[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ona jednak cofała się nadal, aż oparła się plecami o pancerną szybę.
- Wiedzieliśmy, że niektórzy policjanci są przekupieni. Nie mogliśmy ryzykować.
- Te plotki bardzo mi się przydały - rzekł Ronald z satysfakcją. - Z pewnością to dzięki nim wielu ludzi
zrezygnowało z pomocy policji. Ale, prawdę mówiąc, nikogo nie przekupywałem. Tutejsi policjanci
są zle opłacani i prze-
142 WYSPA SZCZZLIWYCH ROZWODÓW
ciążeni pracą, a w niektórych przypadkach również niekompetentni. To wszystko. Podobnie zresztą
jak w Stanach.
Podszedł do niej jeszcze bliżej.
- Oddaj mi tę broń - zażądał stanowczo. Clementine nie mogła uwierzyć, że kiedykolwiek uważała
tego mężczyznę za słabego. Zasługiwał na Oskara.
Trzeba było grać na zwłokę.
- Jak ci się udało zorganizować gang przemytników w jednym z najbardziej cenionych centrów
badawczych na świecie? - zapytała.,
- Chcesz odwlec to, co nieuniknione? - uśmiechnął się Roland. - Nic nie szkodzi. Chyba każdy
skazaniec ma prawo usłyszeć odpowiedzi na swoje pytania.
Nie przestając mierzyć w nią z pistoletu, ciągnął:
- Jak twój przyjaciel zapewne już odkrył, Ośrodek Radcliffe otrzymywał ode mnie hojne dotacje.
Zadziwiające, jakie to wzbudza zaufanie u ludzi. Praktycznie przejąłem kierownictwo tego ośrodka.
Udało mi się umieścić moich ludzi na kluczowych stanowiskach, włącznie z administracją i działem
transportu.
- I dzięki temu przejmowałeś przesyłki, jeszcze zanim je zarejestrowano.
- Zawsze wiedziałem, że jesteś bystra. Zbyt bystra, na swoje nieszczęście. Oczywiście nie
przechwytywaliśmy wszystkich zwierząt należących do zagrożonych gatunków, tylko niektóre.
Kupowały je zainteresowane osoby i nikt więcej o tym nie wiedział. Ponieważ działalność
WYSPA SZCZZLIWYCH ROZWODÓW 143
ośrodka skupia się na ochronie zagrożonych gatunków i badaniach naukowych, nie poświęcano tu
zbyt wiele czasu ani uwagi księgowości. Trudno również znalezć do pracy ochotników i osoby, które
zechciałyby pracować za minimalne stawki. Nie muszę chyba dodawać, że moje dotacje były
niewielkimi sumami w porównaniu z pieniędzmi, jakie miliarderzy gotowi są zapłacić, na przykład, za
złotego lwa.
Clementine nawet nie próbowała ukrywać wzburzenia.
- Jak mogłeś robić coś takiego bezbronnym zwierzętom, których przetrwanie i tak jest zagrożone?
- Clemmie, jedyną śmiercią, która mnie interesuje, jest moja własna. Co mnie obchodzi, w jakim
stanie znajdzie się ten świat, gdy już mnie na nim nie będzie?
- A szantaże? - zapytała szybko Clementine.
- Och, o tym też słyszałaś? No cóż, to pewnie i tak wcześniej czy pózniej wypłynęłoby na wierzch. -
Beinor wzruszył ramionami. - To była tylko działalność uboczna. Gdy wysocy urzędnicy przyjeżdżali
tu, by dostać szybki rozwód, zostawiałem w ich pokojach drobne prezenty. Potem jeden z moich ludzi,
przebrany za policjanta, pozorował aresztowanie. Wówczas ja wkraczałem do akcji i proponowałem
cichą interwencję u władz.
- A oni ci płacili.
- Oczywiście, moja droga. Ale choć nie były to małe pieniądze, prawdziwym powodem było to, że
chciałem mieć te osoby w garści na wypadek, gdybym w przyszłości potrzebował pomocy.
144 WYSPA SZCZZLIWYCH ROZWODÓW
- Twoje małe imperium - mruknęła Clementine, rozglądając się bystro dokoła.
- Niegłupio pomyślane, prawda? - uśmiechnął się Ronald. - A teraz, gdy już zaspokoiłem twoją
ciekawość, czy możesz mi oddać tę broń?
Clementine pokornie zwiesiła głowę i wyciągnęła rewolwer w jego stronę.
- Powoli, Clemmie. Wiem, że nie poddajesz się łatwo, toteż nie sądz, że uda ci się wykręcić jakiś
numer.
Naraz do pomieszczenia wpadło jeszcze dwóch ludzi. Niższy z nich zwrócił się do Ronalda:
- Nie możemy znalezć Kilpatricka. Ronald obrócił się na pięcie.
- Teksas, ty idioto! On szuka swojego stryja. Bądzcie tam, żeby go zaskoczyć, gdy nasz bohater
przybędzie na ratunek.
aementine rozpoznała południowy akcent, który słyszała pierwszego dnia w dżungli.
Mężczyzni wybiegli i Ronald znów zwrócił się do niej:
- Czekam na rewolwer, aementine. Niechętnie oddała mu broń.
- To mądrze z twojej strony. W każdym razie dzięki temu pożyjesz chwilę dłużej. - Potrząsnął głową i
dodał z żalem: - Gdybyś posłuchała rady matki i po prostu odpoczywała...
- A co będzie z Fordem?
- Z Kiłpatrickiem? W jego pokoju był już przygotowany ładny prezent. Tylko że tym razem naprawdę
miałem
WYSPA SZCZZLIWYCH ROZWODÓW 145
zamiar zawiadomić policję i doprowadzić do jego aresztowania. Nie podobały mi się zaloty tego
durnia do mojej żony.
- Byłej żony - poprawiła Clementine.
- Tylko chwilowo. Gdy Celeste straci ukochaną córkę oraz dwóch-nowych przyjaciół, zapewne
poczuje się bardzo załamana. A wtedy ja znajdę się pod ręką, by ją pocieszyć.
Krew zastygła w żyłach Clementine.
- Jesteś potworem - szepnęła z grozą.
- Nie martw się. Dobrze się zaopiekuję twoją matką - rzekł Ronald, wrzucając rewolwer aementine do
klatki ze szczeniakiem lamparta.
- Nie zostawiaj tam tego rewolweru, bo zwierzęta mogą zrobić sobie krzywdę.
- Jesteś bojowniczką o prawa zwierząt? - zapytał Ronald ze szczerym rozbawieniem.
- Po co chcesz je ranić bez potrzeby? - zapytała aementine. Skrzyżowała ramiona na piersiach i dodała:
-Nie ruszę się stąd, dopóki nie wyjmiesz tego rewolweru z klatki.
- Nie mogę cię teraz zabić. Możesz się przydać do wywabienia Kilpatricka z kryjówki - rzekł Ronald,
przypatrując się jej uważnie. - A poza tym masz rację. To piękne zwierzę. A ponieważ mam zamiar
zamknąć ten sklepik na zawsze, nieco wcześniej niż zamierzałem, to równie dobrze mogę zabrać stąd
wszystko, co siÄ™ da. Wejdz do klatki i wyjmij tego szczeniaka.
146 WYSPA SZCZZLIWYCH ROZWODÓW
Rzucił jej klucz. Clementine pochwyciła go bez trudu, ale nie poruszyła się. Ronald niecierpliwie
pomachał pistoletem.
- Rusz się. Muszę się stąd zwijać.
Otworzyła drzwi klatki i podeszła do swojego rewolweru.
- Clemmie, masz wyjąć lamparta, a nie tę zabawkę. Rzuciła mu niechętne spojrzenie przez ramię i
zwróciła
się w stronę szczeniaka, zastygła jednak w miejscu, gdy naraz wyrosła przed nią lamparcica z drugim
małym. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl