[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siedział pod kinem, w dupę pijany, całkiem bejc. I zaczął się przechwalać, że panowanie twoje już się skoń-
czyło i że ty też się niedługo skończysz. Bo postanowili ciebie zaciukać. Tak dokładnie powiedział. Zaciu-
kać. Bo albo ciebie, albo starą Firlejową. Ale z nią poszłoby trudniej, bo ludzie dookoła. A że ty tu na osob-
ności, to z tobą łatwiej sobie poradzić. Zakopię cię tu w lesie i nigdy ciebie nikt nic znajdzie. Można będzie
całą winę zwalić na ciebie. I nie będzie przeszkody, żeby skarb podzielić.
Rysiek zapytał z wahaniem:
 I wszyscy się na to zgodzili? Akrobata wzruszył ramionami:
 Wszyscy jak wszyscy. Ferajna rozpadła się. Krzysiek poszedł do wojska, cieszył się jak cholera, no
bo to było dla niego wyjście. Tadka też już nie ma. zdał do tej swojej samochodów-ki i nie tylko motor do-
stał, ale starzy zafundowali mu zagraniczną wycieczkę. Jacek poharatany. Z kolejki wypadł, ale ja myślę, że
oni mu pomogli. Tyle że nie zabił się. ale przeleży się jeszcze parę tygodni. Boję się, że mnie też w łeb da-
dzą, bo wiedzą, że ja z tobą trzymam.
 W porządku, dziękuję ci.
Akrobata poskrobał się za uchem, sięgając po coś do kieszeni rzucił nieśmiało:
 Słuchaj. Rysiek, mam tu taką jedną rzecz... Może ci się przydać.
Na jego niezbyt czystej dłoni leżał rewolwer,  tetenka".
 Skąd to masz?  zdziwił się Rysiek.
 A... wykopałem kiedyś tu w lesie, niedaleko, pod takim starym bukiem. Opakowany był, nasmaro-
wany. Ja myślę, że on tak od wojny przeleżał. Nie chciałem, żeby chłopaki wiedziały. Teraz zacząłem nosić.
Ale tobie bardziej się przyda, niż mnie. Wez. Cześć.
Zniknął cicho tak jak się zjawił, a Rysiek został, zapatrzony w czarny kształt, spoczywający obok nie-
go na odłamku betonu. Ten bunkier przypominał o wojnie, rewolwer  ? o wojnie, a on w ogóle nie wie-
dział, co to jest ta wojna. Ogarnął go zwyczajny ludzki strach. I wstręt. Być  zaciukanym" tu gdzieś w lesie,
w przerazliwej samotności? Jak oni to zrobią? Nożem? Mojką? A może osiłek Janusz rozwali mu łeb kamie-
niem, albo ściśnie za gardło tymi ogromnymi łapskami, tak jak zadusił kiedyś psa?
Pot spływał mu po twarzy, po plecach, nawet ręce miał mokre. Przyszła mu do głowy myśl. która wy-
dała mu się zbawcza: pójdzie na milicję, do tego starego piernika Gronia i powie mu o wszystkim. Cóż,
przecież on nie ma nic do stracenia. A chłopaki? Należy się im odsiadka. Ale Cygan nic będzie już miał
swojej bandy, którą tak bezczelnie ukradł Ryśkowi.
Wyjrzał, czy nikogo niema i dal nura w krzaki. Okrężną drogą dotarł do zrujnowanego dworku na mo-
kradłach za groblą i tam się przespał. Nad ranem przypomniał sobie, że zostawił w leśnym bunkrze rewol-
wer. Trudno, nie będzie po niego wracać. W południe rozsiadł się na stacji w Zabrzezinach. Tu go nic zaata-
kują, za dużo kręci się ludzi. Zresztą, czy przyjdzie im do głowy, że oto siedzi sobie spokojnie na publicz-
nym widoku i macha niedbale nogami w podartych tenisówkach. Czekał w słońcu. Niech się coś wreszcie
stanie. Cokolwiek. %7łeby ustał ten dokuczliwy, drobny dreszcz, który odczuwał w całym ciele. Wiedział, że
Firlejową często bywa w Zabrzezinach. Zwłaszcza latem, kiedy u kuzynki dojrzewają truskawki. Nie pomy-
lił się. Z pierwszego wagonika kolejki wynurzyła się niewysoka dziarska postać w niemodnym słomkowym
kapeluszu i wrzasnęła:
 Jest! Jest! Złodziej! Aapcie złodzieja!
