[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dopiero będzie stremowana. Na moją odpowiedzialność. Proszę, zaczynamy...
Aparat stał gotowy do zdjęcia. Dano znak...
Marba wiedziała dobrze, że teraz już chwila ostateczna. Zebrała wszystkie siły,
aby ta scena wyszła jak najlepiej, aby Harald był zadowolony. Zdawało jej się, że
to on prowadzi każdy jej krok, kontroluje każdy gest, nastawia niemal wyraz
twarzy...
I wypadło wszystko nadspodziewanie dobrze. Odetchnęła z bezmierną ulgą.
Podszedł Wendheim, wyciągnął do niej rękę.
 Winszuję, panno Alu, tak powinna pani zawsze grać. Blady uśmiech za-
kwitł na jej wargach.
47
*Et cu seru bien (franc.)  to mi wystarczy; to mi odpowiada.
R
L
T
 To nie moja zasługa, panie reżyserze, to zasługa pana Cheri. On był mi we
wszystkim pomocny.
Wendheim spojrzał z uśmiechem w stronę Haralda, który słyszał te słowa.
 Gdyby nie ta trema, mogłaby być panna Ala wcale dobrą aktorką filmową,
chociaż... może jej szkoda  powiedział Harald, jakby od niechcenia.
Marby już nie było. Wendheim zasępił się.
 Tak, tak, ma pan rację, może byłoby szkoda, gdyby panna Ala miała utracić
to ze swojego usposobienia, co jej przeszkadza jako aktorce. A jednak z drugiej
strony... może by i dobrze było, jeśli chodzi o ten zawód, w którym przyszło jej
pracować...
*
* *
Po skończonych zdjęciach  miało się już ku wieczorowi  wracał Harald
samochodem do Berlina. Jakoś tym razem bez Wendheima, ten bowiem miał do-
pilnować przygotowania nowych dekoracji na dzień jutrzejszy.
Nie ujechali nawet kilometra, gdy Cheri nagle zauważył Alę, która wolnym
krokiem zdążała do stacji kolejowej. Kazał przystanąć, wysiadł z samochodu i
podszedł do Marby.
 Oto właśnie nadarza się sposobność, panno Alu  zagadnął z uśmiechem,
uchylając kapelusza  zaciągnąłem dług wobec pani... i teraz go oddaję  po-
całował ją w rękę.
Zarumieniła się, nie wiedziała co odpowiedzieć.
 Pani wraca do domu?
 Idę na dworzec  odparła, spuszczając oczy.
 A to w takim razie proszę, niechże pani się przysiadzie do mnie  poje-
dziemy razem.
Krew napłynęła jej do mózgu.
 Nie, nie, dziękuję bardzo, nie mogę się na to zgodzić  odpowiedziała ner-
wowo.
 Dlaczego nie? Jesteśmy przecież kolegami, panno Alu, wracamy do wspól-
nego warsztatu pracy  jest wolne miejsce w aucie  czyż w tym co złego? Zy-
ska pani na czasie, no i oszczędzi pani sobie tej miłej jazdy koleją.
Spojrzała na wspaniałe auto, na służącego i szofera. Jak to już dawno, kiedy
jezdziła takim samochodem... Pojechałaby chętnie, ale nie śmiała przyjąć propo-
zycji.
R
L
T
Spojrzała nań lękliwie.
 Nie, nie  nie mogę tego przyjąć  byłabym panu tylko zawadą  odpo-
wiedziała z całą stanowczością.
 Ale niechże pani nie będzie dzieckiem  starał się ją uspokoić  panna
Versen również ze mną jezdziła, gdy tu nie miała swego wozu.
Uśmiechnęła się boleśnie.
 Tak, panna Versen, to co innego, ale ja? Skądżeż ja dostępuję takiego wy-
różnienia.
Harald wzruszył ramionami.
 Doprawdy,, nie rozumiem pani. Czyż to coś nadzwyczajnego, gdy mężczy-
zna proponuje kobiecie miejsce w swoim samochodzie, w dodatku w otwartym
samochodzie  zaakcentował ostatnie słowa. O ile wiem, mieszkamy w najbliż-
szym sąsiedztwie, nie zrobi mi to więc najmniejszego kłopotu, gdy panią tych
parę kroków podwiozę. To jest takie naturalne, panno Alu, że... szkoda praw-
dziwie słów...
 No, tak właściwie to chętnie pojechałabym z panem  spuściła oczy 
ale... gdy to kto zobaczy z moich kolegów? I tak zazdroszczą mi, gdy pan parę
słów ze mną czasem zamieni...
Roześmiał się na cały głos.
 Zatem obawa przed zazdrością? Panno Alu, gdybyśmy chcieli sobie odma-
wiać tych wszystkich rzeczy, które wzbudzają u ludzi zazdrość, doprawdy nie
moglibyśmy sobie pozwolić na żadną przyjemność w życiu. Więc jeśli pani nie
odmówi, będę przypuszczał, że to brak zaufania do mnie, a chyba wiem, jak się
należy zachować wobec kobiety.
Marba żachnęła się.
 Brak zaufania?  nigdy  odparła z naciskiem. Do nikogo może nie mam
tyle zaufania, co do pana właśnie  wyszeptała.
 A więc... proszę  wskazał ręką na samochód.
Nie opierała się dłużej. Podał jej rękę, wsiadła. Przykrył ją troskliwie wełnia-
nym kocem  pod wieczór zimno było przejmujące  ruszyli. Wziął od niej te-
kę z książkami i położył na bocznym siedzeniu.
 Cudownie niesie ten wóz  rozszerzyły jej się oczy z upojenia.
 Państwo również posiadaliście ponoć swoje auto  jak mi mówił Wendhe-
im.
Twarzyczka Marby zasępiła się.
R
L
T
 Tak, ojciec miał bardzo pięknego mercedesa, a mama i ja małego agę do
własnej dyspozycji  odparła ledwo dosłyszalnym głosem.
 Słyszałem, słyszałem, jaki to straszny obrót wzięły warunki życia pani i ja-
kie okropne straty ponieśliście państwo w ostatnich latach.
Oczy Marby zmierzchły, wargi poczęły drżeć.
 Lepiej o tym wszystkim nie myśleć  westchnęła.
 Pani jednak musiała bardzo odczuć tę katastrofę, widzę to po pani.
 Będę prawdziwie szczęśliwa, gdy porzucę mój obecny zawód.
 Nie rozumiem  przerwał Harald  czyżby pani chciała wystąpić z filmu?
 Ach, marzę tylko o tym... Jak najprędzej...
 Tak pani dojadł?  uśmiechnął się Harald.
 Dojadł? Nie, ale widzę jasno, że nie nadaję się zupełnie na aktorkę filmową. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl