[ Pobierz całość w formacie PDF ]
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Nie chciałem. Powiedziałem.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Co pan powiedział? Niech pan powtórzy! - Apfelgrn cofnął głowę, \eby lepiej się przyjrzeć
Pritschowi, kiedy powtórzy obrazę.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Ju\ idą! Ju\ idą! - krzyknęła Ró\a, córka Kramera.
0 0
l128 3
- Ju\ idą! Ju\ idą! - zawołał kantor syn kantora.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Ju\ idą! - Sołowiejczyk uśmiechnął się do Apfelgrna. - No, niech pan szybko opowie o tej
świni, zanim cadyk tu będzie.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Pokazał się cadyk.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Szedł powoli, podtrzymywany jak staruszek z jednej strony przez piekarza Wohla, a z drugiej
przez starego Taga.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Rudy chasyd, niski i cienki, z ostrą bródką, wbiegł naprzód i odwrócony tyłem do izby
austerii,
wprowadzał cadyka do środka.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Cadyk mrugał oczami, mimo \e światło było przyćmione. Szeroka czarna broda, poszarzała
od
kurzu, zakrywała mu pierś. Miał na głowie szeroki kapelusz, ubrany był w szarą jedwabną
kapotÄ™, biaÝ
łe pończochy i czarne półbuciki.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Za nim chasydzi zbici w jeden kłąb milcząco przepychali się bokiem przez otwarte drzwi.
KÅ‚Ä…b
jak rój trzmieli cały wpadł do izby. Jedną ręką trzymali kapelusze, \eby im nie spadły z
głowy, a drugą
chwytali się jeden drugiego, jak w tańcu. Jakby w strachu, \eby nie zostać w tyle.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
W du\ej odległości od mę\czyzn szły kobiety z dziećmi, jak tabor Jakuba przed spotkaniem
z Ezawem. Pierwsza szła \ona cadyka w czarno-srebrnym szalu, zało\onym za uszy, oparta
ramieniem
o du\ą, tłustą mamkę niosącą dziecko w poduszce, a za nią niska kobieta w przekręconej
peruce, leÝ
piącej się kosmykami do czoła, otoczona sześciorgiem dzieci, bez uroku, szóstka, jak sześć
dni stwoÝ
rzenia świata, dalej czarna matka z jasnowłosym grubaskiem, następnie garbata pośrodku
swego droÝ
biazgu jak kura wśród piskląt, pózniej matka z dwiema dziewczynkami blizniaczkami o na
wpół rozÝ
plecionych warkoczykach, potem dwie kobiety z niemowlętami, jedna cienka, wysoka, druga
w koÝ
ronkowej chustce, te\ wysoka, w aksamitnej sukni wytłaczanej w złote gwiazdeczki, a na
końcu mała
z wielką głową - bezdzietna i jeszcze jedna bezdzietna, z długim nosem i wystającą dolną
szczęką, bez
peruki, tylko we włóczkowym czepku na głowie.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Tędy! Tędy! - prowadził rudy wywijając rękami.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Stary Tag puścił łokieć cadyka i podbiegł do introligatora Kramera.
0 0
l128 3
- Herr Kramer - uśmiechnął się stary Tag.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Aber selbstverstndlich! Nie ma o czym mówić! - Introligator Kramer wstał. - To się
rozumie.
- Ustąpił cadykowi miejsca na szczycie stołu.I siadł na ławie obok Apfelgrna. - Ale\ dlaczego
nie!
Ale\ dlaczego nie! Taki gość! Błogosławiony niech będzie przybysz!
0 0
l128 3
- Błogosławiony niech będzie przybysz - powtórzył stary Tag.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Błogosławiony niech będzie... - szepnął Sołowiejczyk.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Błogosławiony! Błogosławiony! - kręcił głową Apfelgrn, właściciel sklepu eleganckiego
obuÝ
wia. - Co mi to szkodzi? - mówił jakby do siebie, zerkając z boku na Pritscha.
0 0
l128 3
Pritsch wło\ył tylko kapelusz, patrzył na wchodzących i bębnił palcami po blacie stołu.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Cadyk zajął miejsce Kramera. Od razu zamknął oczy, opuścił głowę i twarz utonęła w
szerokiej
czarnej brodzie.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Rudy nachylił się i przytknął ucho do warg cadyka. Potem sam zaczął szeptać cadykowi na
ucho.
Potem znowu przytknął ucho do warg cadyka i znowu coś odpowiedział.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
To trwało, póki wszyscy nie usiedli na ławkach po obu stronach długiego stołu austerii.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
- Rebe chce umyć ręce - powiedział rudy, podnosząc się na końce palców i kiwając się lekko
w prawo i w lewo.
0 0
l128 3
- Woda! Woda! - przez izbę austerii przeszedł szmer chasydów.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
W kuchni miednica stała wcią\ na podłodze.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Stary Tag wylał wodę po Blance. Kwartą nabrał świe\ej. Zarzucił sobie ręcznik na ramię.
Wrócił
na chwilę i sprzątnął z płyty zimną ju\ jajecznicę. Okno było otwarte. Huzar wszedł oknem i
wyszedł
oknem. Dzięki Bogu i za to.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Rudy czeka u drzwi. Wziął z rąk starego Taga miednicę, kwartę i ręcznik. Sam polał parę
kropli
wody na paznokcie cadyka. Wytarł je powoli ręcznikiem. Inni chasydzi zanurzali palce w
wodzie. RuÝ
dy wyjął z kieszeni kapoty cadyka jedwabny sznur i pomógł mu się opasać. Inni chasydzi te\
wyjęli
jedwabne sznury i się opasali. Stary Tag pokazał kredens z fajansowymi kubkami do
zsiadłego mleka,
z talerzami w czerwone kwiaty i niebieskie liście, wszyscy zrozumieli, \e to wschód,
Jerozolima, gdzie
stoi Zciana Płaczu, resztka po świątyni Salomona-króla. Wszyscy stanęli twarzą do strony
Modlitwy.
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Rozległ się piękny głos. Nikt tego się nie spodziewał! Był to kantor syn kantora.
0 0
l128 3
- "Pochwalony Bóg. Pochwalony, póki świata i na zawsze!"
0 0 1 1 0 1 6e 1
l128 3
Rudy kiwnął kantorowi synowi kantora głową.
0 0
l128 3
- "Błogosławionyś Ty, Bo\e, nasze Bóstwo, Królu świata, który słowem Swoim opuszczasz
zaÝ
chody, który mądrością Swoją otwierasz bramy, rozsądkiem zmieniasz czasy i przebierasz
pory roku,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]