[ Pobierz całość w formacie PDF ]
roświeckie słowa, ale tylko w ten sposób potrafię określić, co do ciebie czuję.
Jest oczywiście takie słowo, w którym zawierają się wszystkie te uczucia, ale... -
jego głos nagle stał się szorstki. - Niech pani zapomni, o czym mówiłem. Nie po-
trafię tego wytłumaczyć. Spróbuj mnie zrozumieć.
Alice była trochę zdumiona, trochę zła.
- Jak mam cokolwiek zrozumieć, jeśli niczego mi nie wyjaśniasz? - spytała z
pretensją w głosie. Gdy dalej milczał, straciła cierpliwość. - Posłuchaj, tó nie ma
sensu. Te twoje tajemnicze sformułowania są irytujące i myślę, że wyjaśnienie
wszystkiego to sposób na wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji.
- Nie! - powiedział tak głośno, że się o krok cofnęła. - Nic nie rozumiesz.
- Czego nie rozumiem?
RS
- Nie potrafię ci teraz tego wyjaśnić. Zapomnij, co powiedziałem, proszę.
Patrzyła, jak się oddalał, po czym wzruszyła ramionami. Z pewnością jest
jakaś przyczyna tego dziwnego zachowania, ale jeśli on nie chce jej wyjawić, ona
nie może zrobić nic innego, jak istotnie starać się o tym zapomnieć.
Nie było to jednak łatwe. Tej nocy zle spała, wyobraznia co chwilę podsu-
wała jej dręczące obrazy. Niepokoiły ją nie tylko pytania, na które nie znajdowa-
ła odpowiedzi, lecz także obawa, że być może zakochała się w człowieku, który
uważa ją za atrakcyjną kobietę, lecz ma jakiś poważny powód, by ukryć swe
uczucia.
Czy James żywi wobec niej głębsze uczucia? Czy ona niesłusznie ma na-
dzieję, że pewnego dnia pozna tajemnicę, która go powstrzymuje przed... Wła-
śnie, przed czym? Czy James kiedykolwiek jej zaufa, czy ten jakiś sekret to wy-
mówka, by zażegnać niezręczne sytuacje? To byłoby po prostu wstrętne. Nie
mogła znieść tej myśli, jednak musiała przyjąć, że taka możliwość istnieje.
Postanawiając, że będzie się w jego obecności kontrolować, zapadła w koń-
cu w niespokojny sen.
W sobotę rano izba przyjęć była pełna. James wpadł do lecznicy na kilka
minut przed objazdem farm. Był w dobrym humorze, żartował z panią Norton,
która pomagała córce, i gratulował jej sposobu, w jaki radziła sobie ze zdener-
wowanymi pacjentami. W odpowiedzi na jego pochwały pani Norton roześmiała
się trochę smętnie i odrzekła:
- Kiedy przyjedzie Carol, nie będę tu już potrzebna.
- Ależ skąd! - zawołał z uśmiechem. - Matka jest jedynym stabilizującym
czynnikiem w tym niespokojnym świecie.
Gdy wyszedł, między matką a córką zapadło milczenie, które przerwała pani
Norton:
RS
- Coś w nim jest smutnego - orzekła. - Dlaczego na przykład powiedział tak
o matce? Przecież jego matka, tak samo jak narzeczona, zginęła w tym okropnym
wypadku. A może właśnie o tym myślał?
Alice, która właśnie miała otworzyć drzwi poczekalni, znieruchomiała z ręką
na klamce. Kto wie, może tamto zdarzenie w jakiś sposób wpływa na zachowa-
nie Jamesa? W takim jednak razie ona nic nie jest w stanie zdziałać. Przecież
wiedziała tylko tyle, ile zdradziła jej jego bratowa, a to, jak utrzymywał James,
było bardzo fragmentaryczne.
Zamyślona otworzyła drzwi, obiecując sobie, że przy najbliższej okazji
spróbuje się dowiedzieć od Sophie więcej. Może dzięki temu zdoła ujrzeć Jame-
sa we właściwym świetle?
Tego dnia jakoś tak się złożyło, że wyjątkowo wielu pacjentów nie potrafiło
precyzyjnie wyjaśnić, co dolega ich ulubieńcom, toteż Alice przestała w końcu
ich słuchać i wystawiała diagnozy wedle własnej wiedzy. Matka, która jej poma-
gała w badaniach, rozumiała rozterki córki:
- Lekarze na pewno mają łatwiej z rozpoznaniem przypadłości u ludzi. A na-
si pacjenci potrafią tylko patrzeć na nas błagalnie, gdy tymczasem ich właściciele
często mówią o nic nie znaczących drobiazgach i wprowadzają nas w błąd.
Alice z rezygnacją skinęła głową i poszła umyć ręce, pani Norton zaś zajęła
się parzeniem kawy. Gdy tylko usiadły przy stole, zadzwięczał dzwonek w re-
cepcji. W chwilę pózniej do gabinetu weszła Becky.
- Wiem, że się spózniłam, bo skończyła już pani dyżur, ale potrzebne mi są
tabletki na odrobaczenie dla psa. Właśnie tędy przechodziłam i pomyślałam, że
wpadnę.
Była to mało przekonująca wymówka, Alice jednak skinęła głową.
- Proszę mi najpierw podać kilka szczegółów. To znaczy wagę psa, i tak da-
lej.
RS
Becky mówiła, strzelając oczami na wszystkie strony. W końcu spytała jak-
by od niechcenia:
- Czy James jest tu gdzieś? Chciałabym z nim porozmawiać.
- Wyjechał w teren - odparła Alice krótko, a gdy odliczyła tabletki, dodała: -
Czy mam mu coś przekazać?
- Och, nie, dziękuję - odparła szybko Becky, po namyśle jednak dorzuciła: -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]