[ Pobierz całość w formacie PDF ]

LR
T
szynką i groszkiem. Rozlewały ją na talerze, rzucając dookoła gniewne
spojrzenia.
Długi mahoniowy stół błyszczał, a porcelana była najlepsza, ale
wśród niej umieszczono najzwyklejsze butelki z sosem HP i ketchupem.
Na drugie danie podano stek oraz pasztet z wątróbek z frytkami i grosz-
kiem. Mięso było twarde, wątróbki więcej niż steków, a ciasto jak mokra
książka. Zaserwowano też wino według wyboru Phyllis  Blue Nun.
 Wynoszę się stąd szybko  szepnął Charles, który siedział obok
Agathy.
 Nie zostawiaj mnie  błagała.
Rozmowa była sztywna. Gawędzili między sobą o pogodzie i o lu-
dziach, których Agatha nie znała.
Podczas deseru  ciasta z kwaśnych jabłek polanego grudkowatym
sosem  Phyllis, zarumieniona z powodu wypicia kilku kieliszków Blue
Nun, zapytała:
 Kiedy dostanę moje prezenty?
 Zgodziliśmy się wszyscy, że damy ci je, kiedy podadzą brandy i
kawę.
 Jeśli macie na myśli koniec posiłku, to dobrze. Ale wiecie, że nie
lubię brandy. Możecie dostać mojego wina z dzikiego bzu.
 Agatho  krzyknęła przez stół  zbieram dziki bez i robię sama
wino. Nikt go nie lubi.
 Domyślam się  mruknął Charles.
Kiedy podano kawę, członkowie rodziny podnosili się jeden po dru-
gim, wychodzili i wracali z prezentami. Widać było, że żadne z nich nie
uważało za konieczne nadwyrężyć portfela, aby kupić starej kobiecie
przyzwoity prezent. Kilka osób dało książki, które Agatha rozpoznała ja-
LR
T
ko pochodzące z wyprzedaży w księgarniach specjalizujących się w tego
rodzaju pamiątkach. Jimmy podarował matce termofor w kształcie misia.
Fran wręczyła jej tandetny naszyjnik. Agatha widziała taki ostatnio w
sekcji jubilerskiej u Marksa i Spencera.
Sadie gapiła się na Agathę i Charlesa.
 A wy nie przynieśliście mamie prezentu?
 Nie mieliśmy czasu wpaść na jakąś wyprzedaż  wyszeptał
Charles.
Agatha czuła, jak śmiech bulgocze w jej wnętrzu. Próbowała go po-
wstrzymać, ale on wybuchnął i Agatha śmiała się i śmiała. Dopiero głos
Phyllis przerwał ten napad.
 Nie powiedziałam Agacie, że mam urodziny.
Agatha opanowała się, otarła oczy i przeprosiła, podczas gdy inni pa-
trzyli na nią podejrzliwie.
Kiedy wszyscy, z wyjątkiem Phyllis, krzywili się, pijąc wino z dzi-
kiego bzu, odezwała się ośmioletnia Jennifer.
 Moja babcia  powiedziała, mając na myśli Sadie  mówi, że
nie warto ci dawać nic dobrego, bo i tak wyrolujesz większość z nas.
Zapadła głęboka cisza. Potem odezwała się matka Jennifer, Lucy.
 Drogie dziecko tylko żartowało. Ta szkoła, do której ona chodzi,
jest straszna. Gdyby uczęszczała do prywatnej placówki, nie odzywałaby
się w ten sposób.
Phyllis podniosła się.
 Jestem zmęczona  ogłosiła.  Spotkamy się o szóstej na wcze-
snej kolacji.
LR
T
 Och, mamo  jęknęła Sadie.  Nikt, ale to nikt nie jada już ko-
lacji.
 Ja jadam  powiedziała twardo Phyllis.
 Ja chcę do domu  wrzasnęła Jennifer.
 Bardzo dobry pomysł, kochanie  przyznała jej matka.
Zawtórowała jej Sadie.
 Tak, naprawdę chodzmy, moi drodzy. Ona i tak nie zamierza nam
nic zostawić, nieważne, jak długo tu zostaniemy.
 Dobra myśl  potwierdziła Annabelle.  Ja też wychodzę.
 Dalej, chodzmy na spacer  zwrócił się Charles do Agathy.
Na zewnątrz spojrzał w niebo.
 Sądzę, że babie lato zbliża się do końca. Co za straszny lunch.
 Masz na myśli obiad  poprawiła go Agatha.
 Skoro Annabelle, Lucy i to straszne dziecko poszli, zostało mniej
ludzi do obserwowania. Tylko Sadie, sir Henry, Fran, Bert, Jimmy i Ali-
son. Nikogo z nich nie widzę jako potencjalnego mordercy.
 Więc przecierpmy to jeszcze do jutra. A może chcesz wyjechać
teraz?
 Phyllis płaci mi za cały weekend. Nie porzucaj mnie, Charlesie.
 Oczywiście, że cię nie opuszczę  zapewnił Charles, który już
planował zadzwonić do przyjaciela z prośbą, aby ten natychmiast go we-
zwał. To dałoby mu pretekst do wyjazdu.
 Oni chyba nadal są w jadalni  powiedziała Agatha.  Może
dobrze byłoby posłuchać, co mówią. Widzę sir Henryego, który chodzi
tam i z powrotem i macha rękami. Okna są otwarte. Jeśli podejdziemy
bliżej i staniemy za tymi krzakami wawrzynu, będziemy dobrze słyszeć.
LR
T
Podeszli ostrożnie do miejsca, gdzie zasłaniały ich krzaki. Dobrze
słyszeli głos sir Henryego, który mówił wyraznie.
 Usiłowałem dogadać się z nią. Jak można odciąć się od rodziny?
 A ty, Jimmy, nie będziesz jej błagał?  zapytał Bert.  Zawsze
byłeś jej ulubieńcem.
Dobiegł ich naładowany jadem głos Jimmy ego.
 Ulubieńcem?  splunął.  Przywiązany łańcuchem do tego za-
sranego sklepu.  Jak pani haluksy dzisiaj, pani Smith?". Fuj! Teraz oni
mnie nienawidzą, bo matka wszystko sprzedaje. Wkrótce utonę w dłu-
gach. Prosiłem, żeby mi pomogła, a ona odparła, że to do mnie należy
prowadzenie dochodowego interesu.
Włączyła się Sadie.
 Przypadkiem dowiedziałam się, że ona zmienia coś w testamen-
cie.
Nastało milczenie. Przerwała je Sadie.
 Powiedziała mi. Cieszyła się, że mi to mówi. Zamierza zmienić
go w przyszłym tygodniu. Wyznała, że dzień przed rozmową ze mną
kontaktowała się przez telefon z adwokatem. Pragnie wszystko zostawić
na budowę tego college'u technicznego ku czci ojca. Zacznie budowę jak
tylko sprzeda majątek, a jeśli umrze, chce mieć pewność, że budowa bę-
dzie kontynuowana. I zostawi college państwa, więc nawet nie będziemy
mogli gó sprzedać.
 Gdyby tylko padła trupem  warknęła Alison, żona Berta.
 Idę się położyć  powiedziała Sadie:  O, panno Crampton, tak,
może pani sprzątnąć ze stołu.
Charles i Agatha odeszli.
LR
T
 O, rety  powiedziała Agatha.  To brzmiało bardzo morder-
czo.
 Gadali jak banda nudziarzy  odparł Charles.  Odpocznij. Nic
się nie będzie działo.
 Masz rację. Zjem tę straszną kolację i rano wynoszę się stąd. Bę-
dziesz wolny w Boże Narodzenie i zjesz ze mną obiad?
 Aggie, jest dopiero pazdziernik.
 Wiem, ale zamierzam mieć naprawdę wspaniałe święta w starym
stylu.
 Twój ostatni świąteczny obiad był katastrofą. O co ci chodzi z
tymi świętami?
 Chcę mieć jedne święta takie, jakie  jak przypuszczam  po-
winny być.
LR
T
 Nigdy nie są idealne, Aggie. Dorośnij. Ludzie żyją w stresie, za
dużo piją, walczą i nienawidzą się. Jesteś ro mantyczką.
 Co jest grane? Obecnie nic, tylko seks, seks, seks i seks.
 Miłość zazwyczaj przychodzi w przebraniu. Jako żądza albo z
powodu opóznionego zaspokojenia, jak w  Brave New World".
 Pokażę ci, tylko zjaw się na moim świątecznym obiedzie. To
wszystko.
 A gdzie jest James?
 Podróżuje, ale jestem pewna, że na Boże Narodzenie będzie w
domu.
 I staniecie pod jemiołą?
 Wchodzę  zezłościła się Agatha.  O, czy to była kropla desz-
czu?
Charles spojrzał w niebo.
 Wygląda na to, że tak.
 Myślałam, że pogoda załamie się i będzie wspaniała burza z pio-
runami.
 A w huku grzmotu Phyllis osunie się martwa na stół, a jej trupia
twarz będzie oświedona blaskiem błyskawicy?
Agatha zaśmiała się niechętnie.
 Coś takiego.
 Przestań tworzyć scenariusz. Zycie tak często jest nudne i przewi-
dywalne.
LR
T
O szóstej markotne towarzystwo człapało z powrotem do jadalni. Na
zewnątrz ciągle padał deszcz. Usiedli, tak jak kazała Phyllis, która zajęła
swoje zwyczajowe miejsce u szczytu stołu. Oprócz Agathy i Charlesa po-
zostali członkowie rodziny opadli na krzesła. Stół był już nakryty, czajnik
z filiżankami, mleko i cukier stały na szafce z boku. Duży tort znajdował
się pośrodku stołu; składał się z cienkich kromek białego chleba z ma-
słem na spodniej warstwie, ciastek do herbaty na drugiej warstwie, roż-
ków na trzeciej i namiastki kremu na górze. Przed każdą osobą leżał ta- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blogostan.opx.pl