[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- %7łałuje, że nie może być tutaj.
- Wkrótce ją zobaczysz.
- Wiem - odrzekła, pragnąc, by była już druga po południu następnego
dnia.
- Muszę zaraz wyjść... - Mężczyzna spojrzał na zegarek.
- Dobrze.
- Niedługo ląduje samolot Josifa. Chcę go odebrać z lotniska. Idziemy na
kolację z ojcem.
- Oczywiście.
- Znakomicie. - Nina cofnęła się o krok i podziwiała efekt pracy najlep-
szej krawcowej ich domu mody.
Kremowy gęsty jedwab prezentował się wspaniale, przeistaczając Millie
w piękną pannę młodą.
- Sophia będzie tu jutro, by dokonać ostatnich poprawek, gdyby zaistniała
potrzeba. Teraz nie wolno jeść aż do ślubu. - Przesunęła dłonią po brzuchu
dziewczyny. - Mogę dać ci napój ziołowy stosowany przez modelki, które
S
R
dzięki niemu pozbywają się nadmiaru płynów z organizmu.
Millie nawet nie odpowiedziała. Zdjęła suknię i stała w milczeniu, póki
Nina nie opuściła sypialni.
- Nie zwracaj na nią uwagi.
- Zapewniam cię, że próbuję.
- Wiem, to trudne wychodzić za mąż bez asysty rodziny. Ale to nie jest...
- ...prawdziwe wesele - dokończyła.
- Oczywiście, że prawdziwe.
Dziewczyna pokręciła głową
- Powinno być tak, jakby spełniał się piękny sen. Wspaniali goście, suk-
nia z najlepszego domu mody, dziecko w drodze, mężczyzna... - przerwała, bo
nie chciała powiedzieć, że kocha go aż do bólu i cierpi.
Nawet jeśli rozumiała, że pobierają się dla dobra dziecka, dobijała ją
świadomość, że to jedyny powód. Gdyby nie dziecko, Levander Kolovsky nig-
dy nie wziąłby jej pod uwagę jako kandydatki na żonę.
- Powinniśmy być bardziej ostrożni w wyrażaniu życzeń - rzekła.
- Nie rozumiem.
- Jest takie powiedzenie: uważaj, czego sobie życzysz, bo może się speł-
nić.
Levander zbladł.
- Tak właśnie się czujesz? - Zapytał, wprawiając ją w zakłopotanie, bo
sama nie wiedziała, jak się czuje.
Wiedziała jedynie, że go kocha i że to uczucie ją zabija, bowiem on tego
nie odwzajemnia.
- Myślisz, że jesteś w pułapce? - Dociskał.
Skinęła głową. Nie chodziło jednak o sytuację, lecz o jej własne uczucia.
Zdawała sobie sprawę, iż gdyby go nie kochała, a tylko znała kierujące nim
S
R
motywy, pewnie by odeszła.
- Jedzmy! - Nina bez pukania weszła do sypialni. - Musimy na czas do-
trzeć na lotnisko - zwróciła się do Levandra - A Millie powinna się wyspać.
Ciesz się ostatnią nocą wolności - rzuciła przez ramię w kierunku dziewczyny,
wbijając jej w serce ostatnią szpilę.
ROZDZIAA DWUNASTY
Choć Anton nie był matką panny młodej, doskonale wcielił się w tę rolę.
Wszędzie go było pełno i wszystkich musztrował. Fryzjera, manikiurzystkę,
wizażystów...
Nad urodą Millie pracowali mistrzowie makijażu twarzy i dekoltu, po-
prawiając efekt jej blaknącej opalenizny. Anton kręcił się wokół Anniki, która
miała być druhną panny młodej.
Kiedy w końcu zostali we troje omal nie rozpłakał się z zachwytu.
- Wyglądasz wspaniale!
- Dziękuję.
- Teraz idę do Luigiego, by coś zrobił z moimi włosami, a ty, kochanie...
- Wiem - Millie zadrżała na myśl o czekającym ją telefonie do rodziców.
- Może powinnam zadzwonić po ślubie...
- Nie - odrzekł Anton. - Będą chcieli życzyć ci szczęścia. Wiesz, że nale-
ży to zrobić. Zaraz wrócę. Opiekuj się nią, Anniko! - zawołał, zmierzając do
drzwi.
- A może lepiej zaczekać - zauważyła przyszła bratowa i dodała nie-
opatrznie: - Zepsujesz sobie makijaż.
Naprawdę tego nie chciała. Ale łzy już napłynęły do oczu Millie, choć z
trudem usiłowała je powstrzymać, powtarzając sobie, że wszystko jest w po-
S
R
rządku, skoro wychodzi za mąż za ukochanego człowieka, ojca swojego dziec-
ka. Za chwilę stanie przed ołtarzem, więc czemu czuje się, jak przed skazaniem
na szubienicę.
Pewnie z tęsknoty za domem, wmawiała sobie. Gdyby była tu jej rodzi-
na... Wgłębi duszy wiedziała jednak, że nie brak rodziny stał się najważniejszy,
lecz brak miłości Levandra.
Kręciła na palcu pierścionek z brylantem, próbując przywołać magię
chwili, lecz im bardziej się starała, tym silniej pojawiało się przekonanie, że
ślub zostanie zawarty tylko dla dziecka. Czy to wystarczy?
- Twoja rodzina musi być bardzo dumna - powiedziała Annika, gdy Mil-
lie próbowała przełknąć trochę wody. - Wierz czy nie, ale mój ojciec też jest
dumny.
- Czemu miałby być dumny z Levandra?
- No... właściwie jest dumny z was dwojga - poprawiła się druhna, lecz
po chwili bezwiednie rzekła jeszcze coś gorszego: - Nawet jeśli nie jesteś tą,
którą wybralibyśmy w pierwszym odruchu, wszystko się dobrze ułożyło. Speł-
niło się życzenie taty, a nawet więcej.
- Jego życzenie?
- Wczoraj powiedział to oficjalnie - paplała swobodnie Annika, skoro w
pobliżu nie było matki. - Ojciec zawsze mówił, że imperium Kolovskych po-
winno przejść w ręce tego z jego dzieci, które pierwsze da mu wnuka. Wszyscy
wiedzieliśmy, iż chciał, żeby to był Levander, bo pragnął ofiarować mu
wszystko, byle go uszczęśliwić. Levander znakomicie kieruje firmą i ojcu bar-
dzo zależy, żeby w niej został. Wtedy gdy się spotkaliście, próbowałam go
namówić do spełnienia życzenia taty, lecz on uparcie odmawiał - rzekła i spoj-
rzała z uśmiechem na brzuch przyszłej bratowej. - Kto wie, jak pracuje umysł
Levandra? - Dodała.
S
R
Millie położyła dłoń na swoim brzuchu, zastanawiając się, czy młody Ko-
lovsky mógł zaplanować całą akcję tak, by osiągnąć własne cele.
- Może tata chciałby zobaczyć wnuka? Powinnaś dać mu zdjęcie z ultra-
sonografu.
- Mam jedno.
- No cóż, na razie obejrzę, jak wyglądasz. - Annika cofnęła się o krok i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]