[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zazdrościł. Tej prostoty, spokoju. Nie pamiętał, czy
kiedykolwiek tak żył. Kiedy mógł, nie robił tego, a kiedy
chciał, już nie mógł. Zapętlenie. To właśnie czuł.
Wszedł do sklepu z artykułami biurowymi, rudowłosa
sprzedawczyni spojrzała na niego z błyskiem w oku.
- Czym mogę służyć?
- Macie ołówki Faber-Castell?
- Tak, jaka twardość?
- 4B. Pięć sztuk.
- Proszę.
Dziewczyna podała mu przybory, wbiła kwotę na kasę
fiskalną. Płacił kartą.
- Zadomowił się już pan w naszym miasteczku? - spytała
uprzejmie, czekając, aż terminal zaakceptuje płatność.
- Owszem. Jest tu bardzo miło.
- Różnie bywa. Ale mieszka pan u Moniki. To fajna
dziewczyna, uczy mojego syna.
- To syn ma szczęście. Rudowłosa trochę się zmieszała.
- No tak.
- Dziękuję. - Jarek zabrał kartę, ołówki i wyszedł na zewnątrz.
Chciało mu się trochę śmiać. Nigdzie, jak tutaj, nie był tak
nieanonimowy. I, o dziwo, aż tak bardzo mu to nie
przeszkadzało. Pomyślał, że wiele się zmieniło. No tak. Ale
tutaj była ona. I stąd ta różnica. Nagle usłyszał basowy pomruk
wysokokonnych silników. Stanął na chodniku i zobaczył grupę
około dziesięciu motocyklistów wjeżdżających na rynek.
Pewnie jakiś zlot. Na ostatnim był rok temu, wówczas poznał
fajnych ludzi, ale jakoś nie czuł się dobrze. W ogóle w
towarzystwie innych nie czuł się dobrze. Może oprócz jednej
osoby.
Nagle jeden z motocykli przyhamował i zatrzymał się tuż
obok.
- Jaro? - usłyszał zdziwiony głos.
- Bernie?
- Kurczę, stary, co ty tutaj robisz? - Ogolony na zero
wielkolud z długą brodą zszedł z harleya i podszedł do Jarka.
- Mieszkam. Przez chwilę.
- Siema, człowieku! - Bernie uścisnął Jarkowi dłoń i poklepał
po ramieniu.
- A wy co? Kolejny zlot?
- Jedziemy do Książa. Może się z nami zabierzesz?
- Nie, nie tym razem, stary. - Jarek pokręcił głową.
- Czekaj, powiem moim, że na chwilę się odłączę. Może
gdzieś usiądziemy?
- Tu jest chyba jedyna kawiarnia. Lotos". -Jarek gestem
wskazał mały lokal nieopodal.
- Dobra, daj mi sekundę.
Brodacz podszedł do przyjaciół, coś im powiedział i wrócił do
czekającego obok motocykla Jarka. Kawalkada odjechała,
Bernie zaparkował maszynę na chodniku i razem podążyli do
Lotosa".
- Dobra, opowiadaj, co porabiałeś przez ten rok. Bo chyba rok
temu ostatni raz się widzieliśmy?
Złożyli zamówienie i czekali na kelnerkę. Jarek lekko się
skrzywił.
- Daj spokój, stary, wiem, że nie lubisz mówić o sobie.
Cholera, powiem ci, że martwiliśmy się. Wtedy. Jak się tak
zmyłeś spod tej Częstochowy.
- Miałem kilka spraw do załatwienia.
- Aha, jasne. A teraz co załatwiasz? Skąd w ogóle się tutaj
wziąłeś?
- Znikąd. Jak zawsze.
- Dalej się męczysz tym wszystkim? - Bernie spoważniał i
patrzył na starego przyjaciela pełen troski.
- Bywa - mruknął Jarek, czekając, aż kelnerka postawi przed
nimi kawę i dwie lampki koniaku.
- Nie ma jak kawa z prądem. - Bernie wyszczerzył się w
uśmiechu, a Jarek uśmiechnął się kącikiem ust.
- Człowieku, mówiłem, przyłącz się do nas. Wiem, że jest ci
ciężko, ale razem, w kupie razniej.
- Wiem. Ale znasz mnie. Wolę być sam.
- A wracasz tam czasem?
- Rzadko.
- A jak mama?
- W porządku.
- Kurwa, oszaleć z tobą można. Znamy się od przedszkola,
widziałem cię w kompletnym szambie, wyciągałem z
obskurnych spelun, kiedy szukałeś śmierci po tym wszystkim.
Mów do mnie jak do mnie, a nie do jakiegoś gówna.
- Sorry, stary. Wiesz, jak jest.
- Wiem, gdybym nie kochał cię jak brata, już dawno dostałbyś
w mordę.
- Może byłoby mi to potrzebne. - Jarek uśmiechnął się
kącikiem ust.
- Już lepiej. Więc dobra, jak coś, to służę ci moją pięścią. A
teraz powiedz, co porabiasz.
- Mieszkam tu, póki co. Miałem zajęcia w szkole z pierwszej
pomocy, a teraz mam zlecenie w Zamku Grodno. A kolejne
czeka.
- No to się kręci, super. A jak w ogóle, wiesz, samopoczucie?
- Bernie pił kawę i patrzył na kumpla. Widział w jego oczach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]