[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak najkrócej się da to, co ma pani do powiedzenia! To wystarczy.
Czyniła wysiłki, aby się opanować. A potem podjęła:
Ojciec został skazany na śmierć. Poprosiłam, aby zaprowadzono mnie przed oblicze wo-
dzów. Kapłan zgodził się na to, ale ojca nie wolno mi było ujrzeć. Wodzowie wysłuchali mnie ze
spokojem. Byli dobrymi ludzmi. Jakież fałszywe wyobrażenie ma się o tych, tak zwanych, dzi-
kich ! Ale ich prawa wymagały kary śmierci. Co za szczęście, że moje łzy okazały się silniejsze
od praw! Ułaskawiono go i zamieniono karę śmierci na wyrównanie szkód w wysokości pięć-
dziesięciu tysięcy guldenów: za świątynię, szaty, książki i koszty mojego transportu do Penangu.
Musiałam wyjechać nie mogąc go ani razu zobaczyć. Jeden z tragarzy towarzyszył nam jako tłu-
macz. Konno dojechaliśmy do następnej rzeki, wzdłuż której płynęliśmy pózniej czółnem aż do
wybrzeża, gdzie przesiedliśmy się następnie do większej praue i przeprawiliśmy się przez Cie-
śninę Malacca. Resztę już pan zna. To, co wycierpiałam i co jeszcze mnie czeka jest teraz nie-
97
ważne. Bez lorda Raffley'a i bez pana mój ojciec musiałby umrzeć. A tak mam radosną pewność,
że zostanie mi zachowany, jeśli... jeśli do tego czasu nie zmoże go ta choroba.
Będzie żył do naszego przyjazdu pocieszyłem ją. Mam mocne przeczucie, a dobrze
znam ten głos. A potem Tsi zastosuje swój środek, który uważa za tak niezawodny. Jestem prze-
konany, że mr. Waller zostanie wyzwolony nie tylko od wyroku malajskich sędziów, nie tylko od
wyniszczającej choroby, lecz także od jej psychicznych konsekwencji, które doprowadziły do
obecnej sytuacji. Proszę odrzucić wszystkie troski i spróbować zasnąć! To pani bardziej potrzeb-
ne niż cokolwiek innego.
Powiedzieliśmy sobie, dobranoc , a z dołu już mi dawał znaki Raffley, abym zszedł do nie-
go, do kajuty. Obserwował nas słusznie przypuszczając, że Mary rozwiązał się przy mnie język.
Opowiedziałem mu tylko to, co uważałem za stosowne. Nic na to nie odrzekł, lecz otworzył szu-
fladę, z której po krótkich poszukiwaniach, wyjął kawałek starej gazety. Usadowiwszy się na-
przeciwko mnie zaczął czytać:
Mam tutaj stary numer Handelsblad Pandangu , w którym napisano krótko i zwięzle, a jed-
nak wyraznie:
Do tej pory wojna Holandii z sułtanem Atjeh kosztowała czterdzieści pięć i pól miliona gulde-
nów. Zginęło ponad czterdzieści tysięcy tubylców, co rząd Holandii kosztowało tysiąc sto czter-
dzieści guldenów za każdego. Do tego należy dodać żołnierzy holenderskich, którzy padli w boju,
zostali kalekami albo zmarli wskutek chorób tropikalnych. Gdybyśmy za te pieniądze kupili zie-
mię po tysiąc sto czterdzieści za hektar, to w pokojowy sposób doszlibyśmy do posiadania przy-
najmniej czterdziestu tysięcy hektarów najlepszych gruntów i nie bylibyśmy winni śmierci z pew-
nością ponad sześćdziesięciu tysięcy ludzi.
Raffley odłożył gazetę z powrotem na miejsce i ciągnął:
Napisano to przed dwudziestoma siedmioma laty, w holenderskiej gazecie wydawanej na
Sumatrze. Lepiej nie liczmy jaka to teraz byłaby suma! Czy już pan wie, co my Europejczycy
rozumiemy przez słowo cywilizowanie ? Nie mam zamiaru oskarżać pojedynczych krajów czy
narodów, ale oskarżam całą tę cywilizowaną ludzkość, która mimo całej religijności i historii
trwającej osiem tysięcy lat, do dziś nie przyjmuje do wiadomości, że owo cywilizowanie nie
jest niczym innym jak terroryzowaniem . Jak ja, John Raffley, wyobrażam sobie cywilizowa-
nie , zobaczy pan, gdy przyjedziemy do Chin.
To, co w wielkim świecie wydarza się w dużym wymiarze, to w małym Atjeh, jak w przypad-
ku pańskiego przyjaciela Wallera: to ten niecywilizowany ucywilizował się w najwyższym stop-
niu, a ten wysoko cywilizowany podziękował mu za to w najwyższym stopniu niecywilizowanie.
Tak, jak byłoby po nim, gdybyśmy nie popłynęli go ratować, to i dla naszej cywilizacji przyjdzie
kiedyś moment, kiedy znalazłszy się w niebezpieczeństwie będzie wołała wielkim głosem o po-
moc. A winę za to będzie ponosić ona sama. I jeszcze więcej: dokładnie tak, jak tu, na mojej do-
brej Nin , zebrało się doborowe towarzystwo niosące pomoc: Anglik, Niemiec, Arab, Chińczyk;
tak kiedyś będą się musieli się zebrać ludzie wszystkich nacji, którzy mają otwarte głowy, aby
naprawiać niechybne skutki tego co zepsuł nasz cywilizowany terror. Ponieważ naprawione
muszą zostać wszystkie szkody, wszystko co złe musi zostać odpokutowane i spłacone do ostat-
niego grosika. Tego chce boska sprawiedliwość. To pozornie surowe, a jednak tak poruszające
prawo, dotyczy tak samo narodów, jak i pojedynczych ludzi i kto nie zrobi tego już teraz, dla
tego przyszłość będzie wysoce niepewna. Dla winnych istnieje straszne, przerażające słowo, któ-
re brzmi: Nie grzesz licząc na boską pobłażliwość, bo zostaniesz rozliczony co do grosza! A
98
teraz mój drogi Charley, chodzmy położyć się spać. Nie wiemy co nas jutro czeka. Mój stary
Tom będzie miał dzisiaj w nocy za nas oczy szeroko otwarte i możemy na nim polegać.
Noc minęła spokojnie i spałem dobrze i długo. Gdy wcześnie rano wyszedłem na pokład, do-
wiedziałem się, że minęliśmy już wierzchołek Tanjong Perlak i znajdujemy się na wodach Su-
matry. Potem przepłynęliśmy z boku Goldberga leżącego w błękitnej dali. Minęliśmy Segli i nie
minęło dużo czasu, jak Raffley zameldował, że zbliżamy się do celu podróży.
99
SPIS TREZCI
l. Fanatyk
2. U stóp piramid
3. Na Cejlonie
4. W drodze do Penangu
5. Na pokładzie Nin
100
[ Pobierz całość w formacie PDF ]