[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niezwykłego. Ale tu coś jest. - Odsunął kilka kartek na bok i przeczytał spisany na
maszynie raport. - Trochę rodzinnej historii. Jej starsza siostra, Joan, zmarła jakieś trzy
miesiące temu.
- Jak?
- Na zapalenie płuc. Z przyczyn naturalnych. Miała ledwie dwadzieścia trzy lata.
- Dlaczego to się znalazło w policyjnej kartotece?
- Ktoś uznał, że informacja jest istotna. To się zdarzyło tuż przed zgłoszeniem zaginięcia
Miriam. Może przez to sfiksowała. I jest akt zgonu jej brata Johna. Dwie rany postrzałowe.
Nie przeprowadzono śledztwa.
- Czy to nie wydaje ci się dziwne?
- Wygląda na to, że z powodu jego śmierci też nikt nie płakał. Musiała z nich być niezła
parka. O, jest:
Lawrence Wilson, dziadek. To on zgłosił zaginięcie.
- Tylko dziadek. A jej rodzice? Co powiedzieli? Przez chwilę studiował teczkę.
- Tu jest adres. Warto by było do nich wpaść. Możemy to zrobić jutro. Teraz
dowiedzmy się, czy odholowali mój samochód.
Ben zostawił swoje auto na parkingu motelu w Farmington, jakieś pięćdziesiąt
kilometrów od Shiprock; on i Cormac zatrzymali się tam na czas swojej pechowej
ekspedycji myśliwskiej. Po dwóch tygodniach sedan wciąż sterczał na parkingu,
niezauważony. Było to jedno z tych miejsc, które mogłyby powoli zapaść się pod ziemię i
nikt nie pomyślałby nawet, żeby wpadać w panikę. Motel należał do ogólnokrajowej sieci,
ale to nie mogło usunąć patyny wieku i zmęczenia, która go pokrywała. Która pokrywała
cały region.
- Zobaczmy, czy są rozbite szyby i brakuje radia - powiedział z bladym uśmiechem.
Nie były. Laptop i reszta rzeczy leżały zamknięte w bagażniku. Ale opony były pocięte.
Wszystkie cztery koła siedziały na felgach.
Ben patrzył na nie długą chwilę.
- Nie będę narzekał. Absolutnie nie mam zamiaru narzekać. To jest do naprawienia.
Musiałam się zgodzić. Jeśli coś jest do naprawienia, człowiek nie narzeka.
Wziął swoje rzeczy i poszedł wynająć dla nas pokój.
Zciany budynku nie potrafiły nas oddzielić od dziwnej atmosfery okolicy. Czułam się
tak, jakbym słyszała wycie, które było tylko w mojej głowie. W powietrzu nie niósł się
żaden prawdziwy dzwięk.
Ben siedział do pózna, na nowo zapoznając się z zawartością swojej aktówki i laptopa.
Znów szukał czegoś w sieci, znów robił notatki. Chciałam, żeby przyszedł do łóżka.
Pragnęłam, żeby mnie przytulił. Nagle przypomniałam sobie, że jest sobota, i włączyłam
radio z budzikiem przy łóżku.
- Słuchacie Ariel, Kapłanki Nocy.
Jakbym potrzebowała wpędzać się w jeszcze większego doła. Położyłam się na łóżku i
zapatrzyłam w sufit. Ben spojrzał na mnie ponuro.
- Musisz tego słuchać?
- Tak - odparłam obcesowo. Nie dyskutował więcej. Ariel nudziła w najlepsze.
- Przejdzmy do następnej rozmowy. Mam na linii Trish. Próbuje zdecydować, czy
powiedzieć matce, że dwa lata temu została zarażona likantropią i stała się wilkołakiem.
Problem w tym, że matka ma terminalne stadium raka. Trish, witaj.
O dziwo, nagle zrozumiałam, co ludzi przyciąga do takich programów i dlaczego
słuchają mojej audycji.
Zawsze gdzieś był ktoś, kto miał większe problemy. Można było na chwilę zapomnieć o
swoich. Albo cieszyć się potajemnie: całe szczęście, że to nie ja.
- Cześć, Ariel. - Trish płakała. Jej głos był zduszony i zachrypnięty.
- Porozmawiajmy o tym, Trish. Powiedz mi, dlaczego uważasz, że nie powinnaś
powiedzieć matce, co się stało.
- A po co? To ją tylko zmartwi. Nie chcę jej denerwować. Jeśli to prawda, że nie zostało
jej wiele życia, nie chcę, żeby przeżyła ten czas, gniewając się na mnie. Albo się mnie
bojąc. A kiedy już jej nie będzie... to przestanie mieć znaczenie. To nie ma znaczenia.
- A teraz wyjaśnij, dlaczego myślisz, że powinnaś jej powiedzieć?
Trish wzięła drżący oddech.
- Bo jest moją matką. Wydaje mi się... czasami mam wrażenie, że ona już wie, że coś
jest nie tak.
Podejrzewa, że coś się ze mną stało. A jeśli to jednak ma znaczenie? Jeśli jest jakieś
życie po życiu? Wtedy będzie wiedziała. Umrze, jej dusza będzie gdzieś tam, dowie się
wszystkiego i będzie rozczarowana, że jej nie powiedziałam, tylko zachowałam to przed
nią w tajemnicy.
- Nawet jeśli wiesz, że teraz ją to zmartwi.
- Tak czy inaczej, przegrywam.
- Czy masz w rodzinie jeszcze kogoś, z kim mogłabyś porozmawiać? Kto mógłby pomóc
ci zdecydować, co będzie dla niej lepsze?
- Nie, nie. Nie mam nikogo. Jestem jedynaczką, rodzice są rozwiedzeni, mama od lat nie
rozmawiała z ojcem. Tylko ja się nią opiekuję. Nigdy w życiu nie czułam się taka samotna.
- Była na granicy załamania.
Zdumiewało mnie, że w ogóle może mówić tak składnie.
- Jaki był twój pierwszy odruch? Zanim w ogóle zaczęłaś zastanawiać się nad tą decyzją,
co chciałaś zrobić?
- Chciałam jej powiedzieć. Bo widzisz... wszyscy zawsze gadają o tym, że powinno się
wszystko sobie wyjaśnić, zanim będzie za pózno. Ale ona jest taka chora, Ariel.
Powiedzenie jej czegoś takiego nie będzie żadnym wyjaśnianiem, to przysporzy jej
męczarni. Aatwiej jest milczeć. Staram się, żeby ten czas był dla niej jak najmniej bolesny,
jak najszczęśliwszy. Moje problemy i uczucia są nieważne.
- Ależ są ważne, inaczej byś do mnie nie zadzwoniła.
- Może i tak.
- To bardzo chwalebne, że chcesz odsunąć swoje uczucia na bok dla dobra matki
podsumowała Ariel. - Nie jesteś jednak przekonana, czy to właściwa droga, prawda?
- Nie. Zawsze rozmawiałam z mamą o wszystkim. I nie będę jej już miała. Nie chcę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]