[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wstał i z powrotem podążył na mostek. Ku swojej wielkiej radości spostrzegł nadchodzącą
Birknerową.
Matko, znalazłem Reginę! zawołał.
Ach, dzięki Bogu? A gdzież ona?
Na dole, w wąwozie!
Zwięty Panie!
Matko, trzeba natychmiast pobiec do domu grabarza. Musi przynieść ze sobą grube
powrozy. Ja tymczasem zejdę do wąwozu.
Nie mogę jej zostawić samej.
Idz, Gerhardzie! Ja natychmiast sprowadzę pomoc.
Nie od razu jednak ruszyła Birknerowa w drogę. Patrzyła jeszcze przez chwilę na Gerharda,
który zaczął się powoli, ostrożnie opuszczać w głąb jaru.
Potem dopiero pobiegła przed siebie, nie bacząc na przemoczoną odzież, która owijała się
133
dokoła nóg, utrudniając każdy krok.
Gerhard upatrzył sobie najdogodniejsze miejsce, do zejścia. Serce jego przepełniał
gorączkowy lęk o ukochaną. Schodził powoli po stromej skale, szukając po drodze w gąszczu
oparcia dla stóp i rąk.
Dyszał ciężko ze zmęczenia. Pokrwawił sobie ręce o ostre gałązki i ciernie, lecz niestrudzenie
posuwał się na dół, zbliżając się coraz bardziej do miejsca, gdzie znajdowała się Regina.
Dziewczyna spostrzegła zbliżającą się pomoc.
Po niespodziewanym upadku straciła od razu przytomność. Dopiero z chwilą gdy spadła
ulewa, odzyskała świadomość. Ogarnęło ją wówczas bezmierne przerażenie, zaczęła sobie
bowiem zdawać sprawę z grożącego jej niebezpieczeństwa.
Położenie było okropne, niemal bez wyjścia.
Zawisła wprawdzie w ciernistych krzewach, co należało uważać za wielkie szczęście, lecz
mimo to wyczuwała, że przy najlżejszym ruchu krzaki uginają się.
Po jakimś czasie spostrzegła rosnący nieco wyżej gruby pieniek.
Pełna lęku, uczepiła się tej jedynej deski ratunku.
Czas dłużył się. Każda godzina wydawała się wiekiem. Regina straciła wreszcie nadzieję.
Nagle usłyszała z góry głos Gerharda i nowa otucha wstąpiła w jej serce. Wierzyła, że Gerhard
ocali ją na pewno.
Po upływie kilkunastu minut spostrzegła ukochanego, który schodził w głąb wąwozu. A więc
nie omyliła się... Gerhard spieszył, aby ją uratować. Przestała się lękać o siebie, drżała teraz o
jego życie.
Na miłość Boską, Gerhardzie! Bądz ostrożny!
Nie lękaj się o mnie, ukochana!
Uważaj! Trzymaj się mocno!
Dobrze Reniu! Zaraz będę przy tobie. Czy możesz się jeszcze przez chwilę utrzymać?
Zdaje się, że tak. Na razie korzenie wytrzymują jeszcze ciężar. Jeszcze dwa kroki, jeszcze
jeden... Po chwili Gerhard znalazł się przy Reginie.
Zszedł umyślnie trochę niżej, aby móc ją podeprzeć. Znalazł mocne oparcie dla stóp, rękami
trzymał się krzewów, a ciałem swym podtrzymywał Reginę.
Nareszcie! westchnął głęboko. Nareszcie jestem przy tobie, moja ukochana, najmilsza,
jedyna... Teraz mi już wszystko jedno! Ratunek czy śmierć, mniejsza o to... Jesteśmy połączeni
134
na wieki!
Podniosła na niego swoje piękne, ciemne oczy i szepnęła tkliwie:
Nie, nie chcę teraz umierać, Gerhardzie...
Powiedziawszy te słowa, straciła znowu przytomność. Odezwały się następstwa przebytego
strachu i zdenerwowania.
Gerhard wciąż nadsłuchiwał. Wiedział, że przybrana matka postara się powrócić jak
najprędzej i sprowadzi kogoś na pomoc. Mimo to czas mu się dłużył, każda minuta wydawała
wiekiem.
Nareszcie usłyszał nad sobą gwar zmieszanych głosów, a potem okrzyk Birknerowej:
Gerhardzie! Jesteśmy!
Czy macie jakieś sznury?
Mamy grubą linkę.
Zrzućcie mi linę na dół! zawołał. Po chwili ujrzał zwisający nad sobą koniec sznura.
Pochwycił go i powoli pociągnął ku sobie.
Ilu mężczyzn jest na górze?
Trzech!
Gerhard ostrożnie owinął sznurem bezwładne ciało Reginy. Następnie końcem jego owiązał
mocno ramię. Pózniej krzyknął:
Mocno trzymać, ciągnąć bardzo powoli pod górę! Prawym ramieniem objął Reginę i
podtrzymując ją, zaczął się wspinać pod górę. Czynił to ostrożnie, starając się, by ostre ciernie
nie pokaleczyły ukochanej dziewczyny.
Długo trwała ta uciążliwa wędrówka. Wreszcie Gerhard dotarł do krawędzi wąwozu. Stojący
na górze mężczyzni pomogli mu wydostać się z jaru.
Birknerowa z głośnym łkaniem rzuciła się Gerhardowi na szyję.
Czy Reginka żyje?
Chwała Bogu, matko. Zemdlała tylko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]