[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Czyżby usłyszała w jego głosie tęsknotę za domem, który sam zbudował?
- Co Rosina ci powiedziała? - spytała wprost.
Wzruszył ramionami.
- Oznajmiła, że dobrze nas widzieć - odparł. - Ucieszyła się, że jestem cały i zdro-
wy.
Oboje ruszyli dalej.
- Pamiętała mnie? - upewniła się Carys, a on skinął głową. - Co jeszcze mówiła?
- Pogratulowała nam i życzyła wszystkiego dobrego na nowej drodze życia. Czyta-
ła o ślubie w gazetach.
- I co jeszcze? - Carys wyraznie czuła, że Alessandro coś ukrywa.
Zatrzymał się ponownie i spojrzał na nią z uwagą.
- Była w domu wtedy, gdy odeszłaś.
W dniu, w którym w zasadzie kazałeś mi odejść, sprostowała w myślach. Uznał, że
wdała się w romans ze Stefanem Manzonim, a tak naprawdę tylko broniła się przed tym
napastliwym mężczyzną. Alessandro wpadł w szał, choć w gruncie rzeczy nie powinien
być wściekły na nią, tylko na Manzoniego.
Carys zacisnęła dłonie na balustradzie dzielącej ich od wody.
- Rozumiem.
R
L
T
- Nie, nie rozumiesz - zaprzeczył gwałtownie. - Rosina powiedziała, że po twoim
odejściu nie mogłem się uspokoić. Przemierzałem dom z kąta w kąt, nie umiałem znalezć
sobie miejsca.
Nie była zaskoczona. Jej również jeszcze długo nie udawało się dojść do siebie.
- Dwadzieścia minut pózniej wybiegłem do samochodu. Krzyknąłem, że jadę po
ciebie. Chciałem sprowadzić cię z powrotem.
Carys wstrzymała oddech.
Alessandro pojechał za nią? Zamierzał ściągnąć ją z powrotem do domu?
- Nie dotarłeś na stację - zauważyła cicho. - Pociąg się spózniał, czekałam bardzo
długo.
Popatrzył jej w oczy.
- Właśnie wtedy miałem wypadek. Jechałem bardzo prędko, żeby się nie spóznić.
Czyżby obarczał ją winą za to, co go spotkało?
Oszołomiona Carys zachwiała się na nogach i niemal upadła.
- Carys!
Chwycił ją mocno i przytulił.
Objęła go mocno, oddychając z trudem. Alessandro wpatrywał się w nią z niepoko-
jem. Powtarzał sobie, że to z pewnością skutek szoku, naturalnego w takich okoliczno-
ściach. Wszystko będzie dobrze, pomyślał.
Dobrze? Przecież jego świat przewrócił się do góry nogami!
 Państwo tak bardzo się kochali. Nic dziwnego, że pognał pan za panią Carys, żeby
sprowadzić ją z powrotem".
Słowa Rosiny nadal rozbrzmiewały mu w głowie. A zatem zmienił zdanie, bo do-
tarło do niego, jak niesprawiedliwie potraktował Carys. Zastanowił się teraz nad kilkoma
niezbitymi faktami, które zgromadził w związku z jej domniemaną niewiernością. Po
powrocie do domu zobaczył, jak Stefano Manzoni błyskawicznie opuszcza podjazd przed
domem. Parę minut pózniej ujrzał Carys w rozchełstanej bluzce, z rozpuszczonymi wło-
sami i świeżą malinką na szyi. Przyznała się, że spotkała Stefana w mieście i zgodziła
się, aby podwiózł ją do domu. Potem usiłowała skierować rozmowę na inne tory i oskar-
żyła Alessandra o zdradę z Carlottą.
R
L
T
Czego nie pamiętał? Czy jego oskarżenia były równie bezpodstawne jak przekona-
nie Carys, że zamierzał poślubić Carlottę?
To nie wydawało się przekonujące, lecz uczciwość nakazała mu sprawdzić wszyst-
kie ewentualności, a dopiero potem wyciągać wnioski.
Zastanawiał się, czy podświadomie czekał, aż Carys udowodni, że tak naprawdę
interesowały ją wyłącznie jego pieniądze i rzuci go dla mężczyzny skłonnego ofiarować
jej więcej gotówki. Tak właśnie postąpiła jego matka.
Może w gruncie rzeczy spodziewał się zdrady?
Wziął głęboki oddech. Musi stawić czoło rzeczywistości, której unikał. Pomimo
nielicznych przebłysków pamięci, jego wspomnienia były ciągle bardzo ograniczone.
Bliskość z Carys ich nie odświeżyła i nie mógł się dłużej oszukiwać, że kiedykolwiek do
tego dojdzie.
Nie miał szansy przypomnieć sobie tego konkretnego fragmentu przeszłości. Mu-
siał polegać wyłącznie na słowach świadków, takich jak jego gospodyni oraz sama Ca-
rys. Alessandro uważał się za człowieka logicznego, lecz wierzył także swojej intuicji.
Co podpowiadały mu logika i przeczucie?
- Przepraszam - westchnęła w końcu Carys, nadal przytulona do piersi Alessandra.
Mocno zacisnęła palce na jego koszuli, jakby się bała, że Alessandro ucieknie.
- Słucham? - Cofnął się, żeby lepiej słyszeć.
- Przepraszam. - Uniosła głowę. - Z mojego powodu miałeś wypadek... - Na samą
myśl o tragedii poczuła silny ucisk w gardle.
- Obarczasz się winą? - Nie odrywał od niej wzroku.
- A ty nie widzisz, że zawiniłam?
Doskonale pamiętała, jak lało tamtego dnia, właśnie z tego powodu zgodziła się,
żeby Stefano ją podwiózł. Nie chciała moknąć na przystanku autobusowym, a do tego
poprzedniego wieczoru zauważyła Alessandra z Carlottą. Spędził noc w mieście, zamiast
przyjechać do domu, a Carys w końcu miała dość potulnego oczekiwania na jego powrót.
Nic dziwnego, że była zbyt rozkojarzona, by podejrzewać Stefana o złe intencje.
Teraz wyrzucała sobie łatwowierność i to, że uwierzyła w kłamstwa Livii.
R
L
T
- Oczywiście, że nie. Nie mów głupstw. - Oczy Alessandra pociemniały. - Jak
mógłbym cię winić? Przecież to ja przekroczyłem dozwoloną prędkość, a kierowca, któ-
ry zepchnął mnie z drogi, jechał niewłaściwą stroną jezdni. To nie miało nic wspólnego z
tobą, nie obciążaj swojego sumienia tym wypadkiem. - Objął jej twarz i obsypał ją poca-
łunkami. - Wybaczysz mi, Carys?
Powoli otworzyła oczy.
- O czym ty mówisz?
Nie odpowiedział od razu, a ona pomyślała nagle, że Alessandro zbiera się na od-
wagę.
- Ostatnie lata były dla ciebie ciężkie - zauważył cicho. - Odprawiłem cię i dlatego
byłaś samotna przez całą ciążę i po narodzinach Leo. Samodzielnie wychowywałaś na-
szego syna i stworzyłaś mu dom. - Umilkł i zacisnął powieki.
Carys położyła dłonie na jego ramionach, jakby w ten sposób chciała rozładować
napięcie, które odczuwał.
- Daliśmy sobie radę - szepnęła. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl