[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podniosłem ręce i poczułem, jak wlewają się we mnie ciepłe płyny z izolowanego
zbiornika. Wylazłem z wozu i wsunąłem rękę przez okno. Poczułem ukłucie i wóz ruszył.
Skręciłem za róg. Zostało mi niewiele czasu.
Przy wyjściu czekał komitet powitalny w składzie jeden plus pięciu. Byli bardzo
pewni siebie. Jeden założył mi kajdanki i pociągnął za sobą. Przeszliśmy przez mocno
pilnowane korytarze i weszliśmy na schody. Potknąłem się i zacząłem uważniej spoglądać
pod nogi. Zastrzyk zaczął działać i wolałem mieć pewność co do podstawowych rzeczy. W
końcu nasza milcząca karawana weszła do jakiegoś pokoju, w którym mnie rozkuto i
natychmiast wzięto pod lufy. Godna podziwu asekuracja!
- Rozbierać się! - usłyszałem.
Znowu stary znajomy - fluoroskop, potem sondy. Te typy za każdym razem
postępowały tak samo. Rutyniarze! Pozwoliłem im zrobić ze sobą wszystko, na co mieli
ochotę. Nic nie znalezli, bo niczego znalezć nie mogli. A dokładniej mówiąc, tego jednego
nie byli w stanie znalezć. W głowie miałem lekką mgiełkę i chciałem, żeby przestali już
grzebać w bzdurach. Działanie zastrzyku wzmagało się, a to, co zamierzałem zrobić,
wymagało całej jego siły - jeśli miało się udać.
- Ubierać się! - Duplikat kombinezonu wylądował na podłodze.
Nieomal odetchnąłem z ulgą, gdy zapięto mi obrożę. Jeden z wartowników odkleił się
od ściany i wziąwszy pudełko, pchnął mnie ku drzwiom. Szedłem ze schyloną głową, patrząc
uważnie pod nogi. Zacząłem liczyć kroki, by zapamiętać odległość od jaskini Krają. Czekał
na mnie za biurkiem z Angeliną siedzącą naprzeciw i, oczywiście, przyczepioną do sufitu.
- Wszystko w porządku? - zapytałem jeszcze w drzwiach.
- W jak najlepszym. Najzupełniej bez potrzeby się tu fatygowałeś - odparła, a ja
usłyszałem, jak strażnik zamyka za sobą drzwi.
- Oczywiście - zwróciłem się do Krają - wypuścisz ją?
- Oczywiście, że nie. Nic bym na tym nie zyskał.
- Tak też myślałem. Tylko po co traciłeś ślinę, żeby mnie o tym zawiadomić? Mógłbyś
z łaski swojej powiedzieć, jakim to szczęśliwym zbiegiem okoliczności udało wam się ją
złapać?
- To nie był przypadek, DiGriz. W ucieczce pomagały ci dwie kobiety. Otrov przeżył i
zdał nam relację, a w twojej pamięci był dokładny obraz żony. Założyliśmy, że była jedną z
nich. Komputer zidentyfikował ją, ledwie weszła do budynku.
- Byliśmy głupcami, podejmując takie ryzyko - pozornie zwróciłem się do Angeliny,
w rzeczywistości spojrzałem na strażnika.
Właśnie zabierał się do przymocowania mnie do sufitu.
Nie miał prawa tego skończyć, gdyż oboje bylibyśmy wówczas zgubieni. Nie miałem
innego wyboru, jak podciąć mu nogi.
- Powstrzymaj go!
Strażnik wdusił kilka czerwonych guziczków w sobie znanej kombinacji. Nie sprawiło
mi to przyjemności. Przeszywający ból przebiegł przez mięśnie i wywołał silne mdłości.
Narkotyk osłabił wprawdzie sam ból, ale to, co zostało, wystarczyło, by rzucić mną o ziemię.
Oczy zaszły mi mgłą, a zbliżająca się obuta noga nie wróżyła niczego dobrego. Kopniaka nie
poczułem, ale po sekundzie ujrzałem dłoń wyciągającą się do mojej twarzy. Smagnąłem go
po łapie wyciągniętym środkowym palcem prawej ręki, zdrapując mu skórę na wewnętrznej
stronie dłoni. Omal nie zemdlałem przy tym wysiłku. Wstrząsnął nim dreszcz i, jak na
zwolnionym filmie, runął na mnie, wypuszczając pudełko. Sięgnąłem po nie i wdusiłem
znajomy czarny guzik. Ból ustąpił. Zatoczyłem się wstając i obróciłem w stronę Krają. Miał
refleks, ścierwo.
W ciągu tych paru sekund, które straciłem na zabawę ze strażnikiem, sytuacja uległa
radykalnej zmianie. Angeliną, wygięta z bólu w pałąk, leżała na biurku Krają, a on w
najlepsze sięgał po broń.
Podciąłem mu nogi, ale miał już gnata w ręku, nic prostszego jak strzelić. Dokładnie w
tym momencie gdzieś w budynku rozległa się eksplozja, od której zadygotały ściany i
zamrugało światło. Tego Kraj się nie spodziewał, ja zaś owszem, i ta sekunda wystarczyła, by
wykopać mu spluwę z ręki. Strzelił, ale pocisk poszedł bokiem, a potem Kraj nie był już w
stanie nic zrobić. Poza odegraniem roli worka treningowego, kiedy to z autentyczną
przyjemnością trzasnąłem jego głową o metalowy blat, ustawiłem go pionowo i
zaaplikowałem małą seryjkę w nerki, splot słoneczny, krocze (w zmiennej sekwencji),
spotkało go coś jeszcze. Gdy runął na podłogę, jego twarz znalazła się w miłym sąsiedztwie
mojej nogi, a ja nie widziałem żadnego powodu, żeby nie doprowadzić do ich spotkania. Do
dziś żałuję, że nie miałem wtedy butów.
Potem schyliłem się błyskawicznie i tym samym palcem, co strażnika, udrapnąłem go
w szyję. Całość trwała siedem sekund. Wyprostowałem się, analizując sytuację i jednocześnie
ruszając na pomoc Angelinie.
Najprawdopodobniej zaatakowała go w tym samym momencie, w którym ja zająłem
się strażnikiem. Uwiesiwszy się kabla, podciągnęła nogi i całą swą siłę włożyła w to jedno
kopnięcie, które powinno wysłać go na lepszy ze światów. Miał skurwiel szczęście - zamiast
przetrącić mu kark, złamała mu tylko lewą łapę (minimalnie się przesunął i to go uratowało).
Zanim sięgnął po broń, zemścił się na Angelinie, ale ta chwila sadyzmu miała kosztować go
życie.
Wlazłem na biurko i zamiast tracić czas na szukanie właściwego przycisku, po prostu
przeciąłem kabel. Angelina przestała się wić w konwulsjach i otworzyła oczy. Ja tymczasem
przeorałem szuflady, poszukując jednego drobiazgu.
- Kochanie, jesteś geniuszem - mruknęła słabym głosem, a ja pochyliłem się nad nią
ze znalezionym wreszcie kluczykiem i otworzyłem jej obrożę. - Jak ci się to udało?
- Jestem bardziej przewidujący i biję ich siłą wyobrazni. To wszystko. Przepatrzyli
moje ubranie w poszukiwaniu broni, ale nie przyszło im do głowy, że może nią być samo
ubranie. Było nasączone tanturaliną. Od reakcji powstrzymywała ją ciepłota mego ciała.
Kiedy zmusili mnie, bym się rozebrał - a byłem pewien, że to zrobią - płyn zaczął się
ochładzać, a gdy osiągnął krytyczną tem...
- Nastąpiło wielkie bum! - dokończyła Angelina i objęła mnie. Na szczęście
przypomniałem sobie, gdzie jesteśmy i skończyło się na pocałunku. Potem Angelina drżącymi
rękoma odpięła moją obrożę.
- Przypuszczam, że coś równie chytrego zabiło tych tu?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]