[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wokół ust.
- Mam masę zainteresowań, które nie mają nic wspólnego z medycyną,
jeśli chcesz wiedzieć.
- Na przykład? - spytał z zabawnym błyskiem w oku.
- Nie sądzę, by zrobiło to na tobie wrażenie. Na przykład występuję w
przedstawieniu przygotowywanym przez nasze Towarzystwo Teatralne.
Jutro wieczorem mamy próbę. Nie myśl, że przychodnia wypełnia całe moje
życie. ,
Will nie mógł dłużej powstrzymywać uśmiechu.
- No, no - powiedział. - Powinienem się był domyślić, że jesteś aktorką.
- Może cię zainteresuje - jej głos zabrzmiał dumnie - że nie gramy
bynajmniej dla zabawy. Zbieramy fundusze na protest przeciw planom
twojego wuja. - Przeszyła go ostrym spojrzeniem i wyszła z pokoju.
Will opadł na krzesło i z dziką pasją zgniótł kartkę, którą trzymał cały czas
w dłoni i bezskutecznie spróbował trafić nią do pojemnika na śmieci. Od
czasu do czasu wracało do niego marzenie, by od nowa napisać scenariusz
dotychczasowego życia, i z goryczą stwierdzał, że to niemożliwe. Dzwonek
telefonu wzbudzał w nim nienawiść. W końcu od niego zaczęły się jego
obecne kłopoty.
Z przerażającą dokładnością pamiętał dzwięk starego aparatu
telefonicznego w głównym budynku przychodni w La-gardzie! Od tamtego
czasu minęły dwa miesiące, a widział ten moment niczym wyświetlany mu
przed nosem film. Był wówczas pewny, że dzwoni ojciec z życzeniami
urodzinowymi. U sufitu szumiał wentylator, rozbełtując gęste powietrze, na
zewnątrz grupka dzieciaków szczebiotała wesoło. Sięgnął po słuchawkę.
Miał ojcu tyle do powiedzenia.
O swojej pracy w buszu, o tym, jacy dobrzy są miejscowi ludzie...
Nie był to, niestety, oczekiwany przez niego głos. W słuchawce usłyszał
wuja, którego słowa brzmiały jak najgorszy z koszmarów i kompletnie
niweczyły nadzieję Willa na spędzenie kolejnego roku w Afryce. Po
ostatnim zaś, równie niespodzianym telefonie, Will nie wiedział, czy
powinien stać się dumny, czy cyniczny. Niełatwo jest być jedynakiem, na
którego barkach spoczywa cała odpowiedzialność. Nie pomagało nawet
wsparcie wuja. Tak czy owak, czuł się w tym wszystkim osamotniony. Miał
tylko nadzieję, że gdzieś na końcu drogi ujrzy światełko. Popołudniowe
spotkanie z ojcem pozwoliło mu spodziewać się jakiegoś rozwiązania.
Wystukał kilka cyfr na komórce.
- Czy to biuro prawne? - spytał. - Mówi Will Curtis. Proszę przekazać
panu Conradowi, że chciałbym z nim porozmawiać w sprawie ostatnich
rozstrzygnięć.
Próba nie wypadła najlepiej. Po pierwsze, nie pojawił się odtwórca
głównej roli, który zwichnął sobie nogę w kostce. Kathy z kolei była
zmęczona kłopotami w pracy, a zwłaszcza sprzeczką z Willem. Przez
moment zwątpiła we własne poczucie humoru, które zdawało się ją
opuszczać w nawale pracy oraz wtedy, gdy zbyt wiele czasu poświęcała
rodzinie Curtisów.
- Kathy, teraz ty wchodzisz. To bardzo ważna scena, nasz bohater wyznaje
ci miłość...
Na dzwięk słów Molly, reżyserki przedstawienia, Kathy poderwała się z
poczuciem winy.
- Wybacz. Możemy to powtórzyć? Chyba się pogubiłam - przyznała.
Molly znacząco uniosła wzrok ku niebu i powiedziała rozżalona w
przestrzeń, by słyszeli ją wszyscy obecni:
- No i co ja mam zrobić? Główna aktorka buja gdzieś w obłokach,
głównego bohatera w ogóle nie mamy... Zróbmy przerwę na herbatę, a ja
pomyślę, co jeszcze da się dzisiaj zdziałać.
- Widzę, że i tu zle się dzieje - Kathy usłyszała czyjś głos tuż przy uchu.
Obok stał nikt inny jak Will Curtis, w dżinsach i starej marynarce, z miną
chłopca, który ma ochotę nabroić.
- To ty? - Kathy uniosła brwi ze zdumienia. - Skąd się tutaj wziąłeś?
- Kolega, który wynajmuje mi barkę, powiedział, że potrzebujecie
technicznego. Znam się trochę na robocie w drewnie, więc przyszedłem.
Oczywiście - dodał ciepło - nie mogłem też nie ulec pokusie zobaczenia
ciebie na scenie. W końcu sama mi o tym wspomniałaś.
Kathy poczuła, że purpurowieje. Wcale go tu nie zapraszała. Nie miała
najmniejszej ochoty, by z sardonicznym uśmieszkiem przyglądał się, jak
odrzuca zaloty swojego partnera i w najważniejszym momencie zapomina
tekst.
- Nie sądziłam, że cię to zainteresuje - wyjąkała. - Poza tym, znając nasz
cel, mógłbyś czuć się skrępowany.
- Jakoś muszę z tym żyć - rzucił. - Przecież wiem, że nie wszyscy
popierają plany wuja. - Spojrzał na nią pogodnie.
- Ale nie masz mi za złe, że tu jestem? Człowiek powinien mieć jakieś
hobby. Najwyrazniej dobrze się bawicie.
Kathy nie znajdowała odpowiedzi poza tym, że dałaby wiele, by mieć
teraz na sobie coś bardziej kobiecego niż stare dżinsy. W tej samej chwili
wróciła Molly, ze scenariuszem pod pachą. Natychmiast doceniła urodę
Willa.
- Nowy rekrut? - zawołała radośnie. - A co potrafisz?
- Podobno nie macie technicznego. Jestem Will. Molly promieniała.
- Co za cudowna niespodzianka! Zwieża krew zawsze mnie cieszy! -
Jeszcze raz dokładnie mu się przyjrzała. - A może umiesz coś więcej?
Brakuje nam dzisiaj obsady.
- To znaczy?
Kathy przeszył dreszcz. O nie! Nie dopuści do tego, by Molly poprosiła...
- Nie możemy skończyć tej cholernej sceny! Byłbyś tak dobry i zagrał
partnera Kathy? Tylko dziś? Dzięki temu przebrnęlibyśmy przez całość.
Will był gotów, Kathy jednak zesztywniała.
- Będę zaszczycony - oświadczył. - Zrobię wszystko, co zechcesz,
Molly aż klasnęła w dłonie z ukontentowania.
- Zwietnie! Cisza! Will był tak miły, że zgodził się zastąpić Petera. Na
miejsca proszę i zaczynamy od początku.
Kathy roznosiła furia, zwłaszcza gdy patrzyła na Willa i nie potrafiła
odgadnąć jego myśli. Pewnie śmiał się w duchu. Ona tymczasem nie
wyobrażała sobie, że stanie za moment naprzeciw niego na scenie. W pracy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]