[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dość tego, chłopaki! Wracać do samochodu! - Małe ur-
46
wisy zatrzymały się jak wryte. Wendy uśmiechnęła się trium
falnie. - Laura zabiera nas po zakupy.
Chłopcy spojrzeli na siebie, potem na Wendy, i wydając
dzwięki przypominające odgłos ruszającego z piskiem opon
auta, pobiegli do garażu, niemal ścinając Laurę z nóg. Szybko
usiedli w fotelikach i spokojnie zaczekali, aż Laura zapnie im
pasy.
Kwadrans pózniej podjechali pod szkołę Wendy. Dziew
czynka buntowniczo spojrzała na Laurę, ale ta tylko potrząsnęła
głową:
- Nie mówiłam, że nie pójdziesz do szkoły - oznajmiła.
- Nabrałaś mnie - z wyrzutem stwierdziła Wendy.
- Owszem - przyznała beztrosko Laura. - To bardzo przy
kre, kiedy oszuka ciÄ™ ktoÅ›, komu ufasz, prawda? - Wendy
zmrużyła powieki. - Wiem, że to ty namówiłaś dziś chłopców,
żeby byli niegrzeczni. Chciałaś, żebyśmy pózno wyjechali
z domu i żebyś nie musiała iść do szkoły. Nie ze mną takie
sztuczki - rzekła łagodnie. - Osiągnęłaś tylko tyle, że jest mi
bardzo smutno. Próbowałaś mnie oszukać i utrudnić mi pracę.
Dziewczynka wybuchnęła gwałtownym płaczem.
- Ale ja tylko chciałam zostać w domu, z tobą i z chłop
cami!
Laura ze zrozumieniem pokiwała głową.
- Tak, wiem, ale nie można opuszczać lekcji. Moim za
daniem jest opieka nad tobą i twoimi braćmi. Nie mogłabym
spojrzeć twojemu tacie w oczy, gdybym nie dopilnowała, żebyś
robiła to, co dla ciebie najlepsze. Czy mogłabym się nazwać
twoją przyjaciółką, gdybym pozwoliła ci na coś, co na dłuższą
metę może ci bardzo zaszkodzić?
- Nieee wieeem! - szlochała Wendy.
47
- Ale ja wiem, bo jestem już dorosła - odparła Laura spo
kojnie. - Właśnie dlatego to ja podejmuję decyzje, przynaj
mniej niektóre. Większość z nich podejmuje twój tata. Szkoła
jest bardzo ważna i chociaż jeszcze tego nie rozumiesz, musisz
do niej chodzić. Gdybym pozwalała ci zostać w domu, kiedy
tylko przyjdzie ci na to ochota, znaczyłoby to, że nie nadaję
się do tej pracy i powinnam ją zmienić. A teraz coś ci obiecam.
- Co mi obiecasz? - Wendy otarła łzy.
- Kiedy wrócisz do domu, zrobimy coś fajnego i niezwy
kłego.
- Coś niezwykłego? A co?
- Może na przykład... zbudujemy przed domem bałwana?
Albo nie! Zniegowy zamek! Jak ci siÄ™ to podoba?
- Zamek? NaprawdÄ™?
- Jasne, dlaczego nie? Ubierzemy się bardzo ciepło i zbu
dujemy ze śniegu, co tylko zechcemy.
- Dobrze! - Wendy rozpogodziła się. - Ojej! Godiva nig
dy nam nie pozwalała bawić się na śniegu. Mówiła, że zapalimy
sobie płuca i umrzemy.
Laura roześmiała się.
- Zapewniam cię, że nie pozwolę nikomu złapać zapalenia
płuc. A teraz lepiej już idz. Znajdziesz swoją klasę?
Dziewczynka skinęła głową i otworzyła drzwi. Laura roz
pięła jej pas i Wendy wyskoczyła z samochodu. Laura przy
pomniała sobie chłodne pożegnanie Adama z dziećmi i doszła
do wniosku, że nie może się rozstać z dziewczynką bez jakie
goś czułego gestu.
- Zaczekaj! - Wendy zawróciła, Laura objęła ją mocno
i pocałowała w czoło. - Do widzenia, skarbie.
Brązowe oczy Wendy lśniły radośnie.
48
- Nie zmieniaj pracy, zostań z nami - wyszeptała.
Azy zapiekły Laurę pod powiekami. Miała ochotę obiecać,
że zostanie z nimi na zawsze, ale wiedziała, że to niemożliwe.
Prędzej czy pózniej będzie musiała odejść. Gdyby Doyal ją
tu odnalazł... Aż zadrżała na myśl, co mógłby zrobić tej ro
dzinie, i tak już pokrzywdzonej przez los. Będzie musiała
odejść dla bezpieczeństwa swych podopiecznych. Nie mogła
jednak powiedzieć tego ani Wendy, ani nikomu innemu.
- Zobaczymy. Idz już - powiedziała z uśmiechem.
Dziewczynka chwyciła plecak, zatrzasnęła drzwi i pobiegła
do budynku. Jakaś kobieta o miłej twarzy stanęła w progu i da
ła Laurze znak, że może jechać. Samochód ruszył. Laura za
stanawiała się, ile czasu jej jeszcze zostało.
Wczołgała się do środka śnieżnej budowli i przykucnęła
obok dzieci.
- Nie wiedziałam, że tak tu ciepło.
- Znieg nie jest ciepły - zachichotała Wendy.
- Ale w śnieżnym zamku jest ciepło.
- Och, jaki piękny jest ten mój zamek - westchnęła dziew
czynka.
Robbie uderzył ją w ramię.
- To nie jest twój zamek. To nasz zamek. Prawda, Lauro?
- Owszem, ale nie wolno ci bić siostry. Przeproś ją, proszę.
Robbie kilkakrotnie musiał już dziś przepraszać rodzeństwo,
ale i tym razem, krzywiąc się lekko, wycedził słowa przeprosin.
Wendy poklepała go po głowie.
- Nie gniewam się. Wcale nie bolało. - Zwróciła się do
Laury. - A czy jutro będziemy się mogli tu bawić w rycerzy
i księżniczkę?
49
Laura roześmiała się.
- Jeśli będzie ładna pogoda, to tak. Dobrze?
- Dobrze.
Siedzieli na izolującym ich od śniegu kawałku dykty, na
którym Laura narysowała imitujące podłogę deski. Wiedziała,
że niedługo będą musieli wracać do domu, ale liczyła na to,
że wkrótce pojawi się Adam i pochwali dzieci za wspaniałe
dzieło. Przynajmniej miała nadzieję, że to zrobi.
- Czyż tata nie będzie zachwycony waszym zamkiem? -
rzuciła w przestrzeń.
Robbie i Ryan spojrzeli na siostrę, a ta wzruszyła ramio
nami.
- Nie wiem. Pewnie nic nie zauważy.
- Na pewno zauważy. - Jak mógłby nie zauważyć
dwumetrowej budowli ze śniegu, stojącej przed jego włas
nym domem? - Pewnie będzie żałował, że nie budował jej
z nami.
- Nie będzie. - Wendy potrząsnęła głową.
- Nie będzie - jak echo powtórzył Ryan.
Laura przełknęła ślinę i przywołała uśmiech na twarz.
- Ależ na pewno będzie. Nigdy nie bawił się z wami
w śniegu?
Wendy spuściła wzrok.
- Tatusiowie siÄ™ nie bawiÄ…. A poza tym, jego nigdy tu nie
było, kiedy padał śnieg.
- Nie było go, kiedy padał śnieg? Nie rozumiem?
- Nie mieszkał z nami, dopóki mama nie odeszła - wy
jaśniła dziewczynka.
- Nie? Byli rozwiedzeni? - To pytanie wyrwało się Laurze,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]