[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wadzać, a potem napisała na kartce swój adres.
- Kiedyś przyjedziesz do Long Beach - oznajmiła. - Dłu
go będę czekała, ale w końcu przyjedziesz.
Pożegnaliśmy się w drzwiach. Podała mi dłoń - ciepłą,
pełną życia.
- Do zobaczenia - powiedziała. - Uważaj na siebie.
- Do zobaczenia, Vero.
Po jej wyjściu nie odzyskałem swojej samotni, nie było
ucieczki od dziwnego zapachu. Leżałem na łóżku i nawet
Camilla wydawała mi się teraz obca, mimo że miałem pod
poduszką jej beret. Powoli ogarniało mnie pożądanie i smu
tek; mogłeś ją mieć, głupcze, mogłeś zaznać rozkoszy tak jak
z Camilla, ale znów nic nie zrobiłeś. Przez całą noc Vera za
kłócała mój sen. Budziłem się, żeby wciągnąć w nozdrza jej
120
ciężki zapach albo dotknąć mebli, których dotykała, albo po
myśleć o wierszach, które recytowała. Nie pamiętałem po
tem, o której godzinie zasnąłem, bo kiedy się obudziłem
o dziesiątej rano, wciąż byłem zmęczony, wąchałem powie
trze i myślałem gorączkowo o tym, co się wydarzyło. Tak du
żo mogłem jej wtedy powiedzieć, a ona przyjęłaby to życzli
wie. Mogłem powiedzieć: słuchaj, Vero, sytuacja jest taka
a taka, stało się to i to, więc jeśli zrobisz to i to, tamto się nie
powtórzy, bo taka a taka osoba myśli o mnie to i to, a tak dłu
żej być nie może; będę próbował to zmienić, dopóki nie sko
nam, bo tak dłużej być nie może.
Przez cały dzień siedzę w pokoju i rozmyślam; myślę o pa
ru innych Włochach, o Casanovie i Cellinim, a potem myślę
0 Arturo Bandinim i muszę się palnąć w głowę. Moje myśli
zaczynają krążyć wokół Long Beach, mówię sobie, że mógł
bym odwiedzić to miasto, a przy okazji Vere, żeby porozma
wiać z nią o moim wielkim problemie. Myślę o tym martwym
miejscu, bliznach na jej ciele, i szukam odpowiednich słów na
opisanie ich w swoim tekście. Potem mówię sobie, że Vera
mimo swoich ułomności mogłaby zdziałać cud, a kiedy już
cud się dokona, nowy Arturo Bandini zmierzy się ze światem
1 z Camilla Lopez, Bandini z dynamitem w trzewiach i ogniem
w oczach, Bandini, który idzie do owej Camilli Lopez i mówi:
słuchaj, młoda damo, mam dosyć twojej bezczelności, więc
bądz tak miła i rozbierz się. Takie fantazje sprawiają mi nie
lada przyjemność, kiedy leżę na łóżku i wpatruję się w sufit.
Któregoś popołudnia, poinformowawszy panią Hargraves,
że wyjeżdżam w sprawach służbowych do Long Beach na
dzień lub dwa, wyruszam w drogę. Mam w kieszeni adres
121
Very i mówię sobie: Bandini, przygotuj się na wielką przygo
dÄ™, poczuj w sobie ducha zdobywcy. Na rogu spotykam Hell
fricka, który znów marzy o kawałku mięsa. Daję mu trochę
pieniędzy, a on leci zaraz do sklepu mięsnego. Potem idę na
stacjÄ™ i wsiadam do czerwonego wagonu kolejki elektrycznej
do Long Beach.
1 2
ZOBACZYAEM JEJ NAZWISKO na skrzynce na listy - Vera Rivken.
Mieszkała przy Long Beach Pike, naprzeciwko diabelskiego
koła i kolejki górskiej. Na dole sala bilardowa, na górze kil
ka jednopokojowych mieszkań. Już na schodach poczułem
charakterystyczny zapach tej kobiety. Poręcz była pogięta
i przekrzywiona, a ściana pokryta pęcherzykami szarej farby,
które pękały, kiedy naciskałem je kciukiem.
Zapukałem do drzwi i Vera je otworzyła.
- Tak szybko? - zdziwiła się.
Wez ją w ramiona, Bandini. Nie krzyw się, kiedy cię cału
je, tylko uwolnij się delikatnie, z uśmiechem na twarzy i po
wiedz coÅ›.
- Wspaniale wyglądasz - powiedziałem.
