[ Pobierz całość w formacie PDF ]
całą głowę?
Jest przystojny. Na szczęście jest przystojny i męski. Co za ulga! Sprany pomarańczowy
T-shirt zwisa luzno na brzuchu i opina się na klatce piersiowej. Jedz za mną, mówi, ona rusza,
włącza lewy kierunkowskaz wtedy, kiedy on, i włącza prawy kierunkowskaz wtedy, kiedy on.
Jadą przez centrum Skien w stronę Gulset, tak, to szaleństwo, ale robiła już gorsze rzeczy.
Wąskie uliczki, niewysokie domki, typowa dzielnica sprzedawców samochodów i parkieciarzy.
Niski biały budynek, dwa garaże, on tam parkuje, więc ona również tam parkuje, tuż obok, czy
on ma wnieść jej coś do środka? %7łe co? Jak długo ona, jego zdaniem, tutaj zostanie? Jest
piątkowy wieczór, może wypijemy piwo w świetle zachodzącego słońca, co ty na to? O, tak!
Bardzo chętnie! Jego papierosy leżą na stole, obok popielniczki i mapy Luksefjell, zostawił je
tam, gdy zadzwoniła, a on po nią pojechał. On przynosi piwo, ona zakłada okulary
przeciwsłoneczne, każde siedzi na swoim krześle, na tarasie sprzedawcy samochodów
z widokiem na ogródek sąsiadów, pełen gipsowych figurek. Nie przyjedzie tu więcej.
Na dole w ogrodzie stoi buda dla psa.
Masz psa?
Nie wiedziałaś?
Nie.
Nie mówiłem ci?
Nie.
On schodzi do ogródka i wypuszcza psy. Trzy wielkie husky cieszą się na jej widok, ona
też się cieszy, trochę tak jakby to do nich przyjechała. On wydaje im polecenia, a one posłusznie
je spełniają. No tak. Widać, kto tu rządzi. Mówi jej, gdzie je kupił i jak trzeba je wychowywać,
opowiada trochę o innych rasach psów i tłumaczy, dlaczego wybrał husky. Gada, co mu ślina na
język przyniesie, jakby w ogóle nie myślał.
Naprawdę nie ma w domu ani jednej książki. No dobrze, przewodnik po
Hardangervidda,[6] pewnie prezent. Stoi w szafce z kieliszkami, osiem do białego wina, osiem do
czerwonego i osiem do koniaku, ten sam design, kryształowe, jak się należy. %7ładnego regału na
książki, to oczywiste, ale dom wygląda niezle, typowy dla mężczyzny mieszkającego samotnie
od dnia, gdy kobieta się wyprowadziła; zero ozdób. Wielki zestaw stereo, wielki telewizor,
odtwarzacz DVD, uspokajająco dobrze wyposażony barek. Może być przyjemnie. Ona wypija
jeszcze jedno piwo, on bierze sobie koniak do kawy. Podoba się jej, że pije koniak. Podoba się
jej, że psy leżą i patrzą na niego z nadzieją, że wyda im jakieś polecenie. Podoba się jej, że
łazienka jest czysta, nowa i ciepła, a on włącza lekką muzykę. Ręczniki są czyste. Proponuje jej
gin z tonikiem, ona nie chce, chociaż może jednak. I tak nie zamierza wracać. On nalewa sobie
koniaku i robi jej gin z tonikiem, będzie po prostu weselej, ona tańczy bez butów, on wkrótce
ściąga bokserki. Robią to na sofie i piją dalej, nago, potem robią to na dywanie, tańczą przez
chwilę, pózniej kładą się do łóżka, czystego i świeżo pościelonego, wszystko jest schludne,
wszystko jest porządne. Dzieci są daleko, wszystko jest daleko. Budzi się krótko przed
południem. On stoi nad nią i dmucha jej w kark; czy napije się kawy? Przynosi kubek i siada
obok. Piją kawę, kochają się, wypijają jeszcze jedną, wreszcie nadchodzi pora, by wstać z łóżka.
Wstać w świetle dnia, na trzezwo, na trzezwo przejść do salonu i kuchni, obejrzeć prezenty, które
dzieci zrobiły dla niego w szkole. Wyjąć jedzenie z lodówki, postawić je na stole i przyjrzeć się
jego zastawie. Przy jedzeniu on przypomina smutnego psa, starego, stroskanego boksera, bardziej
niż kiedy się kocha, on nie uważa tego za śmieszne. Zasłonki w kuchni są chyba plisowane, jak
gdyby kupiła je i powiesiła jego poprzednia kobieta, dlaczego się wyprowadziła? Nie, no
powiedz. On przez chwilę się namyśla. Pewnego dnia usiadła na kanapie i powiedziała: Truls,
wyprowadzam się! A poprzednia? On przez chwilę się namyśla. Rzeczywiście! Pewnego dnia
usiadła na kanapie i powiedziała: Truls, wyprowadzam się! Wtedy ona wybucha śmiechem. To
nie jest śmieszne, mówi on, po czym sam zaczyna się śmiać. Jego śmiech jest perlisty, jasny,
zarazliwy. Ona spogląda na dom sąsiadów po drugiej stronie ulicy, widzi dziecięce rowerki we
wszystkich rozmiarach, piaskownicę, oczko wodne ze złotymi rybkami, figurkę sarny, nigdy tutaj
nie wróci. Zakładają kurtki i jadą z psami do lasu, terenowym samochodem. On milczy, jakby nie
trzeba było nic mówić, co on sobie wyobraża? Idzie przodem w stronę łowiska na Luksefjell.
Długo wędrują pod górę, aż nagle rozpościera się przed nimi krajobraz, małe brzózki wyglądają
jak zielona piana, woda jest przejrzysta i pełna małych wysepek. Ona dostaje do ręki wędkę i ma
ją zarzucić. On pokazuje jej, jak należy rzucać, bez skutku, są tak daleko od reszty świata, jak
tylko udało im się dojść. Nie spotykają nikogo. On rozpala ognisko i gotuje na nim kawę,
udowadniając, że doskonale radzi sobie na łonie natury. On też nie złowił żadnej ryby, Louise
dokucza mu z tego powodu. Nie podoba mu się to. Udaje, że się nie przejmuje, ale nie podoba
mu się to. To nie jest sezon na ryby. Za dużo słońca. Zła pora dnia.
Och, to tylko wymówki!
Nie, nie, taka jest prawda! Każdy wędkarz o tym wie. To ona koniecznie chciała iść na
ryby, on od początku wiedział, że nic dzisiaj nie złowią!
Ale może spróbować z wędką muchową po drugiej stronie. Ona domyśla się, że on ma
ochotę na rybę, i zakłada wodoszczelne spodnie.
A ja? Mam zostać po tej złej stronie?
Chcesz przejść?
Tak!
No to cię wezmę.
Niby jak?
Zaniosę cię.
Zaniesiesz mnie?
Tak.
Dasz radę?
Tak.
Pochyla się, by mogła wspiąć się mu na plecy.
Teraz masz się nie potknąć.
Ja się nie potykam!
Rzeczywiście. Stawia ją bezpiecznie na ziemi i idzie dalej, aż woda sięga mu po pachy,
zarzuca wędkę z muchą i ściąga ją z powrotem do siebie.
Kiedy idziecie na ryby, to naprawdę stoicie tak i łowicie? woła ona. Ty i ten twój
kumpel od wędkowania, Sverre?
Tak odpowiada on.
Jak długo stoicie tak bez słowa? woła.
Nie rozmawiamy.
Tak, rozumiem odpowiada. Ale jak długo stoicie tak i nie rozmawiacie?
Nawet cały dzień.
Bez słowa?
Gadanie płoszy ryby! Ale on czasem mówi: Kurwa, uciekła!
Aha.
Nic nie złowili. Wiedział przecież od początku, że tak będzie. Pogoda, pora dnia, pora
roku. Ona nie wie, czy wierzy w te jego opowieści o rybach, on twierdzi, że kiedyś naprawdę coś
złowił. Drażnią go jej docinki. Ona widzi, że naprawdę chciałby coś złowić i podoba się jej, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]