept Rana. Chwycił ją za rękę.
- Może twój podstarzały kochanek potrzebuje takiej stymulacji,
może musisz go drapać w plecy do krwi, kiedy się z nim ko
chasz, ale ze mnÄ… jest inaczej.
Wstrząśnięta jego słowami, Sylvie zesztywniała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]