Nie zdążyłem jednak nic dodać, bo znów mnie objęła,
przywarła do mnie niczym wilgotna gałązka winnej latorośli,
a jej język, sprężysty jak przestraszony wąż, szukał moich
ust. Bandini, wielki włoski kochanku, odwzajemnij jej na
miętność! Zliczna %7łydówko, bądz tak miła i zwolnij tempo!
123
Oswobodziwszy się po raz wtóry, podszedłem do okna i po
chwaliłem widok na morze.
- Aadny widok - powiedziałem.
Ale ona już zdejmowała mój płaszcz, już prowadziła mnie
do krzesła w rogu pokoju, już ściągała mi buty.
- Rozgość się - powiedziała.
Potem zniknęła, a ja siedziałem z zaciśniętymi zębami,
patrząc na pokój podobny do dziesięciu milionów innych ka
lifornijskich pokoi, tu trochÄ™ drewna, tam dywanik, parÄ™ mebli,
pajęczyny na ścianach i pył w kątach, jej pokój, każdy pokój
w Los Angeles, Long Beach, San Diego, kilka płyt gipsowych
chroniących przed słońcem.
Vera była teraz w małej białej dziupli zwanej umownie
kuchnią, przestawiała garnki i pobrzękiwała szklankami, a ja
zastanawiałem się, dlaczego raz jest taka, raz inna, zależnie
od tego, czy przebywa ze mną, czy nie. Rozejrzałem się za
kadzidłem, ten słodkawy zapach musiał skądś się brać, ale
w pokoju nie było kadzielnicy, niczego nie było poza paroma
brudnymi niebieskimi wyściełanymi meblami, stołem, na
którym leżało kilka książek, i lustrem umieszczonym nad
łóżkiem chowanym w szafie. W końcu wyszła z kuchni, nio
sÄ…c szklankÄ™ mleka.
- Proszę - powiedziała. - Coś dla ochłody.
Ale mleko wcale nie było chłodne, było niemal gorące,
z żółtawym kożuchem na wierzchu. Pijąc je, czułem smak jej
ust i to, co jadła - chleb żytni i ser camembert.
- Bardzo dobre - powiedziałem. - Pyszne.
Siedziała u mych stóp, trzymając dłonie na moich kola
nach, i wpatrywała się we mnie zgłodniałymi oczami, tak
124
niezwykłymi i wielkimi, że mogłem się w nich zatracić. Była
ubrana tak samo jak poprzednio, w te same ciuchy, a ponieważ
mieszkanie świeciło pustkami, domyśliłem się, że to jej jedyne
ubranie. Moje niespodziewane przybycie pozbawiło ją szansy
użycia pudru czy różu, więc widziałem teraz zmarszczki pod
oczami i na policzkach. Zastanawiałem się, czemu nie za
uważyłem ich tamtej nocy, ale potem przypomniałem sobie,
że owszem - dostrzegłem je pod warstwą pudru i różu, tylko
że pózniej o nich zapomniałem, pogrążony przez dwa dni
w rozmyślaniach i marzeniach o niej, a teraz byłem tutaj i wie
działem, że nie powinienem był przyjeżdżać.
Rozmawialiśmy. Zapytała o moją pracę, ale tak tylko, dla
zachowania pozorów, bo nie interesowała jej moja praca. Ja
też odpowiedziałem dla zachowania pozorów, bo mnie rów
nież nie interesowała moja praca. Interesowało nas jedno
i Vera dobrze o tym wiedziała, bo dałem to jasno do zrozu
mienia, przyjeżdżając do niej.
Gdzie się" jednak podziały słowa i pragnienia, które ze so
bą przywiozłem? Gdzie te wszystkie fantazje i żądze? Co się
stało z moją odwagą i czemuż to śmiałem się teraz tak głośno
z tego, co wcale nie było śmieszne? Dalej, Bandini, poczuj
w sobie ogień, oddaj się rozkoszy - tak, jak to opisują w książ
kach. Dwie osoby razem w pokoju, jednÄ… z nich jest kobieta,
drugÄ… Arturo Bandini, ni pies, ni wydra.
Kolejna długa chwila milczenia, głowa tej kobiety leży na
moich kolanach, moje palce bawią się jej czarnymi włosami,
oddzielają siwe kosmyki. Obudz się, Arturo! Szkoda, że nie
widzi cię teraz Camilla Lopez, dziewczyna o dużych czar
nych oczach, twoja prawdziwa miłość, twoja księżniczka Ma-
125
[ Pobierz całość w formacie PDF ]