W pamięci Ryśka przesuwały się poszczególne obrazy, a nad jego głową nocne niebo zamieniło się w
niebo przedświtu. Jeszcze trochę tu pobędzie. Do wschodu słońca, jak umówił się z Groniem. Decyzja Gro-
nia Hyla dla niego zaskoczeniem, ale rozumiał jej sens. Groń postanowił sobie, że zdobędzie zaufanie Ryśka
i że to ułatwi rozwikłanie całej sprawy. Ale pewnie się rozczaruje, kiedy Rysiek wyśpiewa mu całą prawdę. I
na co właściwe była jemu. Ryśkowi, potrzebna ta noc? Wahał się. gdy sam sobie usiłował dać na to pytanie
odpowiedz. Czy tylko po to, aby poddać próbie dobrą wolę Gronia? Uporządkować myśli przed zeznaniem?
Zrozumieć samego siebie? A czy nie po to też, aby durniom z rozbitej swojej pliczki pokazać, że się ich nie
boi?
Zdawało mu się, że widzi i słyszy po raz pierwszy, jak o świcie odżywa las. Poranny wiatr poruszył
sosnami, korony ich zaszumiały spokojnym, głębokim basem jak morze. Rysiek chciałby tak na zawsze po-
zostać w tym lesie, takim swojskim, przytulnym: Zdał sobie sprawę, że najbardziej po to potrzebował tej
pustej nocy. Pozostanie już na zawsze jego własnością. Nie tylko jako miejsce rachunku sumienia, ale w
jakimś sensie miejsce rozgrzeszenia i pociechy. Istnieje na świecie coś, co jest wierne i przyjazne człowie-
kowi niezależnie od burzliwych losów ludzkich. Ziemia pod szerokim niebem, trawa, brzozy, las. W więzie-
niu, w snach, będzie miał do czego wracać.
Wstał, otrzepał dżinsy z okruchów suchej trawy i zaczął zbiegać stromą ścieżką w stronę Topolewa. Z
wysokości wyglądało jak dolina. Ale w dolinie tej nic było już nocy. Panował w niej dzień.
Gdy dobiegi do stóp pagórka, wyszli do niego z krzaków. Było ich pięciu i tak otoczyli Ryśka, że nie
miał drogi ucieczki. Marek-Cygan. Mietek-Prawus, mały Waldek, Janusz i Kajtek-Kufel. Cygan trzymał
niedbale ręce w kieszeniach, tamci mieli w rękach noże.
 Dość już zabawy. Marzyciel.  To Cygan przyjął na siebie role prokuratora.  Pomarzyłeś sobie
całą noc na Górce i dość. Jesteś zdrajca, ?czyli kurwa. I dokąd to tak ci spieszno, co? Do nowego przyjacie-
la, pana komendanta Gronia pewnie. Czy nic tak?
 Groń...  zaczął mówić Rysiek, siląc się na spokój.
Ale Mietek przerwał mu. śmiejąc się ze złośliwym triumfem:
 Z żadnym Groniem nie spotkasz się, bracie.
 Powiedział, że jeżeli zwrócimy wszystko, wyroki będą bardzo niskie. Może w ogóle nas puszczą...
 Pleciesz  przerwał Cygan.  Co będziesz zwracać, kiedy wszystkośmy tej nocy wynieśli.
 I magnetofon z kasetami, od Kotkowskiego?
 A jakże. Zanieśliśmy mu z całą paradą  wyjaśnił drwiąco Kufel.  Ale nie darmo. Dał nam za to
trochę zielonych. Skasował taśmy przy nas. Pogroziliśmy trochę staruszkowi. Ale nic się nie bój, żyje ten
twój prorok. Ale Gronia przeklina. Obiecał nam, że sprawi mu łomot. Jeszcze dziś, bo rano wyjeżdża za gra-
nicę.
 Dranie, jesteście dranie!  krzyknął Rysiek.
 No widzisz, nie masz po co chodzić do Gronia, Marzycielu.  Cygan z upodobaniem wymawiał
owo nieszczęsne  Marzycielu".
Skarbu nie ma. Taśm jako dowodu rzeczowego ani centymetra... No i spowiednika będzie ci brakować.
Bo jak pan magister nie da mu rady, to jest i drugi amator do porachunku. Draczny facet. Przyskrzyniliśmy
go przy bunkrach, kiedy robiliśmy tam porządek. Myśleliśmy  szpieg jaki, czy co. Ale to wariat. Szukał
czegoś po krzakach, pod drzewami i narzekał, że tak powyrastały, że on miejsca, w którym schował zaraz po
wojnie swój rewolwer, znalezć nie potrafi. Okazało się, że to braciszek naszego pana komendanta i straszną
złość na niego ma. Taką. że chce go zastrzelić. O co tam poszło, nie pytaliśmy, co nam do tego. A przeszka- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl