[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jednak to się opłacało, potrafił wykazać wielkie zalety. Dzięki przeróżnym zręcznym chwy-
tom wywierał ogromny wpływ na poddanych, na osoby bliskie, na swych kolegów.
Wespazjan był znakomitym żołnierzem. Osobiście prowadził kolumnę marszową. Wybie-
rał miejsce na obóz. Dniem i nocą toczył z wrogiem zmagania pomysłowością, a nawet, jeśli
zaszła potrzeba, ramieniem. Jadał co popadło, strojem zaś i wyglądem zaledwie się różnił od
szeregowca. Gdyby nie chciwość, niewiele by się różnił od wodzów z dawnych czasów. Mu-
cjan natomiast imponował wspaniałym gestem, bogactwem, tym, że pod każdym względem
przekraczał miarę człowieka prywatnego. Był zręczniejszy w rozmowie oraz bardziej do-
świadczony w planowaniu i kierowaniu sprawami polityki. 14
Poza tym, co powiada Tacyt, niewiele wiadomo o życiu Mucjana przed objęciem przezeń
namiestnictwa Syrii. Nieznany jest nawet jego ród. Oczywiście musiał on być zamożny i do-
stojny, skoro Mucjan osiągnął najwyższe godności państwowe. Nie sposób też stwierdzić, z
jakiej to przyczyny młody senator naraził się na gniew cesarza Klaudiusza. Wiadomo wszak-
że, że lepsze czasy nastały dla niego za Nerona. Otrzymał wtedy namiestnictwo Licji, górskiej
krainy w południowej Azji Mniejszej. Podróżując po swej prowincji, natrafił na miejsce roz-
koszne, którego obraz na długo zachował w pamięci.
Ogromny platan rósł przy zródle o bardzo zimnej wodzie. Stał w pobliżu drogi niby go-
spoda, pień bowiem miał wewnątrz pusty, spróchniały; była to jakby izba lub pieczara o ob-
wodzie ponad osiemdziesięciu łokci. Korona jednak rozpościerała się, zielona i bujna, bardzo
szeroko, ocieniając wielki szmat pola; a każdy jej konar mógłby być drzewem osobnym.
Ucztowałem opowiadał Mucjan wewnątrz plątana wraz z osiemnastu towarzyszami.
Spoczywaliśmy na miękkim posłaniu z mchów i liści, pokrywających kamienne ławy. Nie
docierał do środka nawet najlżejszy powiew wiatru. Słuchałem szumu deszczu padającego na
listowie korony nad nami i czułem się szczęśliwszy niż wtedy, gdym biesiadował wśród
lśniących marmurów i różnobarwnych malowideł pałacu, pod złoconą powałą.
Powróciwszy do Rzymu, Mucjan dostąpił godności konsula. W roku 67, o czym była już
mowa, objął jako legat cesarski Syrię, jedną z najważniejszych strategicznie prowincji Impe-
rium. Rezydując w jej głównym mieście, Antiochii, podejrzliwie i niechętnie obserwował
wojenne czyny Wespazjana, zazdroszcząc mu okazji zdobycia sławy. Toteż chyba się cieszył
w głębi serca, że oblężenie Jotapaty tak się przedłuża i trwa już dobrze ponad miesiąc.
14
Tacyt, Dzieje, I 10; II 5.
111
O PIERWSZYM BRZASKU WE MGLE
Nadszedł wreszcie czterdziesty siódmy dzień oblężenia. Pamiętny i decydujący, bo wtedy to
dopiero wały rzymskie, uporczywie wciąż podwyższane, wyrosły ponad mury Jotapaty; owe
trzy wieże, blachą obite, okazały się już niepotrzebne. Wyrok śmierci zawisł nad miastem. To-
też właśnie w tym dniu jeden z obrońców, przekonany, że to już ostatnie chwile Jotapaty, zbiegł
na tamtą stronę. Natychmiast postawiono go przed Wespazjanem. Zdradził wszystko, aby rato-
wać życie. Powiedział, że w mieście garstka zdolnych do walki mężczyzn jest już u kresu sił,
całkowicie wyczerpana ciągłym odpieraniem ataków i czuwaniem. Najlepiej, radził, byłoby
przypuścić szturm tuż przed świtem, kiedy sen morzy nawet posterunki na murach.
Słowa zbiega nie stanowiły rewelacji łatwo przecież było odgadnąć, że właśnie tak mają
się sprawy obleganych przyspieszyły jednak powzięcie decyzji; informacja zaś o najdogod-
niejszym momencie uderzenia wydawała się szczególnie cenna.
Dzień następny był to l miesiąca Tammuz, czyli już lipiec wstawał we mgle gęstej.
Oddział wybranych żołnierzy legionu XV pod osobistym dowództwem Tytusa i trybuna Do-
micjusza Sabina cicho podszedł ku murom i wspiął się na nie. Niemal bezszelestnie sprząt-
nięto drzemiące posterunki i wciąż w całkowitym milczeniu wkroczono w najbliższe za ob-
warowaniami ulice. Tuż za pierwszym oddziałem przeszli przez mury żołnierze legionu V;
tym przewodzili trybunowie Placydus i Sekstus Kalwariusz.
W mieście, które wreszcie się ocknęło, ozwały się tu i tam okrzyki przerażenia. Ktoś ujrzał
połysk legionowych pancerzy, ktoś inny usłyszał metaliczny szczęk broni, stukot sandałów,
ściszone rozkazy w obcej mowie. Od domu do domu poleciało straszliwe wołanie trwogi, a
budzący się mieszkańcy widzieli śmierć nad sobą. Drużyny rzymskich legionistów biegły
szybko naprzód przez wąskie uliczki, druzgocąc momentalnie słabe próby oporu tych, co w
desperacji i oszołomieniu jeszcze chwytali za broń. Niektórzy z ostatnich obrońców Jotapaty
ginęli zasieczeni mieczami; inni spadali z murów w przepaść, a jeszcze inni sami się zabijali.
Garstka ludzi ze straży na murach w porę spostrzegła wejście wroga i schroniła się w wieży
północnej. Tam stawiała opór przez chwilę, lecz wnet się poddała, widząc całkowitą bezna-
dziejność dalszej walki. Rzymianie wyrżnęli ich wszystkich na miejscu.
Sporo mieszkańców szukało ratunku w podziemnych kryjówkach, w piwnicach i w kana-
łach, a zwłaszcza w głębokich cysternach, kutych w skale; Jotapata bowiem, jak była o tym
już mowa, nie miała żadnych studni i zródeł, wyłapywano więc wodę deszczową do owych
zbiorników. Zdobywcy, zajęci tropieniem i zabijaniem uzbrojonej załogi miasta, początkowo
prawie w ogóle nie zwracali uwagi na te kryjówki. Jednakże oddział legionistów przypadko-
wo na którąś z nich natrafił. Siedział w niej pewien mężczyzna; gdy zrozumiał, że został do-
strzeżony i nic go już nie ocali, wychylił się z jamy i krzyknął do centuriona, żeby pomógł mu
wyjść. Rzymianin odruchowo pochylił się i podał rękę i w tejże chwili runął na ziemię wy-
jąc z bólu; dzida tamtego głęboko ugodziła go w brzuch od spodu. Była to wszakże jedyna
ofiara śmiertelna wśród Rzymian w dniu zdobycia Jotapaty; co najjaskrawiej dowodzi, jak
niespodziewanie zdołano zaskoczyć jej mieszkańców.
W dniach następnych Rzymianie przystąpili do dokładnego przetrząsania całego terenu
miasta, a więc owych podziemnych kanałów, grot i cystern. Podobnie jak wszędzie indziej
czasu tej wojny mężczyzn zabijali, kobiety zaś i dzieci brali do niewoli; pojmali i sprzedali
ponad tysiąc dwieście osób. Zaczęli też systematycznie burzyć, niszczyć i palić budynki oraz
obwarowania miasta, aby wszelki ślad zniknął po Jotapacie, która ośmieliła się tak długo sta-
wiać opór trzem legionom.
Od samego zaś początku jak najpilniej wywiadywali się i szukali, gdzie ukrywa się do-
wódca oblężonego grodu i głowa powstania w całej Galilei, Józef.
112
WSPOMINAM SNY SWOJE
[ Pobierz całość w formacie PDF ]