[ Pobierz całość w formacie PDF ]

księżycowa, cały świat pod nami tonął w mglistej pomroce: ani jedno światełko, bliskie
czy dalekie, nie rozpraszało ciemności. Dawno już wszyscy poszli spać, a okien dworu w
Wichrowych Wzgórzach nigdy stąd nie było widać. Jednak Katarzyna upierała się, że
12
widzi ich światło.
- Patrz! - wołała z przejęciem. - To mój pokój... świeca się pali... drzewa chwieją
się przed oknem... Ta druga świeca, na strychu, to u Józefa... On lubi siadywać do
póznej godziny. Czeka na mój powrót, żeby zamknąć bramę... Jeszcze chwilę musi
poczekać. Droga ciężka, cóż! - i serce ciężkie. Trzeba by przejść przez cmentarz w
Gimmerton. Nieraz chodziliśmy tam we dwoje, żeby pokazać, że się nie boimy;
stawaliśmy między grobami i wywoływaliśmy duchy dodając sobie wzajemnie odwagi...
Heathcliffie, czy odważysz się teraz przyjść, jeżeli cię zawołam? Jak przyjdziesz, już cię
nie puszczę. Nie chcę tam leżeć sama! Choćby mnie zakopali na dwanaście stóp
głęboko i przywalili całym kościołem, nie będę miała spokoju, póki do mnie nie
przyjdziesz. Nigdy, nigdy!
Urwała i dokończyła z dziwnym uśmiechem:
- Zastanawia się, wolałby, żebym ja do niego przyszła! Poszukaj więc drogi, ale
nie przez cmentarz... Jakiś ty powolny! A przecież zawsze mi towarzyszyłeś!
Widząc, że daremnie byłoby przemawiać jej do rozumu, zastanawiałam się, jakim
sposobem sięgnąć po okrycie dla niej, tak aby jej nie wypuścić z objęć, bałam się
bowiem pozostawić ją przy otwartym oknie. Wtem szczęknęła klamka i ku memu
przerażeniu wszedł pan Linton. Wracając dopiero teraz z biblioteki i przechodząc przez
sień usłyszał naszą rozmowę; tknięty ciekawością czy obawą, co robimy o tak póznej
porze, otworzył drzwi.
Zanim sam zdążył krzyknąć, gdy ten smutny widok ukazał się jego oczom,
zawołałam prędko:
- Ach! proszę pana, nasza biedna pani jest chora i zupełnie nie mogę dać jej rady.
Niech pan wejdzie i namówi ją, żeby się położyła. Niech pan zapomni o gniewie, bo
trudno z nią postępować inaczej, jak tylko ulegając jej woli.
- Katarzyna chora? - zawołał podbiegając spiesznie. - Zamknij okno, Ellen!
Katarzyno, co ty...
Umilkł, gdyż widok wynędzniałej twarzy pani Linton odjął mu mowę. Wodził tylko
od niej ku mnie przerażonym spojrzeniem.
13
- Pani się tu zamartwiała - mówiłam dalej. - Nie chciała jeść, ale się nie skarżyła.
Nie chciała nikogo z nas wpuścić, dopiero dziś wieczorem... Sami nie wiedzieliśmy, co
się z nią dzieje, więc nie mogliśmy pana zawiadomić o jej stanie. Ale to nic...
Czułam, że tłumaczę się niezręcznie. Pan zmarszczył brwi.
- A więc to nic, Ellen Dean, nic? - zapytał surowo. - Pózniej jaśniej mi
wytłumaczysz, dlaczego mnie o tym wcześniej nie zawiadomiłaś.
Objął żonę i wpatrzył się w nią z rozpaczą. Nie od razu go poznała. Jej błędne
oczy nie widziały go. Ale atak ten miał charakter przejściowy. Gdy odwróciła znużone
oczy od ciemności za oknami, stopniowo uwaga jej skierowała się na niego i zrozumiała,
kto ją trzyma w objęciach.
- A, więc przyszedłeś, Edgarze? - powiedziała z gniewnym ożywieniem. -
Należysz do tych, co się narzucają, gdy są najmniej potrzebni, a gdy są potrzebni, to ich
nigdy nie ma! Przewiduję teraz wielki lament... Ale to już nic nie pomoże. Przeniosę się
do ciasnego domku - tam niedaleko - na miejsce wiecznego spoczynku, zanim jeszcze
wiosna dobiegnie końca. Pamiętaj, nie między Lintonów, wewnątrz kaplicy, ale na
otwarte powietrze, pod kamień grobowy. A ty, jak będziesz wolał, czy do nich, czy do
mnie!
- Coś uczyniła, Katarzyno! - zaczął pan. - Więc już niczym nie jestem dla ciebie?
Więc kochasz tego nędznika, Heath...
- Milcz! - krzyknęła. - Zamilcz w tej chwili, bo jeśli wymówisz to imię, natychmiast
wyskoczę przez okno. To, co trzymasz teraz w ramionach, to będziesz mógł zachować,
ale zanim mnie podniesiesz, dusza moja będzie już znowu na tamtych wzgórzach. Nie
chcę cię, Edgarze! Rozczarowałam się do ciebie. Wracaj do swoich książek. Rada
jestem, że masz coś na pociechę, bo to, co czułam do ciebie, minęło bezpowrotnie.
- Pani bredzi - wtrąciłam. - Przez cały wieczór mówiła od rzeczy. Ale w ciszy, pod
troskliwą opieką znów przyjdzie do siebie... Na przyszłość musimy uważać, żeby jej nie
drażnić.
- Nie chcę już od ciebie żadnych rad - odparł pan Linton. - Wiedziałaś, jakie pani
ma usposobienie, a mimo to namawiałaś mnie, by ją dręczyć. I żeby ani razu nie
14
wspomnieć, co się z nią działo przez te trzy dni. Jesteś bez serca! Wielomiesięczna
choroba nie wywołałaby takiej zmiany!
Oburzona, że mam cierpieć z powodu czyichś kaprysów i humorów, zaczęłam się
bronić.
- Wiedziałam, że pani Linton jest uparta i bezwzględna - wołałam. - Ale nie
wiedziałam, że pan życzy sobie, aby pobłażać jej dzikiej naturze. Nie wiedziałam, że dla
jej przyjemności miałam patrzeć przez palce na zachowanie Heathcliffa. Ostrzegając
pana spełniłam obowiązek wiernej sługi i oto moja nagroda! Będę ostrożniejsza na [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl