[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sir Harry westchnął i spojrzał na willę z rozpaczą. Uprzedzony o zamiarach pana
Flacka, mógł wykupić teren, zanim przystąpiono do budowy, ale z jakichś powodów tego nie
uczynił. Znał Summer Street od tak dawna, że po prostu nie nie wierzył w ewentualne
drastyczne zmiany. Dopiero kiedy pani Flack położyła kamień węgielny, i kremowo -
czerwony, ceglany budynek zaczął nabierać kształtów, sir Harry podniósł alarm. Wezwał do
siebie pana Flacka, którego uważał za człowieka rozsądnego i godnego szacunku. Pan Flack
przyznał, że zwykłe dachówki wyglądałyby ładniej, nie omieszkał jednak dodać, że łupkowe
są o wiele tańsze. Prawdziwym zródłem konfliktu okazały się jednak kolumny. Każda z nich
miała być inna - wyjaśnił pan Flack - z liścianką ozdobioną smokami, z inicjałami pani Flack
i trzecia zbliżona do stylu jońskiego.
Ta daremna i nieopłacalna transakcja całkiem wyprowadziła sir Harry'ego z
równowagi. Nie wywiązał się z obowiązków i wiedział, że okolica śmieje się z niego. Wydał
sporo pieniędzy, ale Summer Street została zeszpecona. Wszystko, co mógł zrobić, to znalezć
kogoś, kto zamieszkałby w Cissie , kogoś naprawdę odpowiedniego..
- Czynsz jest śmiesznie niski - mówił. - A ja, jako gospodarz, nie mam wygórowanych
wymagań. Ten dom jest jednak za duży dla wieśniaka, a za mały dla kogoś naszego pokroju.
- Powinien pan szybko znalezć lokatorów - powiedział Cecil uśmiechając się
złośliwie. - Dla jakiegoś urzędnika bankowego ten dom będzie prawdziwym rajem.
- Otóż właśnie! - zawołał sir Harry. - Tego się właśnie obawiam, panie Vyse. Tego
rodzaju dom przyciąga niewłaściwych ludzi. Kolej staje się, ku memu utrapieniu, coraz
powszechniejsza, a cóż znaczy dzisiaj pięć mil od stacji? Nastały czasy rowerów.
Cecil odparł, że kondycja fizyczna gorzej sytuowanych przedstawicieli klasy średniej
poprawia się w zastraszającym tempie. Lucy zauważyła, że Cecil śmieje się z ich
nieszkodliwego sąsiada.
- Sir Harry! - zawołała. - Mam pomysł! Co by pan powiedział na dwie stare panny?
- Moja droga Lucy, to byłoby wspaniale. Czy masz na myśli jakieś konkretne osoby?
- Owszem. To dwie damy, poznałam je będąc we Włoszech.
- Czy w istocie godne polecenia? - zapytał sir Harry ostrożnie.
- Jak najbardziej. Z tego, co wiem, poszukują właśnie domu do wynajęcia. Panny
Teresa i Katarzyna Alan. Mówię najzupełniej poważnie. Pan Beebe zna je również. Czy mogę
do nich napisać z tą wiadomością?
- Proszę uczynić to jak najszybciej. No i patrzcie, problem mamy już niemal
rozwiązany. Proszę im napisać, że warunki będą naprawdę korzystne. Ach, gdybyście
państwo wiedzieli, jakich ludzi przysłali mi tu agenci! Pewna kobieta na przykład...
Napisałem do niej, prosząc uprzejmie, aby zechciała ujawnić mi swą pozycję społeczną. Czy
uwierzycie, w odpowiedzi napisała mi, że może zapłacić czynsz z góry! Moja droga Lucy, nie
wiem, jak wyrazić moją wdzięczność.
- Czy mogę coś wtrącić? - zapytała pani Honeychurch. - Nie mam nic przeciwko tym
starym paniom, ale...
- Rozumiem panią, lecz w tej sytuacji...
- Nie znam tych dam, ale z tego, co o nich słyszałem, wnioskuję, że to niepożądany
dodatek do sąsiedztwa - wtrącił Cecil.
- Proszę go nie słuchać - zawołała Lucy. - Cecil, czasem bywasz naprawdę męczący.
- To ja jestem męczący - odparł sir Harry. - Nie powinienem zawracać wam głowy
moimi sprawami. Ale tak się tym martwię, a lady Otway powiedziała tylko, żebym nie
przesadzał z ostrożnością, w czym jest dużo racji, co jednak niewiele pomaga.
- Czy mam zatem zawiadomić panny Alan?
- Bezwarunkowo!
W jego oczach pojawiło się jednak zaniepokojenie, kiedy pani Honeychurch zawołała:
- Proszę uważać! One na pewno mają kanarki. Sir Harry, proszę wystrzegać się
kanarków! Kanarki rozrzucają ziarno wokół klatki, a wtedy do domu przychodzą myszy.
Proszę wystrzegać się kobiet! Gdyby to ode mnie zależało, wynajęłabym ten dom
mężczyznom.
- Doprawdy... - mruknął, choć ta uwaga wydała mu się słuszna.
- Mężczyzni nie plotkują. Oni się najwyżej upijają, a to jest o wiele lepsze, bo wtedy
po prostu leżą sobie cicho, dopóki nie dojdą do siebie. Jeśli są prostakami, nie rzuca się to tak
bardzo w oczy.
Sir Otway zaczerwienił się, słysząc tę opinię o rodzaju męskim i zapytał, czy pani
Honeychurch nie miałaby chęci obejrzeć Cissie osobiście. Zgodziła się z ochotą. Natura
stworzyła ją do skromnego życia. Znała dobrze takie domy i uwielbiała porządki, zwłaszcza
na małą skalę.
- Pani Honeychurch, myślę, że ja i Lucy zostawimy tu panią i wrócimy do domu
piechotą - powiedział Cecil.
- Ależ oczywiście! - odparła serdecznie.
Sir Harry poparł ją aż nazbyt gorąco. Mruknął do nich porozumiewawczo i
powiedział:
- Ach, młodość! - powiedział i przystąpił pospiesznie do otwierania domu.
- Beznadziejny parweniusz! - zawołał Cecil, kiedy tylko oddalili się wystarczająco.
- Cecil!
- Nic na to nie poradzę. Tolerować takiego człowieka byłoby wykroczeniem.
- Nie jest zbyt mądry, to prawda, ale za to jest miły.
- Nie, Lucy. On reprezentuje sobą wszystko, co najgorsze na wsi. W Londynie
wiedziałby, gdzie jego miejsce. Należałby do jakiegoś głupiego klubu, a jego żona
wydawałaby równie głupie, proszone obiady. Ale tutaj czuje się jak sam Pan Bóg. Epatuje
swoim bogactwem, swoją fałszywą estetyką i wszyscy, nawet twoja matka, dają się na to
nabrać.
- Zapewne masz rację - odrzekła Lucy czując zniechęcenie. - Zastanawiam się jednak,
czy jest to aż tak ważne.
- Ogromnie ważne! Sir Harry to kwintesencja tego, co widziałem na tym garden party.
Boże miłosierny, mam nadzieję, że w tej wilii zamieszka ktoś tak prostacki, że nawet on zdoła
to zauważyć. Wielki mi sir! Z łysą głową i podwójnym podbródkiem! Ale nie mówmy już o
nim.
Lucy milczała. Jeżeli Cecil nie akceptował sir Harry'ego i pana Beebe'a, było możliwe,
że nie zaakceptuje osób, które naprawdę się dla niej liczyły. Na przykład Freddy'ego. Freddy
nie był ani mądry, ani subtelny, ani piękny. A jeżeli Cecil stwierdzi, że i Freddy'ego nie
wolno tolerować? Co mu wtedy odpowie? Stosunki między nimi dwoma nie układały się zbyt
dobrze. Cecil znał Freddy'ego od dość dawna, i jak dotychczas byli w dobrej komitywie, z
wyjątkiem kilku ostatnich dni.
- Którędy pójdziemy? - zapytała. Zatrzymali się przy wąskiej ścieżce, która odchodziła
od drogi. - Może drogą?
- Wolałbym pójść przez las - odrzekł Cecil z tłumioną irytacją, którą Lucy wyczuwała
w jego głosie przez całe popołudnie. - Czy wiesz, że odkąd się zaręczyliśmy, nie byłaś ze mną
[ Pobierz całość w formacie PDF ]