[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Któregoś dnia, zaskoczona, odkryła, Ŝe zbliŜa się koniec maja. Czas mijał tak
szybko, nie oglądając się na ludzkie smutki.
To dobrze.
Powoli próbowała pogodzić się ze świadomością, Ŝe po raz drugi odeszła od
Chada.
W myślach nazywała go teraz „ten pan". Czasami ludzie próbują się tak głupio
oszukiwać.
Powoli zaczęła zauwaŜać obecność Johna. Był bardzo cierpliwy i ostroŜny w
stosunku do niej.
Musiała się zastanowić, jak w tej sprawie postąpić. John nie powinien się z nią
wiązać. To znaczy: ona nie chciała się wiązać z nikim.
Nie mogła mieć potomstwa. Najlepiej byłoby znaleźć męŜczyznę, który sam
wychowuje dzieci. A John powinien mieć własną rodzinę.
Czy nie naleŜało zapytać go, czy chce mieć dzieci? Jest taki troskliwy. Nigdy
nie zapomniałby, Ŝe ona czeka na niego z kolacją. Zadzwoniłby, gdyby miał się
spóźnić.
„Ten pan" nigdy o tym nie pamiętał. Wracał do domu i dziwił się, Ŝe ona wciąŜ
na niego czeka.
– Och, kochanie – mówił, patrząc na stół – juŜ jadłem kolację.
Nigdy nie wylała na niego zawartości rondla, choć tak bardzo ją to kusiło. Po
jakimś czasie nie czekała juŜ na niego. Jadła sama, sprzątała kuchnię i szła spać. To
było najlepsze, co mogła zrobić.
Te wspomnienia przyspieszyły powrót Jo do zdrowia.
Zaczęła się malować, poruszała się energicznie. Zwracała baczniejszą uwagę na
to, w co się ubiera. Nawet wybrała się na zakupy!
Kupiła sobie nową sukienkę.
Nie nosiła rzeczy, które kupiła w Meksyku. Schowała je do szafy w gościnnym
pokoju, gdzie nie musiała na nie patrzeć. Co prawda rzeczy były bardzo ładne i z
pewnością jej przyjaciółki wydzierałyby je sobie, ale ona nie mogła znieść ich
widoku. To było zbyt bolesne. Przypominały się jej od razu cudowne chwile
spędzone z Chadem, który kiedyś był jej męŜem.
I to ona odeszła od niego. PrzecieŜ kaŜdy musi radzić sobie ze swoim Ŝyciem
sam. Nikt mu w tym nie pomoŜe. Teraz ona sama musi jakoś naprawić własne
Ŝycie i na pewno to zrobi. JuŜ wkrótce.
Jeszcze przed końcem maja Jo kilkakrotnie zaprosiła gości na kolację. Tak
dawno juŜ nie urządzała przyjęć, Ŝe czuła się nieco dziwnie w większym
towarzystwie. Zapomniała o kupnie niektórych rzeczy i miłośnicy kawy ze
śmietanką musieli zadowolić się mlekiem.
Jedno jest dobre, kiedy zapraszasz bliskich przyjaciół. Nie mają Ŝadnych
skrupułów, jeśli chodzi o dokuczanie gospodyni. Potrafią teŜ zajrzeć wszędzie i nie
silą się na dyskrecję.
Któregoś deszczowego czerwcowego wieczoru wszyscy postanowili zjeść
kolację u Jo. Wyszli późno, lecz wrócili, bo nie mogli doczekać się taksówki, a
John odmówił jeŜdŜenia tam i z powrotem, by wszystkich odwieźć.
Przemoczeni do suchej nitki goście zaczęli buszować po wszystkich szafach i
sprawdzać zawartość lodówki.
– To się nada! Taki sos kupowała moja mama! – tego typu okrzyki dobiegały z
róŜnych pomieszczeń w jej mieszkaniu.
Czasami i przyjaciele bywają niezwykle kłopotliwi.
John nakrywał do stołu. Był dumny, Ŝe wie, gdzie Jo chowa talerze i srebra.
Znalazł nawet serwetki. Wprawdzie nie były uprasowane, ale wygładził je i
poskładał umiejętnie, więc wyglądały całkiem porządnie.
Jo obserwowała go. John był urodzonym opiekunem. W kaŜdej sytuacji był
gotów pomóc. Kiedy zauwaŜył, Ŝe Jo patrzy na niego, uśmiechnął się lekko. Był
szczęśliwy, widząc jej zainteresowanie.
Właśnie jedli dziwaczny zestaw mroŜonych potraw i deserów, kiedy zadzwonił
dzwonek u drzwi.
– To pewnie Murray – jęknął Pete. – Nie ma ani odrobiny taktu. Na pewno chce
załapać się na lody. Powiedzcie mu, Ŝeby wracał do domu.
Drzwi otworzył John.
Za drzwiami stał przemoknięty męŜczyzna, który uniósł ze zdziwieniem brwi
na jego widok.
– Czy tu mieszka pani Morris? – zapytał.
Jo podniosła się gwałtownie z krzesła. Nie widziała przybysza, ale znała ten
głos.
– Chad? – zapytała.
Chad uśmiechnął się na widok jej zaskoczenia.
– Tak. Mogę wejść? Strasznie pada.
Jakie to typowe dla niego pojawić się tak niespodziewanie w jej Ŝyciu. Nie
mogła nawet powiedzieć: nie. Nikt nie mógłby odprawić gościa w taką pogodę.
– Co tu robisz? – zapytała.
– Wziąłem urlop bezpłatny i przeprowadzam się tu.
– O BoŜe, nie! – z przeraŜeniem szepnęła Jo.
– Tak. Mam przyjaciółkę, która jest bardzo niezaleŜną osobą, i postąpiłem tak
jak ona.
Wszyscy milczeli.
Ktoś głośno westchnął, ktoś zakasłał. John wciąŜ stał w drzwiach.
Jo nie mogła przyjść do siebie. Stała bez ruchu i nie wiedziała, co robić.
Jak on śmiał tu przyjechać teraz, kiedy juŜ prawie o nim zapomniała?
Przyjaciółki Jo wprowadziły Chada do pokoju. MęŜczyźni przyglądali mu się z
niechęcią.
Jedynie Beth zachowała się jak naleŜy.
– Jestem Beth Goodson – powiedziała, podchodząc i podając Chadowi rękę. –
Jesteś cały mokry. Daj mi swój płaszcz. Ciekawe, jak będzie wyglądał ten kapelusz
po wyschnięciu. Tim, postaw walizki na dywaniku.
Tim niechętnie spełnił jej prośbę. Najpierw popatrzył na Johna, ale ten nie
wykonał Ŝadnego gestu. Jo równieŜ stała bez ruchu.
– Jesteś jej byłym męŜem? – zapytał Bill. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl