[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powiedział, że ma zostać na swym stanowisku, póki będzie potrzebny
Kościołowi. To znaczy - do końca. Osobiście jestem z tego bardzo
zadowolony.
- Ja także.
- Więc jedź do Delhi. Wszystkie formalności będziesz miał załatwione.
- Dziękuję.
- A jak się czuje matka?
- Niestety, słabnie...
- Ileż ona ma lat?
- Prawie dziewięćdziesiąt.
- Bagatela! Nasze pokolenie tak długo żyć nie będzie. Zawały nas położą. Z
kim zostawiasz matkę?
- Mamy kobietę oddaną i dość rozsądną. Ale wyjadę niespokojny, przyznaję.
- Powinieneś się był ożenić.
- Małżeństwo to sprawa zbyt poważna. Nie umiałbym jej traktować tylko jako
interesu.
- Bo wy zawsze: aż do śmierci! Skomplikowaliście sobie życie.
- Czy twoje rozwody nie skomplikowały ci życia? Stefan zaśmiał się trochę
kłopotliwie.
- No cóż, ty myślisz o wieczności, a ja, że raz się żyje. Jedź więc i
wracaj szczęśliwie.
Profesor mówił teraz o przerażającej sile bomb jądrowych i o skutkach
wybuchów.
- Są dwa opady cząstek radioaktywnych - mówił. - Jeden następuje zaraz po
wybuchu. Ale inne opadają wolniej, latami. I działanie tych cząstek jest o
wiele niebezpieczniejsze. Jest to proces ukryty, długotrwały. Dalszym
skutkiem jest przerwanie otoczki ozonu, jaka otacza kulę ziemską. Skutków
tego nie sposób nawet przewidzieć...
Profesor odwrócił ostatnią kartkę swego referatu. Kończył:
- Nasz glob zniósł wybuchy kilkunastu pojedynczych bomb atomowych. Jeżeli
mówię: zniósł - nie znaczy to wcale, że skutki tych bomb nie oddziaływują
dalej na ludzi. Mimo to jakoś żyjemy. Czy jednak świat zniesie wybuch
kilkunastu bomb jednocześnie? Przekonanie się o tym może być ostatnim
doświadczeniem ludzkości...
Na chwilę w pełnej upału sali powiało chłodem. Przewodniczący zarządził
przerwę. Słuchacze wstawali powoli, w milczeniu. Nie było gwaru, jaki
towarzyszy zwykle przerwom. Wychodzono na korytarz. Tu także obracały się
pod sklepieniem wiatraczki, a przy stolikach ubrane w barwne sari
dziewczęta ofiarowywały napoje chłodzące.
Po przerwie zaczęła się dyskusja. Zapisało się do niej od razu wiele osób.
Murzyn z jednej z republik Afryki Środkowej zaczął pierwszy. Mówił
gwałtownie:
- Usłyszeliśmy tu ciekawe wywody, zapowiadające zgubę naszej ziemi. Nie mam
zamiaru temu zaprzeczać. Jest rzeczą więcej niż możliwą, że wizje
profesorów, którzy tu przemawiali, spełnią się. Ale zanim się spełnią, my
mamy już naszą bombę atomową. Nazywa się ona neokolonializmem. Nasi dawni
ciemiężyciele kolonialni odeszli. Powiedzieli: dostaliście od nas wolność.
Za tę wolność sprzedawajcie nam teraz to, co nam jest potrzebne.
Potrzebujemy na przykład drzewa, dużo drzewa. Będziemy chętnie kupowali.
Więc oczywiście zaczęliśmy wycinać lasy i sprzedajemy drzewo naszym
wyzwolicielom. Tymczasem jednak na ogołocone z drzew obszary wdziera się
pustynia. Sięga coraz bliżej naszych domów. Zabija nasze bydło, dla którego
nie ma wody, bo rzeki wyschły. Nasi wyzwoliciele chcą od nas kupować także
rośliny, które są potrzebne im dla karmienia ich bydła. Bydło europejskie
więc ma co jeść, ale my nie mamy co jeść...
Potem mówił przedstawiciel Ameryki łacińskiej:
- Usłyszeliśmy tutaj, że wojna jądrowa zniszczy świat, wobec tego należy
odrzucić wszelką broń, wyrzec się obrony każdej naszej sprawy. U nas na
tysiące nędzarzy jest jeden bogacz. Jeśli biedni nie będą się bronili,
bogacze zamienią ich w bydło robocze. A bogacze mają swoich opiekunów, ci
zaś mają bombę atomową. Czy mamy mówić naszym biednym: nie ważcie się tknąć
bogaczy, bo jeśli ich tkniecie, ich opiekunowie rzucą bombę? A co będzie,
jeśli biedni powiedzą: jedno i drugie grozi nam śmiercią i nie ma dla nas
różnicy, czy zginiemy od wybuchu czy z nędzy?
Znowu mówił jakiś czarny:
- Słyszymy, że strasznym niebezpieczeństwem są bomby atomowe. Jak się przed
nimi uchronić? Budować bomby przeciwko bombom? Prowadzić układy? Mówi się:
potrzebny dialog. Ale w imię czego? W imię sumienia i moralności? Biali
śmieją się z tego. Kiedyś przyszli do nas z Pismem świętym w ręku. Ale
teraz, gdy chcą od nas wszystkiego, zostawili nam Pismo święte. Sami go już
nie potrzebują...
Teraz zabrał głos Hindus:
- Mówiono dziś wiele o skażeniach, jakie są następstwem bomb atomowych. A
przecież dopiero parę tygodni temu zostało ujawnione, że w latach
sześćdziesiątych CIA w tajemnicy zainstalowała w Himalajach, u stóp Nanda
Devi stację, która miała śledzić chińskie eksperymenty jądrowe. Potem
stację opuszczono, pozostawiając w niej zasobniki z radioaktywnym plutonem.
Lawiny stację zniszczyły i dziś nie wiemy, czy wody Gangesu nie są skażone
i nie niosą trucizny mieszkańcom naszego kraju... Więc zagłada jądrowa już
działa...
Jędrek po paru godzinach słuchania przemówień poczuł się śmiertelnie
zmęczony. Z uczuciem wielkiego ciężaru na czaszce, który nie pozwalał na
skupienie, wyszedł z sali. Przeszedł się kilka razy po korytarzu, gdy
zobaczył zbliżającego się do niego człowieka. Tamten był Hindusem, w klapę
białego ubrania miał wpięty krzyżyk.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]