[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 No, to on rzeczywiście jest piramidalnym
głupcem. Przecież ty mogłabyś być dla niego
cudowną żoną, a jego dzieci już pokochałaś.
 Co też i wcale nie oznacza, że zakochałam się
w ich ojcu, droga Alice.  W tym momencie Lily
odwróciła wzrok, nie sposób przecież patrzeć
w oczy komuś, komu serwuje się wierutne kłam-
stwo. Przecież ona już wie, że jest zakochana,
zakochana po same uszy, tak bardzo, że chce jej się
o tym krzyczeć.
70 Ana Leigh
 Lily, dlaczego nie dasz mu jakiejś szansy?
 pytała niestrudzona Alice.  On wcale nie jest
taki straszny, za jakiego go uważałaś. I mnie się
wydaje, że on czuje do ciebie miętę. A poza tym,
pamiętasz, moja droga, co napisał jeden z wielkich
poetów o kobietach, które protestują zbyt głośno?
Słodka Alice zachichotała i oddaliła się przezor-
nie, a Lily odprowadziła ją ponurym wzrokiem.
 Czuje miętę... Też coś  mruknęła. Grady
Delaney jest ostatnim mężczyzną na świecie,
który czułby miętę do Lily MacKenzie. Na taką
konfigurację nie ma nawet cienia nadziei, ponie-
waż Grady jeszcze ciągle zbyt mocno kocha swoją
zmarłą żonę. Ale gdyby Lily choć przez moment
była pewna, że Grady darzy ją głębszą sympatią,
schowałaby dumę do kieszeni i wyznała mu swoje
uczucie.
Ponurym wzrokiem zmierzyła z daleka szeryfa
Delaneya. Owszem, wyjątkowo przystojny i ele-
gancki, dlatego zapewne dziewczę karmiące się
groszowymi powieścidłami wietrzy już jakąś ro-
mantyczną historię ze szczęśliwym zakończe-
niem, oczywiście. Którego, naturalnie, nie będzie,
bo ów przystojny szeryf nawet do Lily nie pod-
szedł. Może więc zastosować by znaną metodę...
Rzuciła się w wir zabawy. Flirtowała, śmiała się
głośno i dzwięcznie, przetańczyła każdy taniec.
A Grady Delaney dalej nie zwracał na nią najmniej-
szej uwagi. Przez cały wieczór! Co też i skłoniło ją
do wyciągnięcia pewnego wniosku. Dobrze jest,
Lily z rodu MacKenziech 71
jak jest. Z tym jej zakochaniem się sprawa niepew-
na, prawdopodobnie tylko coś tam sobie wyo-
braziła. Spojrzała na eleganckiego, przystojnego
szeryfa, połączyła zachwyt nad jego męską urodą
ze współczuciem z powodu smutnej przeszłości
i zrobiła sobie z tego głębokie uczucie. A to bez
sensu, czyli w sumie nie powinna być na Gra-
dy ego zła, raczej cieszyć się, że on swoją obojęt-
nością przywołał ją do opamiętania.
Tłum się przerzedzał, muzykanci zaczęli grać
pożegnalnego walca, starą, rzewną piosenkę
,,Skończył się bal  .
Nagle przed Lily stanął szeryf i bez słowa
wyciągnął rękę. Na jedną króciutką chwilę Lily
MacKenzie zatopiła swoje spojrzenie w jego brązo-
wych oczach i... pojęła. Jej optymistyczny wnio-
sek, wyciągnięty przed chwilą, był wart funta
kłaków. Ona kocha Grady ego Delaneya, kocha
całym sercem i całą duszą.
Teraz tańczyła z nim, świat kołysał się na trzy
pas, zapach Grady ego oszałamiał, uszy wypeł-
nione były upojnymi dzwiękami walca. Lily bez
reszty poddała się uroczej chwili  jedynej, nieza-
pomnianej. Tak, niezapomnianej, bo tym pięknym
wspomnieniem karmić się będzie w samotne dni,
już bez Grady ego Delaneya. I cierpieć. Ta myśl
wstrząsnęła nią, łzy zakręciły się w oczach. Lily
wysunęła się z ramion szeryfa i przemknęła do
najbliższych drzwi.
Na dworze panował chłód, przejmujący chłód.
72 Ana Leigh
Lily szybkim krokiem podążała przed siebie, nagle
czyjeś ciepłe dłonie na jej ramionach nakazały
zatrzymać się, odwrócić i spojrzeć prosto w twarz
szeryfa.
Zdjął marynarkę i zarzucił jej na ramiona.
Marynarka, nagrzana ciałem Grady ego, odegnała
cały chłód, ale niestety wprowadziła do serca Lily
jeszcze większy niepokój.
 Płaczesz, Lily?  spytał Grady cicho.
Duma powstrzymywała ją od płaczliwego wy-
znania. Wzruszyła tylko ramionami i znów ruszy-
ła przed siebie. W milczeniu podeszli pod dom,
w którym wynajmowała pokój. Otworzyła klu-
czem drzwi. Zciągnęła z ramion marynarkę i z wy-
muszonym uśmiechem podała ją Grady emu. Jej
głos drżał.
 %7łegnaj, Grady. Na pewno jesteś zadowolony,
że pozbywasz się tak uprzykrzonej muchy jak ja.
 Ale powiedz, Lily, skąd te łzy?
 Ach, głupie łzy... rzecz kobieca. Wzruszyła
mnie piękna melodia i słowa tej piosenki. Pomyś-
lałam sobie, że mój pobyt w Lamy był też jak jakiś
bal, piękny bal, który musiał się kiedyś skończyć.
Jak w tej piosence.  Spojrzała na niego, a w sercu
poczuła wielki ból.
 Lily...
Jednym ruchem przygarnął ją do siebie. Pochylił
głowę, gorące wargi przylgnęły do ust Lily, wargi
wilgotne, delikatne, ale też i domagające się reakcji.
W głowie, w ciele Lily najpierw zamęt, rozkoszny,
Lily z rodu MacKenziech 73
rozpalający wszystkie zmysły. Kolana zmiękły,
ramiona same się uniosły, oplotły szyję Grady ego.
O, tak... To było to, za czym tęskniła i teraz nie
miała zamiaru tej chwili zmarnować.
Jeden długi pocałunek, drugi jeszcze dłuższy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl